Król Zygmunt III na przestrzeni wieków wzbudzał wiele kontrowersji. Opinia części historyków o tym monarsze jest fatalna. Zarzuca mu się, że był agentem Watykanu czy Szwecji, obwinia za rokosz sandomierski, wypomina niewykorzystanie kampanii moskiewskiej; przytacza się, że chciał sprzedać Habsburgom tron wawelski w zamian za koronę szwedzką, wreszcie wini za uwikłanie w konflikt ze Szwecją w imię dynastycznych korzyści. Inni wręcz przeciwnie, wychwalają Zygmunta za lata panowania twierdząc, że był władcą wybitnym. Za jego panowania Rzeczypospolita rozrosła się do największych rozmiarów w historii, odzyskaliśmy kluczowy strategicznie Smoleńsk, zajęliśmy Moskwę, Szujscy na kolanach bili pokłony przed królem, wreszcie dawaliśmy srogiego łupnia wszystkim wrogom na polach bitewnych, wspominając tu chociażby chwalebne wiktorie pod Kircholmem, Kłuszynem czy Chocimiem. Jakiejkolwiek ocenie tego króla za lata jego panowania by nie poddać, nawet najwięksi przeciwnicy jego rządów i wybitni malkontenci muszą przyznać, że był królem wyjątkowym, a to ze względu na swą artystyczną duszę i zamiłowanie do sztuki.
W osobie króla Zygmunta III otrzymała Rzplta artystę na tronie. Artystę wprawdzie dyletanta, w każdym razie pierwszego i bodaj ostatniego monarchę, który nie tylko sztuką osobiście się interesował i popierał jej rozwój, lecz również sam w niej sił własnych próbował1. Wielką pasją monarchy była muzyka. Zdolności muzyczne odziedziczył po swoim ojcu, królu Szwecji Janie III, który grał na rożnych instrumentach i był bardzo muzykalny. Zygmunt z zamiłowaniem słuchał koncertów, także tych wygrywanych mu przez kapelę, która była nieodzowną częścią jego dworu, a na której utrzymanie łożył krocie, gdyż pochłaniała ona jedną piątą wydatków na dwór. Był on zresztą twórcą tej orkiestry, w której większość stanowili Polacy, ale było też sporo cudzoziemców, między innymi Włochów, w tym kapelmistrzowie: ks. Aleksander Cilli, Asprillo Pacelli, a potem Marco Scacchi. Orkiestra grała na wielu instrumentach, w tym na organach, lutni, cytrze, wioli, skrzypcach, fletach i harfach. Król zatrudniał także wszelkiej maści wokalistów z pasją przysłuchując się koncertom. A słuch miał wręcz niebywały, co w dodatku ze znajomością partytury doprowadzało czasem do sytuacji, gdy usłyszał jakieś fałszywe nuty, potrafił muzykowi pogrozić palcem. Król nie tylko słuchał muzyki, lecz czasem też przygrywał na klawikordzie, a wedle relacji nuncjusza Viscontiego, kiedy przebywał w zaufanym gronie, również śpiewał. Koncerty kapeli królewskiej oraz występy wokalne dość szybko zdobyły popularność w Rzeczypospolitej i już wkrótce magnaci w swych posiadłościach naśladowali dwór królewski podobnymi występami.
Kolejnym wielkim zamiłowaniem króla było malarstwo. Jego obrazy miały głównie tematykę religijną. W Muzeum w Monachium można oglądać obraz autorstwa Zygmunta III przedstawiający adorację dzieciątka Jezus przez świętych Ignacego Loyolę i Franciszka Ksawerego. W sztokholmskim Nationalmuseum znajduje się rysunek wykonany ołówkiem i piórem z roku 1616 zatytułowany „Alegoria Wiary”. Natomiast w niemieckim Alte Pinakothek podziwiać można przepiękny obraz zatytułowany „Mater Dolorosa” ręki polskiego monarchy. Król malował i rysował nie tylko wtedy, kiedy „czuł wenę”, ale także w chwilach znudzenia, jak chociaż w trakcie przydługich posiedzeń sejmu i senatu, kiedy prymas i kanclerz o wojnie coś donosili, notował sobie coś w pularesie. Sądzili, że niespokojnym był o los wojny, a król – który sam był dobrym malarzem, złotnikiem i tokarzem – pokazał im narysowaną małą sowę2. Niestety, choć wiemy choćby z przekazu nuncjusza papieskiego Rangoniego, że król oddawał się namiętnie malarstwu i nieraz króla nakrył pracującego nad nowym obrazem lub ryciną, to po dziś dzień niewiele prac Zygmunta III się ostało z wielką szkodą dla polskiej sztuki, ale także historiografii.
Oprócz tego, że władca sam malował, to z namiętnością kolekcjonował obrazy. Zamawiał je we Włoszech czy Niderlandach hiszpańskich, autorami obrazów jego kolekcji byli tacy mistrzowie pędzla, jak Rubens czy Jan Brueghl. Na swój dwór sprowadzał najwybitniejszych artystów swojej epoki, spośród których można wymienić chociażby Wenecjanina Tomasza Dolabellę, Holendra Petera Claesza, Flamandczyka Jakuba Mertensa czy też malarzy reprezentujących szkołę niemiecką, takich jak Mikołaj Marcin Kober, Jakub Troschel i Józef Heintz. Tematyka obrazów, które król kolekcjonował, była różna. Były to portrety rodzinne, obrazy o tematyce religijnej, takie jak wizerunki i sceny z życia świętych, ale także tematyka mitologiczna, sceny historyczne, batalistyka, a mniej malarstwo krajobrazowe. Król zamawiał również obrazy traktujące o jego sukcesach, takie jak choćby powstałe przed rokiem 1607, autorstwa Tomasza Dolabelli, „Koronacja Zygmunta III” i „Wzięcie do niewoli arcyksięcia Maksymiliana pod Byczyną”. Natomiast po roku 1611, ten sam autor miał namalować szereg obrazów traktujących o kampanii moskiewskiej, takie jak „Zdobycie Smoleńska”, „Carowie Szujscy przed Zygmuntem III”, „Triumf Żółkiewskiego prowadzącego jeńców kłuszyńskich”. Niestety, obrazy te nie zachowały się po dziś dzień; znajdowały się początkowo na Wawelu, potem zostały przeniesione do Warszawy na Zamek, do gabinetu marmurowego. Niektóre z nich August II ofiarował carowi Piotrowi I, pozostałe po rozbiorach zostały wywiezione do Petersburga i Gratczyny, gdzie zaginęły. Piotr I, uznawszy obrazy walk z Moskwą za hańbiące dla Rosji, kazał je spalić3. Wiele obrazów zamówionych przez króla dostało się również w obce ręce, w czasach wojen XVII-wiecznych, głównie w latach potopu szwedzkiego. Pasja kolekcjonerska Zygmunta przyciągała na zamek rożnego rodzaju naciągaczy, którzy znając zamiłowanie króla do sztuki, próbowali sprzedać mu zwykłe malowidła. Tak też było przed rokiem 1601, kiedy to król siedząc na zamku wraz ze swoim niemieckim kamerdynerem Schiechlem i siostrą Janusią, przyjął pewnego krakowskiego handlarza, który zachwalał mu obraz, z którym przyszedł do monarchy. Przedstawiał on scenkę, ukazującego mężczyznę w krytym powozie. Zasłaniając tytuł obrazu, król zwrócił się do sługi, aby ten odgadł kogo przedstawia owe „dzieło”. Kamerdyner bez namysłu odparł, iż przedstawia on jakiegoś starego Szwajcara w staromodnym ubraniu. Wówczas król odsłonił tytuł obrazu, który brzmiał: „Zygmunt – król Polski”. Siostra króla skwitowała to krótkim zdaniem: „To oczywiste kpiny”, a król stwierdzając spokojnie, że nigdy czymś takim nie jeździł oddał obraz handlarzowi, upominając go by nikomu go nie proponował.
Król Zygmunt III realizował się także w rzemiośle artystycznym. Parał się obróbką kamieni szlachetnych i bursztynu, złotnictwem, wykonywał własnoręcznie kielichy, monstrancje oraz świeczniki, które potem przekazywał do kościołów. Jan Lipski, referendarz koronny napisał sławiąc pośmiertnie króla Zygmunta III: Zamilczę o tych dziełach jego, które same o sobie mówią, a wspomnę o aparatach do sprawowania obrzędów Św., kielichach, lichtarzach, lampach i innych sprzętach, które wielkim fundował nakładem i które pobożny monarcha, nie przestając na tern, że złoto na cześć Bożą poświęcił, jeszcze własnemi rękami je malował, rzeźbił i sztychował, godnym królów spoczynkiem i pendzlem4. Nadto monarcha kuł w złocie własnoręcznie łańcuchy z medalionami, na których było jego popiersie. A ponieważ w owych czasach wyróżnienie medalami czy orderami nie wchodziło w grę, wszak „wolni z wolnymi, równi z równymi”, tak też obdarowywał monarcha tymi precjozjami swych ulubieńców i zaufanych, jak choćby marszałka Myszkowskiego, podkomorzego Bobolę, kasztelana sądeckiego Mniszcha. Na uwagę zasługuje również wyrób zegarów, które król robił przy pomocy nadwornych jubilerów i zegarmistrzów. Jeden z takich zegarów podarował Zygmunt III kardynałowi – legatowi Gaetano. Opisał to prawdziwe arcydzieło rąk królewskich sekretarz legacji Mucante: Była to sztuka podziwienia godna, zbudowana w kształt świątyni, w środku tej widać było mnóstwo figurek, reprezentujących procesję, jaką zwykł Ojciec św. odprawiać, gdy uroczyście wchodzi do św. Piotra na odprawienie mszy. Przez sztuczny mechanizm wszystkie te figurki ruszały się. Ojciec św. niesiony był na krześle, odzywały się trąby i kotły, a gdy Ojciec św. dawał benedykcję orbi et urbi, znów figurki biły w kotły i bębny, inne zapalały armatki i strzelały. Wszystko to nadzwyczajnie sztuczne i oczy zachwycające5. Warto dodać, iż król fascynował się również alchemią, choć nie w tak szalony sposób jak czasem się go próbuje przedstawiać, jak chociażby jego szwagier cesarz Rudolf II, który to zatrudniał gromadę alchemików i utracił fortunę w dziwnych, nic nie przynoszących eksperymentach. Specjalne laboratorium na dworze Zygmunta prowadził alchemik Pistorius, a sekundował królowi w jego fascynacji alchemią starosta krzepicki Mikołaj Wolski. W trakcie eksperymentów alchemicznych pożar strawił część zamku wawelskiego w roku 1595 od strony wieży zwanej „kurzą stopką”, gdzie mieściło się owo laboratorium.
Król ponadto żywo interesował się architekturą. Temu królowi zawdzięczamy budowany głównie z jego środków w latach 1597-1635 kościół Św. Piotra i Pawła w Krakowie, wzorowany na kościele Il Gesu w Rzymie, sztandarowym dziele barokowej architektury włoskiej. Zygmunt odbudował także zniszczone w powyżej opisanym pożarze skrzydło zamku wawelskiego, gdy w 1595 r. część zamku krakowskiego spłonęła, król… wezwawszy najcelniejszych budowniczych i malarzów, daleko wspanialej tenże wyreparował, miedzią pokrył i nową wieżę od strony miasta ku ozdobie i razem obronie służyć mającą, przybudował ; bramę zaś i pokoje zamkowe tak przyozdobił , że piękniejszych i wspanialszych niełatwo gdzie widzieć można6.. Przekształcił także wybudowany za czasów Stefana Batorego pałac w Łobzowie w letnią rezydencję dworu królewskiego. Lecz jego oczy i serce coraz bardziej patrzyły w kierunku nowej siedziby, gdzie się przeniósł po pożarze Wawelu. Rozbudował zamek w Warszawie, do którego przeniósł swój dwór, bynajmniej nie stolicę państwa, jak niektórzy błędnie interpretują. Za własne pieniądze rozbudował ten stary zamek w godną polskiego króla siedzibę. Rozpoczął także budowę pałacu na Krakowskim Przedmieściu, a poza Warszawą zbudował dwór myśliwski w Nieporęcie. W roku 1625 rozpoczął budowę letniej rezydencji królewskiej w Ujazdowie, gdzie przebudowano drewniany dwór w murowany pałac. Król także ingerował w architekturę budowli, jak chociażby w swoim jedynym pobycie we Lwowie, kiedy to król wytknął błędy architektom w budowanej świątyni bernardyńskiej. Wilno zawdzięcza królowi kaplicę św. Kazimierza w swojej katedrze, którą przyozdobił zamówionymi srebrnymi płaskorzeźbami.
Król poza wyżej wymienionymi pasjami miał również inne, które nie szczędziły mu szyderstw, a leżały po prostu w jego naturze. Lubił tańczyć, co mu pewien paszkwilant wytknął w dziełku spisanym rokiem 1627 o tytule „Satyr i fortuna”, iż Zygmunt:
Nie dbał król, na to, wesoło tańcuje,
A zguby pruski ziemicy nie czuje.
Lubił także król inne sporty, jak choćby w dzisiejszych czasach tak modne „charatanie w gałe”, choć w ówczesnych czasach w Rzeczypospolitej była to raczej gra bardziej przypominająca tenisa. Poza tym, jeździł na łyżwach, budował i puszczał latawce. Godzinami własnoręcznie pracował w ogrodzie, gdzie miał na tym swoim poletku wiele sukcesów, gdyż bardzo dobrze w naszym klimacie rodziły mu melony.
Ponadto król był poliglotą, władał biegle w języku polskim, szwedzkim, niemieckim i łacinie. Słaby król? Być może. Dla kogoś, kto nie potrafi wgłębić się w historię, jedynie powtarza utarte stereotypy. Dla mnie król wybitny. Król Zygmunt III Wspaniały Waza.
Piotr Jędras
Bibliografia:
Diariusz legacji kardynała Gaetano
Fabiani B., W kręgu Wazów. Ludzie i obyczaje, Warszawa 2014.
Grabowski A., Ojczyste spominki. t. I., Kraków 1845.
Lechicki C., Mecenat Zygmunta III i życie umysłowe na jego dworze, Warszawa 1932.
Ochman-Staniszewska S., Dynastia Wazów w Polsce, Warszawa 2006.
Radziwiłł A. S., Rys panowania Zygmunta III. t. III
Widakiewicz S., Dzieje Wawelu, Kraków 1925.
Wisner H., Zygmunt III Waza, Warszawa 1984.
Przypisy:
1 C. Lechicki, Mecenat Zygmunta III i życie umysłowe na jego dworze, Warszawa 1932, s. 139.
2 A. S. Radziwiłł. Rys panowania Zygmunta III, t. III, s. 8.
3 S. Ochmann-Staniszewska, Dynastia Wazów w Polsce, Warszawa 2006, s. 289.
4 A. Grabowski, Ojczyste spominki. t. I, Kraków 1845, s. 249-250.
5 Diariusz legacji kardynała Gaetano, s. 209-210.
6 S. Widakiewicz, Dzieje Wawelu, s. 153.