Tam za górą jest strażnica…

 

I

_MG_3263Gdzieś daleko, na horyzoncie majaczy ciemny punkt. Przesuwa się wzdłuż granicy połyskliwej wody i jasnego piasku. Wzdłuż granicy… Kiedyś marzeniem było tak sobie iść, po zmierzchu, kiedy końmi przeorano plażę. Nie daj Boże, żeby ludzka stopa dotknęła świeżej bruzdy. Jeszcze chwila, a słońce skąpie się w Bałtyku. Punkt przybliża się, rośnie i przybiera ludzką postać. To człowiek w mundurze. Zapięty pod brodą pasek wojskowej czapki zdradza, że to żołnierz na służbie! Raz po raz podnosi lornetkę, patrzy w moją stronę albo na morze. Jest sam. Chwilę później za moimi plecami zatrzyma się zielony ARO z napisem WOP. Patrol WOP.

 

II

 

Nie, to nie są wspomnienia z przeszłości, chociaż muszę przyznać, że przez chwilę zapętliłam się we wspomnieniach. Czekając na tajemniczą postać, przeniosłam się do czasów, kiedy ojciec, w tajemnicy przed mamą, zamiast do przedszkola zabierał mnie do pracy na strażnicę WOP. Rano, w południe i wieczorem rozklekotanym gazikiem jechaliśmy na plażę. Tata wysiadał. Potem z tyłu auta podnosiła się zielona plandeka i jak z teatru wyskakiwali żołnierze. Jeden, drugi, trzeci, każdy z bronią, w opinaczach. Salutowali i odchodzili w stronę wieży obserwacyjnej, której stalowa sylwetka rysowała się częściowo na niebie, a częściowo na tle lasu. Taka scena powtarzała się kilka razy, jedni żołnierze wysiadali, inni wsiadali, więc gazik wyjeżdżał i wracał pełny. Byłam dumna z mojego taty, choć nie bardzo wiedziałam, o co chodzi w tej całej wymianie żołnierzy. Oni mówili do niego „obywatelu kapitanie”, a co śmielsi – „dowódco”, on do nich przez „wy” albo po nazwisku. Znałam ich imiona, a oni nosili mnie na barana, wycinali łódki z kory i rozśmieszali, ruszając uszami. Byłam maskotką, namiastką ich domu, który zostawili daleko, wspomnieniem młodszego rodzeństwa. Uwielbiałam pobyty u ojca w pracy. Z czasem zrozumiałam, że praca na granicy to nie tylko spacer po plaży.

 

III

 

_MG_3282„Pomysł przejścia ze Świnoujścia na Hel w mundurze żołnierza WOP z lat 70. zrodził się dwa lata temu, przy okazji kompletowania umundurowania i ekwipunku – pisze na swojej stronie Wojtek Bocewicz, rekonstruktor, miłośnik militariów. – Lubię dźwięk rosyjskiej v -ósemki, smród wachy, zloty militarne, rekonstrukcje historyczne. Lubię spać w Zile, wyciągać szlam ze starej niemieckiej torpedy i dorabiać drzwi do bunkra.” A oprócz tego lubi pomagać. I to właśnie tym, dla których pracuje, ludziom niepełnosprawnym umysłowo. Praca to jedno, a działalność społeczna to zupełnie coś innego. Idea przejścia plażą powstała w 2013 roku. Wojtek postanowił pokonać cały odcinek polskiego wybrzeża, szerząc ideę pomocy ludziom niepełnosprawnym umysłowo i zachęcając do przekazywania 1% podatku dla świnoujskiego koła Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym. Z przyczyn nieprzejednanej biurokracji nie udało się zorganizowanie kwesty, ale co szkodzi przekazać ludziom informację, że ktoś potrzebuje pomocy, rehabilitacji, że chce funkcjonować tak jak inni?! „Walczyć z biurokracją będziemy później, teraz będziemy szli” – powiedział Wojtek i 19 kwietnia wyruszył ze Świnoujścia na Hel. Żegnała go rodzina, znajomi i przyjaciele. Jak się później okazało, zarówno sam bohater, jak i akcja na szlaku zyskali potężną rzeszę sojuszników. Przypomnienie konieczności ochrony granic, rangi polskich pograniczników oraz ich rola to ważny element patriotyzmu. Rekonstrukcja jest dobrą lekcją historii. A jeśli dodatkowo zostanie uzupełniona o naukę niesienia pomocy, to w pełni realizuje zadania wychowawcze. Kapral Bocewicz pokonywał kolejne etapy wędrówki. Zmagał się z pogodą, własnymi niedomaganiami. A to ścięgna nie wytrzymały, a to skóra paliła żywym ogniem, kiedy wszechobecny piasek zawitał niespodziewanie do wojskowych buciorów. Równolegle, wzdłuż wybrzeża Bałtyku, jechał zielony ARO prowadzony przez Tomasza, brata Wojtka, również w mundurze WOP. Na pace prowiant, koce, lampa naftowa, pałatki – chcą być samowystarczalni, ale ludzie na trasie będą przekazywać ich sobie z rąk do rąk i pilnować, żeby żadnemu nic się nie stało, żeby mieli gdzie spać i się ogrzać, bo wieczory nad morzem chłodne. Kapral Bocewicz pokonuje kolejne etapy wędrówki, gdzie się nie da iść brzegiem – nadkłada drogi. Nie zniechęca go nawet brak zgody na przejście przez teren poligonu, ani zamknięty odcinek brzegowy rezerwatu ścisłego w Słowińskim Parku Narodowym. Idzie szlakiem, którym od 1945 roku chodzili polscy żołnierze WOP. Sekundują mu przypadkowo spotkani ludzie, witają serdecznie żołnierze Straży Granicznej, gospodarze nadmorskich miejscowości, pracownicy służb brzegowych. Spotkałam ich pod Ustką, obaj żołnierze zakwaterowali w Bunkrach Bluchera – gościnnej Twierdzy Ustka, dowodzonej przez Marcina Barnowskiego, dziennikarza i historyka, który powitał ich w mundurze polskiego żołnierza. Przy świetle naftowej lampy siedzieliśmy do późna w nocy, snuły się opowieści, wspomnienia, plany na przyszłość. Niedaleko od bunkrów, tuż za zakrętem, stoi strażnica, której dowódcą był mój ojciec, człowiek, który 40 lat spędził na granicy.

 

IV

 

26 kwietnia przyjęłam meldunek: „Zadanie wykonane”.

 

Katarzyna Lewańska-Tukaj

 

 

One Comment

  1. I am sure this article has touched all the internet people, its really really good piece of writing
    on building up new webpage.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*