Kircholm i światowa sława Chodkiewicza

Wojny o Dominium Maris Baltici. Kircholm i światowa sława Chodkiewicza

Bałtyckie wichry niosą huk dział, a wśród piasków Inflant rodzi się legenda – Kircholm i światowa sława Chodkiewicza – gdy garstka jazdy cwałuje na spotkanie lawiny. Zderzają się ambicje królów, handlowe imperia i upór żołnierzy, a kurz bitewny odsłania cenę marzeń o Dominium Maris Baltici. To opowieść o kalkulacji i szaleństwie odwagi, która na zawsze zmieniła mapę strachu na północy.

Wojny ze Szwedami wcale nie zaczęły się za czasów Zygmunta III Wazy, jako walka o zachowanie szwedzkiej korony dla wybranego w 1587 roku syna króla szwedzkiego Jana III Wazy i królewny polskiej Katarzyny Jagiellonki, po kądzieli wnuka króla Zygmunta Starego i królowej Bony. Prawdziwą przyczyną tzw. pierwszej wojny północnej i walk ze Szwedami i Moskwą był postępujący upadek Zakonu Kawalerów Mieczowych.

Na tereny przez nich zajmowane zaczęło ostrzyć sobie zęby kilka państw. Chodziło o szerszą rywalizację prowadzącą do dominium Maris Baltici. Czyli walkę o panowanie nad Bałtykiem, który w tamtym okresie był kluczowym obszarem dla całej północnej Europy. Inflanty były więc łakomym kąskiem dla Litwy i Polski, dla Moskwy, dla Szwecji i Danii.

Carstwo Rosyjskie, w nomenklaturze europejskiej cesarstwo – którego powstanie „prawem kaduka” ogłosił Iwan IV Groźny, wielki książę moskiewski, i mianował się carem w 1547 roku [1], chciało mieć niezamarzające porty na Bałtyku i prowadzić samodzielnie handel z zachodnią Europą. Port w Narwie dawał im szansę na własny handel, port w Rydze dałby Moskwie dodatkowo możliwość kontrolowania handlu litewskiego. Dla Zygmunta Augusta, króla, ale i wielkiego księcia litewskiego, Inflanty z portem w Rydze były szansą na rozwój gospodarczy Litwy. Szwecja i Dania, kraje morskie posiadające floty wojenne, też chciały położyć ręce na handlu z Wielkim Księstwem Moskiewskim i dalej ze wschodem, a handel litewski byłby dodatkowym bonusem. Musiało dojść do spięcia.

Zaczął Iwan Groźny [2]. W listopadzie 1557 roku 40-tysięczne wojsko moskiewskie wyruszyło z Nowogrodu do Pskowa, a wydzielone oddziały, uderzając z Iwanogrodu, zajęły ujście Narwy i przystąpiły do budowy bazy morskiej. Pod koniec stycznia 1558 roku wojska Iwana uderzyły na pogranicze inflanckie, grabiąc i niszcząc wiele miejscowości. Inflantczycy zwrócili się o pomoc do Zygmunta Augusta, ten jednak zasłonił się obowiązującymi traktatami z Moskwą.

Czując się bezkarnie, Iwan Groźny w kwietniu 1558 roku rozpoczął właściwy podbój Inflant. Moskiewskie wojska zdobyły w maju Narwę, w czerwcu Syreńsk i Neuhausen, w lipcu Dorpat. Do października 1558 roku wojska moskiewskie zdobyły ponad 20 zamków inflanckich, m.in. Wessenberg, Neuhof i Tolfsburg, docierając pod Weissenstein (Biały Kamień), Trykat, Kirempe w środkowej i wschodniej części kraju. Zagarnęły obszary wschodniej Estonii i północno-wschodniej Liwonii. 15 stycznia 1559 roku nowa armia moskiewska ruszyła na Rygę, ale jej nie zdobyła.

Wobec agresji wojsk moskiewskich z 1558 roku, władze Zakonu Kawalerów Mieczowych zdecydowały się podpisać pod koniec sierpnia 1559 roku układ sojuszniczy z Zygmuntem II Augustem, według którego Zygmunt jako wielki książę litewski obejmował protektorat nad Inflantami.

Dwa lata później (28 listopada 1561 roku) nowo wybrany wielki mistrz inflancki Gothard Kettler zgodził się na wcześniej wysuwane propozycje polsko-litewskie; przeszedł na protestantyzm, przeprowadził sekularyzację zakonu, wcielił Inflanty do państwa polsko-litewskiego i został lennikiem Jagiellona z księstwa Kurlandii i Semigalii. Wcześniej, bo w 1560 roku, w Inflantach wylądowała armia duńska i zajęła wyspę Ozylię – naprzeciwko Zatoki Ryskiej. Rok później Szwedzi opanowali Estonię z Rewlem (dzisiejszy Tallin).

W 1563 r. wojska Iwana IV Groźnego uderzyły na Litwę, zdobywając m.in. Połock. Wkrótce po tym Polska i Dania zawarły oficjalny sojusz, łączący oba państwa we wspólnej walce z Rosją i Szwecją. Tak zaczęła się pierwsza wojna północna. Trwała siedem lat, ze zmiennym szczęściem. Przełom nastąpił, kiedy w 1568 roku w Szwecji tron zajął Jan III Waza, ożeniony z Katarzyną Jagiellonką, siostrą Zygmunta II Augusta.

Odtąd Polska i Szwecja stały się sojusznikami, a Dania oczywiście przeszła do moskiewskiego obozu. Wojna wygasała i w 1570 roku podpisano pokój z Danią, a z Moskwą rozejm na 11 lat. Iwan Groźny uzyskał Połock, wschodnią część Inflant, część Estonii oraz kawałek ziemi witebskiej. Polska i Litwa zachowały znaczną część Inflant z Rygą oraz Parnawą, zwierzność lenną nad Kurlandią i Semigalią. Dania zachowała wyspę Ozylię, Szwecja – część Estonii.

Jagiellon po kądzieli na tronie

Kiedy tron w Rzeczypospolitej w wyniku wolnej elekcji objął Stefan Batory, w trzech zwycięskich kampaniach odzyskał Połock (sierpień 1579), w 1580 roku zdobył Wielkie Łuki, a w 1581 oblegał Psków. Pokój zawarty w Jamie Zapolskim przyniósł Rzeczypospolitej zagarniętą przez Moskwę, w wyniku wojny północnej, część Inflant (Ruś Moskiewska zrzekła się nawet roszczeń do Inflant) oraz Połock. Dodatkową korzyścią było osłabienie tego wieloletniego wroga Litwy, zamknięcie mu dostępu do Bałtyku, a wszystko razem spowodowało, że skutecznie udawało się opóźniać wzrost zdobyczy terytorialnych tego państwa na zachodzie przez prawie sto lat.

Kiedy w 1587 roku polskim królem obrany został Zygmunt III Waza, Jagiellon po kądzieli, wydawało się, że w sojuszu ze Szwecją uda się wreszcie na trwałe poskromić zakusy terytorialne Moskwy – z korzyścią dla obu królestw. Tym bardziej, że Zygmunt III był naturalnym następcą na szwedzkim tronie. Z czasem mogłaby więc mieć również miejsce unia personalna Polski i Szwecji.

I tak się stało, Zygmunt III po śmierci ojca został w 1594 roku królem Szwecji. Niestety w stosunku do ojczystego kraju, jego szlachty i wielmożów, popełnił trzy poważne błędy. Po pierwsze, chociaż po długich targach, zgodził się, by pod jego nieobecność w Szwecji jego nad wyraz ambitny stryj, książę Karol Sudermański, stanął na czele królewskiej rady i, co więcej, pełnił obowiązki regenta państwa szwedzkiego [3].

Taka pozycja Karola w dużej mierze pomogła mu zdetronizować Zygmunta III. Po drugie, po nieudanej wyprawie do Szwecji, mającej pokonać Karola i jego zwolenników, przekazał Rzeczypospolitej Estonię (która nie była dla Polski szczególnie ważna), czym do końca zraził sobie szwedzką szlachtę. Po trzecie, w protestanckiej Szwecji za bardzo obnosił się ze swoim katolicyzmem, wywołując obawy szlachty, że będzie chciał siłą nawrócić kraj ponownie na katolicyzm.

Na marginesie, ten ostentacyjny katolicyzm Zygmunta ściągnął na niego wiele kłopotów w Polsce (mało kto wie, że wśród polskiej szlachty było wielu wyznawców protestantyzmu – głównie luteran i kalwinistów, a za Zygmunta Augusta polski sejm w większości składał się właśnie z protestantów!).

Sudermańczyk atakuje

Karol, który po detronizacji bratanka przyjął imię Karola IX Sudermańskiego, nie był pewny swojej władzy (koronował się dopiero w 1607 roku). Jednocześnie nie zamierzał biernie czekać, aż król Polski upomni się po raz kolejny o swoje prawa do tronu szwedzkiego. Postanowił zaatakować pierwszy, uderzając w najbardziej wrażliwy obszar Rzeczypospolitej – Inflanty. 19 sierpnia 1600 roku wylądował na czele swej armii w Rewlu i Narwie (Estonia).

Armia szwedzka liczyła ok. 10 000 żołnierzy, a gdy dołączyła do niej szlachta estońska i chłopska piechota dymowa, siły szwedzkie wzrosły do 14 000 żołnierzy. Przeciwstawić się im mogło jedynie 2400 zaciężnych żołnierzy (w tym 800 husarii i 1000 piechoty) pod dowództwem wojewody wendeńskiego Jerzego Farensbacha. Wkrótce jego siły trochę wzrosły dzięki przybyciu posiłków w postaci Tatarów litewskich. Zawiodły kontyngenty miasta Rygi, posiłki kurlandzkie, pospolite ruszenie inflanckie.

Wielokrotnie słabszy Farensbach nie mógł powstrzymać szwedzkiej ofensywy. Wygrał co prawda kilka potyczek i pobił oddział Szwedów w październiku w bitwie pod Karksi, nie zdołał jednak zapobiec utracie Parnawy, Fellinu i Dorpatu, który skapitulował 6 stycznia 1601 roku.

Rozochoceni i pewni siebie Szwedzi, dzień po zdobyciu Dorpatu, w sile 3 tysięcy żołnierzy, zaatakowali polski obóz w okolicach Kiesi. Siły polskie pod dowództwem wojewody parnawskiego, płk. Macieja Dembińskiego, liczyły ok. 700 żołnierzy, w tym 350 husarzy. Chociaż szwedzki atak był zaskoczeniem, doświadczeni żołnierze szybko sformowali szyki. Przebieg bitwy opisał kronikarz Reinhold Heidenstein. Wynika z niego, że decydujący był atak husarii, która jednym uderzeniem rozbiła szwedzką jazdę na lewym skrzydle, która w panice zaczęła uciekać w kierunku skutej lodem rzeki Gawii.

Lód nie wytrzymał ciężaru jeźdźców i koni, więc kto nie zginął od polskich szabel i kopii, ten utonął w głębokiej i bystrej rzece. Tymczasem na centrum i prawe skrzydło Szwedów uderzyły dwie chorągwie husarzy i pozostali nasi żołnierze. Kiedy piechurzy zobaczyli powracających znad rzeki polskich husarzy, również rzucili się do ucieczki. Szwedzi ponieśli druzgocącą klęskę – historycy zgodnie twierdzą, że zginęło około 2000 z nich. Straty Polaków i Litwinów były niewielkie [4]. Niestety zwycięstwo pod Kiesią zostało zaprzepaszczone, bowiem nieopłacone oddziały polsko-litewskie w zasadzie rozeszły się, grabiąc – w poszukiwaniu żywności – wsie w nieomal całych Inflantach.

Szwedzi szybko otrząsnęli się z klęski pod Kiesią i, wykorzystując słabość sił Rzeczpospolitej, znów ruszyli z natarciem. Szybko zdobyli Wolmar, dotarli aż do Dźwiny. Pojawili się pod Rygą, której obroną kierował Jerzy Farensbach. Pod koniec marca 1601 roku zaczęli oblężenie Kokenhausen. Miasto padło 1 kwietnia, ale dalej broniła się w zamku polska załoga. Karol Sudermański, nie potrafiąc zdobyć zamku, pozostawił w mieście ok. 2500 żołnierzy, by blokowali Polaków i wzięli ich głodem. Przekazał też dowództwo swojemu synowi z nieprawego łoża – Karlowi Karlssonowi Gyllenhielm – i ruszył do Szwecji po nowe oddziały.

Rzeczypospolita zbiera siły

Wiosną 1601 roku obudzono się w Rzeczypospolitej, a sejm na poważnie zajął się wojną w Inflantach wojną i uchwalił naprawdę duże podatki. Dowództwo nad tworzoną armią powierzono hetmanowi wielkiemu koronnemu Janowi Zamoyskiemu. Jednak, jak to w dawnej Polsce bywało, podatki zbierano powoli. Do czasu utworzenia nowej armii opór Szwedom miał stawić, na czele niezbyt dużych sił, hetman wielki litewski Krzysztof „Piorun” Radziwiłł, który 30 kwietnia zarządził koncentrację prywatnych pocztów magnackich, zaciągniętych oddziałów zaciężnych oraz piechoty wybranieckiej. Celem wyprawy miało być odblokowanie oblężenia zamku Kokenhausen.

Pierwszy pod miasto przybył Janusz Radziwiłł z niespełna 1000 ludzi, potem marszałek wielki litewski Krzysztof Dorohostajski, a 29 maja sam hetman. Kiedy 8 czerwca nadciągnął płk Jan Karol Chodkiewicz, polskie siły osiągnęły liczebność ok. 3700 ludzi. W kierunku miasta, pod obóz litewski, ruszył też Gyllenhielm, prowadzący ok. 4000 jazdy, 900 piechoty i 17 dział. Do bitwy doszło rano 23 czerwca 1601 roku. Szwedzi uszykowali piechotę w centrum, osłaniając ją kozłami hiszpańskimi. Na skrzydłach stanęli rajtarzy – po 2000 na każdym, w dwóch rzutach.

Hetman Radziwiłł wyprowadził z obozu ok. 1600 husarzy, 1360 jazdy kozackiej i 500 piechurów (za H. Wisner, Kircholm 1605). Jazda została zgrupowana w 5 pułkach: J. K. Chodkiewicza, K. Dorohostajskiego, Jerzego Radziwiłła, P. Stabrowskiego i walny samego hetmana Radziwiłła. Piechota w centrum (część na szańcach naprzeciw miasta). O zwycięstwie znów zadecydowały niepowstrzymane szarże husarii wspieranej przez kozaków (pancernych). Bitwa trwała dosyć krótko, szwedzka jazda w końcu uciekła z pola walki, najdłużej opór stawiali piechurzy, których wielu zginęło. Straty szwedzkie szacowano na 2000 ludzi, litewskie – na ok. 80 zabitych i 100 rannych. Wkrótce po bitwie skapitulowali też Szwedzi z załogi miasta.

Początkowo po klęsce Szwedzi zamknęli się w miastach i zamkach. Jednak już pod koniec lata 1601 połączone siły Karola, Carla Gyllenhjelma i Jana hr. Nassau liczące ok. 14 tys. ludzi i 20 dział stanęły pod Rygą i podjęły próbę zdobycia miasta. Dopiero wieści o nadciągającej armii Rzeczpospolitej (15 tys. żołnierzy, 50 dział) z królem Zygmuntem III i hetmanem wielkim koronnym Janem Zamoyskim skłoniły Karola Sudermańskiego do odstąpienia i powrotu do Szwecji po kolejne posiłki.

Jesienią 1601 roku Jan Zamoyski zaczął metodyczne odbijanie kolejnych twierdz Szwedom (niestety hetman odrzucił pomysł doświadczonego Farensbacha – m.in. hetmana szlachty inflanckiej – aby silnym 6–8 tys. oddziałem przenieść wojnę do Finlandii). W grudniu zdobyto Wolmar, w maju 1602 – Fellin, we wrześniu – Biały Kamień.

Niestety to był już ostatni duży sukces tej mozolnej kampanii, chociaż wojska polsko-litewskie nie tylko oblegały miasta, a stoczyły również kilka istotnych, zwycięskich potyczek (Ergene – 6 listopada 1601, Poltsaama – 1 marca 1602, Tartu – 27 marca 1602, Rewel – 30 czerwca 1602). Karol Sudermański uchylał się jednak od walnej bitwy. Po zdobyciu Białego Kamienia wojna zamarła z powodu wyczerpania obu stron. Król Zygmunt Inflanty opuścił już 5 grudnia 1601, to samo zrobił Zamoyski pod koniec 1602 r., kiedy nieopłacona jazda odmówiła dalszej służby. W Inflantach jako dowodzący został hetman polny litewski J. K. Chodkiewicz.

Hetman ciągle borykał się z brakiem pieniędzy i żywności dla żołnierzy, pomimo tego istotnie trzykrotnie pokonał szwedzkie oddziały – w marcu 1603 roku pod Rakwere, w kwietniu odebrał Szwedom Dorpat; w 1604 odniósł zwycięstwo w bitwie pod Białym Kamieniem, gdzie dowodząc oddziałem w sile ok. 2 tys. ludzi pobił pięciotysięczną armię szwedzką. We wrześniu 1605 roku stanął przed nowym wyzwaniem, liczne wojska Karola Sudermańskiego znów obległy Rygę. Na wieść o tym Chodkiewicz zmobilizował swoje oddziały i ruszył z odsieczą. 26 września znalazł, rozbił obóz nad Dźwiną, niedaleko Kircholm – do ok. 15 kilometrów od Rygi.

Policzym Szwedów, jak ich pobijemy

Wbrew rozpowszechnionemu mniemaniu, powyższych słów nie wypowiedział hetman polny litewski J. K. Chodkiewicz, ale to właśnie do niego skierował je jeden z towarzyszy pancernych, kiedy wódz uprzedzał swoje oddziały o sporej przewadze przeciwnika. A dysproporcja sił, jakie spotkały się 27 września pod Kircholmem, była wręcz ogromna.

Zgodnym zdaniem współczesnych Szwedzi na pole bitwy w pobliżu Dźwiny przywiedli 11 tys. piechoty i 3 tys. jazdy. Wojska litewskie, jak pisał w relacji sam Chodkiewicz, liczyły 3400 ludzi. Według autora Nowin z Inflant… (wydrukowanych w Krakowie 1605 roku) było ich 3700, a Lars Bojer [5] doprecyzował strukturę wojsk na 2700 jazdy i 1000 piechoty. Różnice w dokładnym szacowaniu sił obu armii przez historyków (dla nas nie tak istotne) opisuje dokładnie H. Wisner w pracy Kircholm 1605 (str. 117–125).

Armia szwedzka stanęła na przeciwległym względem Polaków wzgórzu, w odległości jednego kilometra od wojsk litewsko-polskich. Karol Sudermański podzielił piechotę na 13 większych oddziałów, a jazdę – na 11 i ustawił je w szachownicę. W pierwszym rzucie stanęło siedem czworoboków piechoty (z 11 działami), a za nimi, w przerwach pierwszej linii, sześć regimentów jazdy (rajtarów – prawym skrzydłem jazdy dowodził hrabia Joachim Fryderyk von Mansfeld, natomiast lewym skrzydłem jazdy dowodził pułkownik Henryk Brandt). Dalej stanęło sześć kolejnych czworoboków piechoty i, najdalej od sił Chodkiewicza, odwód złożony z pięciu regimentów jazdy.

Spróbujmy odtworzyć ustawienie polsko-litewskiej armii, posiłkując się głównie dwoma publikacjami – wspomnianymi już Nowinami z Inflant oraz Erazma Rzętowskiego Sławy roku szczęśliwego w Inflanciech… (wydanej też w 1605 roku). Z przeglądu chorągwi wynika, że początkowo było 1040 piechoty i 2400 jazdy, jak też nieznana liczba wolontariuszy i uzbrojonej czeladzi.

Hetman Jan Karol Chodkiewicz zostawił w obozie nad Dźwiną (otoczonym taborem, uformowanym z trzech szeregów spiętych łańcuchami wozów) niewielki oddział piechoty – około 150 żołnierzy piechoty oraz 2 działa. Pozostałe oddziały piechoty (1040 żołnierzy) ustawione zostały w centrum szyku, na stokach wzgórza, w dwóch kolumnach pierwszego rzutu armii, z dwoma działami. W lukach między oddziałami piechoty hetman ustawił 300 husarzy dowodzonych przez porucznika Wincentego Woynę. Za pułkiem Woyny stanął odwód w postaci dwóch husarskich chorągwi liczących razem ok. 200 ludzi pod dowództwem Teodora Lackiego.

Lewym skrzydłem, złożonym z trzech rzutów, dowodził Tomasz Dąbrowa. Na czele stanęło 200 husarzy tegoż Dąbrowy. W drugim rzucie – 100 husarzy, 210 arkebuzerów czy rajtarów i 100-osobowy oddział jazdy kozackiej. W trzecim rzucie – dwie chorągwie husarii (200 jezdnych) pod wodzą Machowskiego, za nimi wolontariusze. Łącznie 500 husarzy, 210 rajtarów, 100 kozaków, wolontariusze. Prawe skrzydło również składało się z trzech rzutów, w skład których wchodziło sześć chorągwi (650 husarzy i wolontariusze), a dowodził rotmistrz Jan Piotr Sapieha. Na czele stanęły dwie chorągwie skrzydlatej jazdy w sile 250 konnych.

Z tyłu, przed obozem, stanęły też 4 chorągwie tatarskie z ok. 350 konnymi.

Zanim jeszcze rozpoczęła się bitwa, za Dźwiną pojawił się silny (ok. 300 rajtarów) oddział z księciem Kurlandii Fryderykiem (Kettlerem) na czele. Po przeprawie brodem wzmocnili centrum, stając za pułkiem Woyny.

Pułapka na Karola Sudermańskiego

Armia szwedzka stała na dogodnej pozycji na wzniesieniu, od sił polsko-litewskich oddzielała ją piaszczysta, ale jednak dogodna dla kawaleryjskiej szarży, równina. Obaj dowódcy czekali na rozpoczęcie ataku przez tego drugiego. Około południa hetman postanowił działać. Przede wszystkim wezwał harowników do powrotu w szeregi. Czy zrobił coś jeszcze? Może zarządził jakiś ruch w swoich oddziałach? Już się tego nie dowiemy. Pewne jest tylko to, że niespodziewanie Sudermańczyk wydał rozkaz ataku. Około 5600 piechurów pierwszego rzutu, ciągnąc ze sobą 9 (z 11) dział, ruszyło do ataku. Stojąca za piechotą rajtaria (1300 jeźdźców) podzieliła się i zajęła pozycje na skrzydłach. Następnie powoli ruszyła trzecia linia i odwód Szwedów.

Uporządkowany marsz siedmiu czworoboków – z długimi pikami i ciężkimi muszkietami – nie jest łatwy. Szeregi szwedzkie rozciągnęły się w marszu, straciły zabójczą zwartość. Kiedy zeszli na równinę i wypaliły działa (z obu stron, nie powodując prawie strat), wtedy do szarży ruszyli husarze Woyny i kurlandzcy rajtarzy – nawała 600 ciężkozbrojnych jeźdźców, najpierw stępa, potem kłusem, a na końcu galopem, ścieśniając jednocześnie szeregi, uderzyła w piechotę i… zaczęła brać nad nią przewagę. „Przełomili nie bez straty swojej” – czytamy w Nowinach z Inflant.

Z lewego skrzydła ruszyła kawaleria Dąbrowy, która zatoczyła łuk, by uderzyć z wiatrem, po to, by dym i kurzawa spod końskich kopyt na piaszczystym gruncie utrudniały wrogowi obserwację. Dosyć szybko rozgromili prawoskrzydłową kawalerię Mansfelda, liczącą 600 ludzi, i uderzyli, jadąc na karkach uciekającego wroga, na szwedzką piechotę. Za rajtarami ruszyły w pościg chorągwie tatarskie, a jeźdźcy wycinali skłębioną piechotę. Trochę trudniejsza sytuacja była na skrzydle Sapiehy, tym bardziej, że Karol skierował tam swój odwód. Czujny Chodkiewicz zarządził atak husarii Lackiego. To zadecydowało o klęsce szwedzkiej jazdy. Według opisów bitwy walka kawalerii trwała bardzo krótko – od kilkunastu minut do pół godziny.

Dłużej trwała rozprawa z piechotą Karola, która trwała w dwóch rejonach: w miejscu pierwszego starcia z piechotą pierwszego rzutu, w czym jeźdźców wsparli polscy piechurzy, a przełomu dokonały podciągnięte działa, oraz wokół kircholmskiego kościoła, gdzie bronili się piechurzy trzeciego rzutu. Ponadto uciekających rajtarów powstrzymał król Karol i dwukrotnie rzucał ich do kontrataków wzdłuż drogi prowadzącej do Rygi. Druga próba nieomal okazała się zabójcza dla króla. Został ranny, tak jak jego koń. Od niewoli, a może śmierci, uratował go inflancki rajtar Fryderyk Wrede, który oddał władcy swojego wierzchowca, co więcej – sam zginął, próbując powstrzymać pogoń (na kircholmskich polach w XX wieku stanął obelisk upamiętniający jego czyn). Cała walka nie trwała dłużej niż trzy godziny.

Bezpośrednie i dalsze skutki bitwy

Wiemy, że w bitwie zginęli m.in. generał Lenartsson i książę Fryderyk Luneburski, pułkownik Brandt trafił do niewoli. Polski uczestnik bitwy tak wspominał te końcowe chwile walki: „(…) W samym pobojowisku legło do dziewiąci tysięcy człowieka, oprócz tych, co w pogoni, i tych, co w Kurlandyjej i na inszych miejscach z pogromu uchodzących bito. […] Więźniów zacnych do kilku set naszy dostali. Chorągwi sześdzisiąt wzięli. Działek polnych jedenaście odjęli. Obóz zabrali. Sam Karolus, który przeciw sprawiedliwości i panu swemu broń podniósł, sprawiedliwym dekretem bożym, ranny ledwie uszedł (…)” [6].

Sam Chodkiewicz też chwalił się 9 tys. zabitych wrogów, jeszcze dalej poszli inni autorzy, którzy głosili nawet 11 tys., a jeden sięgnął po maksimum, ogłaszając 14 tys. poległych. W miarę racjonalną liczbę podaje szwedzki historyk Gustav Petri, piszący, że zginęło ponad pięć tysięcy piechurów i nieznana liczba rajtarów. Szwedzcy żołnierze ginęli jednak nie tylko od szabel wojsk Chodkiewicza – w czasie ucieczki wielu potopiło się w Dźwinie, sporo wybili po lasach chłopi.

Można uczciwie stwierdzić, że szwedzka armia straciła pod Kircholmem 6–7 tysięcy poległych oraz ok. 2 tysiące rannych oraz wziętych do niewoli. To oczywiście tylko przypuszczenia, pewne jest, że szwedzka armia straciła możliwość działania, a król Karol uciekł jak niepyszny na pokładzie okrętu. Z armii hetmana zginęło do 100 ludzi, drugie tyle było rannych, stracono też sporo koni (150?).

Kircholm jest przykładem walnej bitwy zakończonej tak druzgocącym, pełnym zwycięstwem – czyli praktycznym zniszczeniem przeciwnika. Historia zna niewiele takich wiktorii, a prawie żadnego odniesionego w sytuacji takiej przewagi przeciw przeciwnika. „Bardziej się temu zwycięstwu potomne wieku dziwować, aniżeli wierzyć będą” – stwierdził Jakub Sobieski, ojciec Jana III Sobieskiego.

Wiktoria kircholmska odbiła się głośnym echem w ówczesnym świecie. Hetman polny Jan Karol Chodkiewicz został mianowany przez króla Zygmunta III Wazę hetmanem wielkim litewskim, otrzymał też liczne nadania ziemskie. Posypały się też prestiżowe gratulacje. Wyrazy uznania przysłali wielcy tamtego czasu: papież Paweł V, cesarz Rudolf II, król Anglii Jakub II, w tym także władcy muzułmańscy: szach perski Abbas I Wielki oraz sułtan turecki Achmed I, który podobno nawet powiesił portret Chodkiewicza w swoim pałacu na honorowym miejscu.

Bezpośrednim efektem bitwy był rozejm mający obowiązywać do końca października 1608 roku. Zdruzgotani Szwedzi, po takiej klęsce, chętnie na niego przystali. I sami szybko zaczęli go naruszać. Tym bardziej, że hetman Chodkiewicz musiał opuścić Inflanty, bowiem został wezwany przez króla Zygmunta III do tłumienia rokoszu Zebrzydowskiego [7]. Do poważnych działań wojennych doszło już w drugiej połowie 1608 roku. Szwedzi, którzy pozbierali się już po kircholmskiej katastrofie, przeszli do ofensywy. Zdobyli Biały Kamień, a niedługo potem Fellin, Kokenhauz i Dyament – twierdzę leżącą u wrót Rygi.

Chodkiewicz do Inflant powrócił w sierpniu 1608 roku i to na nim znów spoczął ciężar powstrzymania i oczekiwanego wyparcia Szwedów z tej prowincji.

Niestety, ciągłe problemy z opłacaniem wojska skutecznie utrudniały Chodkiewiczowi realizację zadania. Wojska polsko-litewskie odnosiły zwycięstwa w potyczkach, nie udało się jednak sprowokować Szwedów do rozstrzygającej bitwy. Odbijano i tracono twierdze, jednak i tu nie da się mówić o trwałych sukcesach. Dlatego, w wyniku zaangażowania Szwedów w wojnę z Danią, Rzeczypospolitej zaś – z Moskwą, a zwłaszcza na skutek śmierci króla Karola IX, w kwietniu 1611 roku Szwecja i Rzeczypospolita podpisały rozejm na 9 miesięcy. Rozejm został przedłużony w kwietniu 1612 roku na kolejne 10 miesięcy, a 20 stycznia 1614 r. zawarto układ o zawieszeniu broni na ponad dwa lata, czyli do 29 września 1616 roku. Rzeczypospolita obroniła Inflanty – niestety nie na długo.


Bibliografia:

  • Jasienica Paweł, Rzeczpospolita Obojga Narodów. Srebrny wiek, Warszawa 1985.
  • Kosiarz Edmund, Wojny na Bałtyku X-XIX w., Gdańsk 1978.
  • Meysztowicz Jan, Husaria pod Kircholmem 1605, Warszawa 1970.
  • Sikora Radosław, Niezwykłe bitwy i szarże husarii, Warszawa 2017.
  • Wimmer Jan, Historia piechoty polskiej do roku 1864, Warszawa 1978.
  • Wisner Henryk, Kircholm 1605, Warszawa 2011.
  • Korrespondencye Jana Karola Chodkiewicza, oprac. Władysław Chomętowski, Warszawa 1875.
  • Polska sztuka wojenna w latach 1563–1647, oprac. Z. Spieralski, J. Wimmer, Warszawa 1961.
  • Nieznany, Nowiny z Inflant, Kraków 1605[dostęp 5.09.2025].

Przypisy:

  1. Polacy do XVIII w. nie uznali tego, że wielki książę moskiewski zaczął tytułować się carem, więc w pismach urzędowych konsekwentnie nazywali go wielkim księciem. I tu rodził się problem dyplomatyczny, bo wielki książę nie przyjmował listów, w których była nieodpowiednia według niego tytulatura. Problem uległ jeszcze większemu zagmatwaniu, kiedy syn Zygmunta III Wazy, przyszły król Władysław IV, został wybrany… carem. Co ciekawe, dyplomacja papieska też długo nie uznawała tytułu cara.
  2. Iwan IV Groźny stał się osobą ważną dla historii Rosji, a szczególnie jej wizji imperialistycznych. Był też pierwszym władcą, który oficjalnie podczas koronacji przyjął tytuł cara. Początkowo swoje ambicje i działanie skierował na wschód kraju. Podbił Chanat Kazański (1552) i Astrachański (1556). Likwidacja chanatów tatarskich nad dolną Wołgą umocniła państwo moskiewskie, dając mu głębię strategiczną sięgającą aż do Morza Kaspijskiego. Potem dopiero zwrócił oczy na zachód, w stronę Inflant, a następną ofiarą jego zachłanności miała się stać Litwa. Dostęp do bałtyckich portów, bezpośrednie kontakty handlowe z zachodem Europy (nawiązał stosunki handlowe z Anglią już w 1553 roku, a następnie z Holandią), co miało mu dać wzorce dla jego własnej swoistej reformy państwa, ale także nowoczesną broń. Zapoczątkował system samowładztwa oraz zagarniania ziem sąsiadów, usprawiedliwianych różnymi tworzonymi na poczekaniu legendami o rzekomych prawach do nich – najpierw ziem rzekomo odwiecznie ruskich, twórczo rozwiniętych przez jego następców na Słowiańszczyznę. Tę politykę kontynuowali kolejni carowie, potem sekretarze KPZR, a obecnie Putin.
  3. Książę Karol Sudermański był przyrodnim bratem ojca Zygmunta III Wazy – Jana III Wazy.
  4. Według kronikarza Reinholda Heidensteina zginęło 10 Polaków, a 60 zostało rannych. Dr Radosław Sikora uważa, że zabitych i rannych było w sumie 64. Precyzuje to Henryk Wisner w „Kircholm 1605”: 28 zabitych i rannych towarzyszy, 36 pocztowych, stracono też blisko 90 koni.
  5. L. Bojer, Carolomachia, qua felix victoria…, Vilnae 1606 v. 420. Wyd. polskie: Carolomachia, to jest dwu Karolów bitwa i szczęśliwe zwycięstwo Carola Chodkiewicza nad Carolem Sudermańskim…, Wilno 1610.
  6. Polska sztuka wojenna w latach 1563–1647, oprac. Z. Spieralski, J. Wimmer, Warszawa 1961, s. 184–185.
  7. Rokosz, czyli prawo do wypowiedzenia posłuszeństwa monarsze, istniało w polskiej tradycji, gwarantował je przywilej mielnicki, a następnie artykuł non praestanda oboedientia z 1573 roku. Królowi zarzucano nieprawdziwie dążenie do absolutum dominium, związki z Habsburgami, niedotrzymywanie pactów conventów czy naganne życie osobiste. Ostatni zarzut był wręcz bezsensowny, bo Zygmunt III był jednym z bardziej cnotliwych polskich władców. Wywołali go magnaci, w różny sposób skonfliktowani z królem Zygmuntem III, często z zupełnie niskich, prywatnych powodów. Na czele rokoszu, który poparła tylko część szlachty, stali: Mikołaj Zebrzydowski – wojewoda krakowski od 1601 roku, marszałek wielki koronny od 1597 roku, który obraził się na króla, bo ten… eksmitował go z kamienicy przyległej do Wawelu; Janusz Radziwiłł, syn zasłużonego hetmana Krzysztofa Mikołaja Pioruna, podczaszy litewski, który chęć króla do wzmocnienia władzy i państwa uważał za atak na potęgę magnatów, do których należała rodzina Radziwiłłów – sam Janusz był najbogatszy na Litwie; Stanisław Stadnicki, zwany Diabłem, starosta zygwulski, warchoł, który toczył prywatne wojny, rabował kupców i sąsiadów. Zwolennik Habsburgów. Rokosz skończył się niedługo po klęsce rokoszan w starciu z wojskami królewskimi pod Guzowem. Rokosz zaprzepaścił jednak szansę na reformę państwa w zakresie uzdrowienia praw skarbowo-wojskowych oraz usprawniających działanie sejmu.

Ryszard Nowosadzki

Comments are closed.