Zapomniany i zniesławiony – hetman wielki koronny Mikołaj Potocki

Pierwsza połowa XVII wieku, Rzeczpospolita Obojga Narodów, złoty okres husarii. Czasy wybitnych wodzów i nieprawdopodobnych sukcesów polskiej szkoły wojskowej, ale także niewyobrażalnych klęsk. Jedna z najbardziej dotkliwych nieudana kampania 1648 roku spowodowała lawinę nieszczęść, jakie spadły na ojczyznę. Wyłączną winą za niepowodzenia współcześni obarczyli hetmana wielkiego koronnego Mikołaja Potockiego. Niekompetentny, a do tego ciągle pijany wódz wygubił kwiat rycerstwa. Minęły wieki, a w tym utartym obrazie nic się nie zmieniło.

Nie będziemy się tu szerzej zajmować kwestią, czy Potocki lubił wypić. Ta kwestia jest oczywista, Sarmata napojami wyskokowymi nie gardził. Alkohol był lubiany, zwłaszcza przez żołnierzy. Kawalerska fantazja w połączeniu z alkoholem mogła doprowadzić do cudów bohaterstwa. Nie oznacza to, że nasi przodkowie każdą wolną chwilę spędzali na degustacji i zaznaczmy to wyraźnie na samym początku, naszym przodkom nie brakowało odwagi i nie musieli się wspomagać środkami dopingującymi. Trunki były szeroko stosowane ze względów praktycznych i profilaktycznych. W warunkach polowych trudno było zdobyć czystą wodę, a nietrudno o zakażenie i chorobę, która mogła zakończyć się śmiercią. Podczas prowadzenia działań wojennych pijaństwo w armii było surowo zakazane, a przykładem powinien świecić hetman – Mikołaj Potocki o przydomku „Niedźwiedzia Łapa”, który, według pamiętnikarzy, siedział w karecie ustawicznie pijany. W chwili, gdy dowodzone rzez niego wojsko toczyło ciężkie walki broniąc taboru, w trakcie początkowego etapu największego zrywu kozackiego pod wodzą Bohdana Chmielnickiego wódz był niedysponowany.

Czarna legenda

Mikołaj Potocki  Fot. Wikimedia Commons
Mikołaj Potocki
Fot. Wikimedia Commons

Pijaństwo nie było jednym zarzutem wobec hetmana. Zadufany w sobie wódz, nie raczył słuchać listownych rad dostojników koronnych odnośnie sposobu rozwiązania kryzysu kozackiego. Takich udzielał mu wojewoda bracławski Adam Kisiel, ówczesny znawca spraw ukrainnych (pogranicza). Jako rzecznik ugodowego zakończenia sporu postulował podjęcie rozmów dyplomatycznych z Kozakami i Tatarami bez wykonywania otwarcie wrogich kroków wobec nieprzyjaciół. Iskrzyło w samym obozie koronnym zagradzającym Chmielnickiemu drogę do wnętrza kraju. W tym czasie zastępcą i pomocnikiem Potockiego był hetman polny koronny Marcin Kalinowski. Podczas kampanii wojennej był zdecydowanym orędownikiem posunięć zaczepnych. Domagał się zorganizowania ataku nawet po przegranej bitwie pod Żółtymi Wodami, pierwszej klęski wojsk koronnych kampanii 1648 roku. Hetman wielki wolał wycofać armię, poczekać na posiłki i w dogodnym miejscu i czasie spróbować szczęścia. Przez cały okres piastowania urzędu przez Kalinowskiego dowódców często dzieliła różnica zdań.

Po drugiej ostatniej bitwie przeciw Kozakom tej kampanii, pod Korsuniem, kiedy niemal doszczętnie zostało zniszczone etatowe wojsko Rzeczypospolitej pod adresem Potockiego, który przez masy szlacheckie został uznany za głównego winowajcę nieszczęść, płynęły zarzuty o tchórzostwo, niekompetencję, niedołęstwo. Przeciętny obywatel nie mógł pojąć jak doskonale wyszkolona elita wojska koronnego mogła ulec kiepsko uzbrojonym chłopom, za których byli uważani Zaporożcy.

Przypomnijmy sobie, że powstanie kozackie trwało jeszcze wiele lat. Ziemie południowo-wschodnie państwa zostały zrujnowane ogniem i mieczem. Niebawem od północy Rzeczpospolitą zalał najazd szwedzki, a od wschodu ruszyła moskiewska nawała. Gdy ojczyzna uginała się pod naporem nieprzyjaciół szlachta przypominała sobie, od czego wszystko się zaczęło. Od Żółtych Wód i Korsunia, gdzie dostali się w jasyr lub zginęli od kozackich szabel najlepsi synowie korony. Tak utarła się czarna legenda Potockiego, „który więcej radził o kieliszkach i szklanicach”, „pannach albo dziewkach młodych, i nadobnych żonkach” niż o dobru Rzeczpospolitej. Przesądnego, marnego i kłótliwego kunktatora, alkoholika i pysznego magnata, zadufanego w sobie wodza, lubieżnego starca, który myślał o przyjemnościach, a nie o prowadzeniu działań wojennych w chwilach największej próby.

2 komentarze

  1. Fajnie piszesz. Dobrze się czyta Twojeteksty.

  2. „Rzeczypospolita stała się”
    Rzeczpospolita – nie ma i nie było słowa „rzeczyposplita” w mianowniku i bierniku!!

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*