Rowerem wokół Bałtyku 1938, okładka

Rowerem wokół Bałtyku 1938 |Recenzja

Bernard Newman, Rowerem wokół Bałtyku 1938.Unikalny reportaż po Europie u progu katastrofy

Rowerem wokół Bałtyku 1938 Bernarda Newmana nie jest zwykłym bedekerem. To pełna uroku, smaku i ludzkich emocji opowieść o wybrzeżach Bałtyku jakich już nie poznamy.

W 1938 roku objeżdżając Bałtyk dookoła można było zwiedzić Danię, Szwecję, Finlandię, Estonię, Łotwę, Litwę, Związek Sowiecki, Wolne Miasto Gdańsk i polskie Pomorze oraz dwa razy zaplątać się do Trzeciej Rzeszy. Krajobrazy, mniejszości etniczne, mieszkańcy miast i zapadłych wsi, mnisi – to świat, który nieodmiennie poszedł w niebyt właściwie tuż po dotknięciu go kołami George’a.

Kiedy obieżyświaty poznawały kraje bałtyckie, ważyły się losy Czechosłowacji. Spokojne lato pozwalające na długie wycieczki zakłócały doniesienia o wątpliwości co do losów niemieckiej ludności w znajdującym się pod czechosłowackim zwierzchnictwem Sudetenlandzie.

Wojna wydawała się zarazem bliska i daleka, a większość mieszkańców Trzeciej Rzeszy nie dopuszczała do siebie możliwości konfliktu zbrojnego na większą skalę. A w tym wszystkim był on – brytyjski do szpiku kości Bernard Newman.

Towarzysz George

Bernard Charles Newman napisał ponad 140 książek różnych gatunków. Wraz ze swoim wiernym towarzyszem George’em (który był… rowerem) objeżdżał kraje europejskie, a swoje odczucia zawarł w dwudziestu książkach. Ten brytyjski dżentelmen potrafił zakpić nieraz z czytelnika, jak choćby w powieści Szpieg. Jej głównym bohaterem był nomen omen Bernard Newman, co dało asumpt do domysłów, że ta fikcja zawiera opis rzeczywistych wyczynów jej autora.

Jednak najbardziej frapujące są jego książki opisujące rowerowe wakacje w różnych krajach Europy. Co ciekawe George stał się dla czytelników i słuchaczy audycji radiowych większym bohaterem niż sam Newman. W momencie opisu jakiejś kraksy na drodze wszyscy bardziej drżą o los roweru niż samego autora.

A trzeba powiedzieć, że tej dwójce przygód nie brakuje. Nasz kraj odwiedzili czterokrotnie: w 1934, 1938, 1945 i 1958. Można więc powiedzieć, że na jego oczach Polska rozkwitła, upadła i powoli odbudowywała się w duchu socjalistycznym. Trudno nie dostrzec w jego reportażach zafascynowania miejscami, które odwiedza. Szczególnie pociągała go Polska, co do której nawet podczas kryzysu czechosłowackiego czuł sojuszniczą lojalność.

Robert Małkowicz reportażu

Newman nie jest rzetelnym kronikarzem. Bardzo często upraszcza, myli fakty, nonszalancko podchodzi do nazewnictwa, historii czy uwarunkowań geograficznych. Jednak podaje swoje obserwacje, odczucia, odmalowuje krajobraz w tak smaczny sposób, że nawet najbardziej twardy recenzent nie będzie miał serca wytknąć mu rażących błędów.

Jego opisy są tak plastyczne i urocze, że trudno choć na chwilę zmarszczyć brew na  kronikarską nonszalancję. Nawet najbardziej niedopracowany pod względem faktograficznym opis Newmana jest jak pyszny, jak podana przez Roberta Makłowicza opowieść o Wienerschnitzel mit Kartoffelnsalad.  A Newman myli się często – uczciwie przyznajmy.

Wydawnictwo we własnej mowie obronnej na wstępie tłumaczy język stosowany przez autora. Ten zabieg jest dość powszechny w obecnych czasach, co nie zmienia faktu, że razi mnie i zadziwia bardziej niż Newmanowska pomyłka w liczbie jezior znajdujących się na terytorium Finlandii.

Język ewoluuje – zgadzam się. Zmienia się wrażliwość językowa – zgadzam się. Ale tłumaczenie się za autora, który żył w zupełnie innych czasach i stosuje ówcześnie neutralne określenia – nie rozumiem. To już krok od cenzury prewencyjnej i cancelizowania dzieł światowej literatury za nieznajomość problemów językowych, które wyniknęły kilkadziesiąt lub kilkaset lat po ich stworzeniu.

Rowerem wokół Bałtyku 1938 – czy warto?

Książka Rowerem wokół Bałtyku 1938 należy do grupy literatury, którą na własny użytek określam mianem wdzięcznej. Jest absolutnie dla każdego, kogo ciekawi świat – zarówno ten, który nas otacza, jak i jest, który przeminął.

Nie trzeba mieć kompetencji językowych, szerokiej wiedzy historycznej czy geograficznej. Wystarczy chcieć wskoczyć razem z Newmanem na siodełko i dać się ponieść drodze. I być ciekawym, co ma dla nas za najbliższym zakrętem. No chyba, że kogoś uraża język stosowany ponad 80 lat temu i wymaga, żeby urodzony w 1897 roku autor wiedział, że nie wolno mówić Murzyn. To wtedy nie polecam.


Wydawnictwo Znak Horyzont
Ocena recenzenta: 6/6
Daria Czarnecka


Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Znak Horyzont.

Comments are closed.