W dziejach wypraw krzyżowych znacznie chętniej dyskutuje się i bada klęski krzyżowców niż ich zwycięstwa. Podczas trzeciej krucjaty miała miejsce bitwa, która, dzięki sprawnemu dowodzeniu króla Ryszarda Lwie Serce, zakończyła się zwycięstwem krzyżowców, choć nie zniszczono całkowicie wojsk Saladyna. Podczas bitwy znakomicie wykorzystano walory europejskich jednostek, zręcznie zastawiając sidła na pewnych siebie wojowników islamu.
Czytaj część pierwszą
Bitwa pod Arsuf – przedwczesna szarża czy niewykorzystane zwycięstwo?
Po trzech godzinach marszu (około godziny 9) z zalesionych wzgórz wyjechali z okrzykiem jeźdźcy tureccy, zasypując krzyżowców deszczem strzał. Oczywiście podawana przez naocznego świadka liczba 10 tys. może być zawyżona. Łucznicy konni atakowali w rozproszonym szyku, podjeżdżając i, po wystrzeleniu kilku strzał, błyskawicznie się wycofując[1]. Następnie (prawdopodobnie od strony prawego skrzydła) zaatakowali czarnoskórzy harcownicy nubijscy, zasypując krzyżowców dzirytami, strzałami i kamieniami z proc. Na skraj lasu wybiegli również liczni łucznicy beduińscy. Chociaż na chrześcijan spadał grad pocisków, strzelcy skryci za tarczownikami odpowiadali ogniem, zadając duże straty lekkozbrojnym saraceńskim harcownikom. W końcu, według relacji Baha ad-Dina, Sułtan rozkazał, by atakowano wręcz, ale część żołnierzy zatrzymał na tyłach w odwodzie […]. W szeregach wroga byli ranni i zabici[2]. Padały ranione strzałami i dzirytami rumaki, tak cenne dla rycerskiej konnicy. Część zbrojnych z przednich oddziałów zamierzała rozbić obóz w wyznaczonym miejscu przed murami Arsuf, by umocnić się w nim za pomocą taborów. Nagle ciężkozbrojni jeźdźcy saraceńscy na swych rumakach od orłów śmiglejszych, runęli na nas z taką siłą, że kurzawa, jaką wzbili przysłoniła im wszystko dookoła. Przed dowódcami ich zaś szli ludzie grający sygnał do boju; jedni dęli w trąby przeróżne, inni walili w bębny, inni jeszcze przygrywali na piszczałkach, tamburynach, potrząsali grzechotkami, uderzali w czynele i cymbały i wszelkie inne instrumenty, które hałas czynią[3]. Jazda muzułmańska, atakująca głównie ariergardę i awangardę, z trudem była odpierana przez piechotę. Na pewnym odcinku obrony (zapewne z tyłu) jej szyk się załamał i część kuszników rzuciła się do ucieczki. Obowiązek obrony linii przejęli rycerze, którzy zapewne zatrzymali i zmusili do powrotu na pozycje uciekających piechurów. Centralne oddziały, mniej atakowane, usiłowały wesprzeć któryś z zagrożonych odcinków. Szczególnie ciężkie walki toczyły się na odcinku szpitalników, gdzie rycerze zakonni stracili wiele koni i mieli wielu rannych ludzi. Joannici wysłali nawet gońca do Ryszarda z prośbą o pozwolenie na wykonanie szarży. Król jednak rozkazał wytrwać rycerzom zakonu św. Jana na wyznaczonych pozycjach. Tymczasem Saladyn, liczący na powtórkę z Hittinu, wysyłał do boju coraz to nowe siły. Trwała zaciekła walka wręcz, w tak dużym ścisku, że już nie szło strzał ni włóczni miotać, lecz z bliska bość się dzidami i ciężkimi miażdżyć buzdyganami, ręka w rękę mieczem robić[4]. Napór Saracenów był tak duży, że dotąd niezłomni szpitalnicy zaczęli się cofać. W dodatku oddział muzułmańskiej jazdy poważnie zagroził rycerzom zakonnym, próbując ich oskrzydlić, wjeżdżając między obrońców a brzeg morza. Joannici w pewnym momencie zmuszeni byli do ustawienia się tyłem do wroga, co było sporym niebezpieczeństwem i dyshonorem dla dumnego rycerstwa Szpitala Świętego Jana. Chociaż natarcie odparto, to Garnier de Napes nie wytrzymał i osobiście pognał do króla Ryszarda ze słowami: Panie Mój, królu, w straszliwej jesteśmy opresji i większa hańba będzie nam pisana, jak tym, co śmiałości nie mieli, by we własnej obronie walczyć. Każdy z nas już konia na darmo postradał i czemuż tam mamy stać jeszcze? Na co król mu odpowiedział: Mistrzu mój zacny, wytrwać tam musicie [albowiem] tam wasze miejsce[5]. Sytuacja krzyżowców stała się niezwykle trudna. Chociaż odparto ataki, zuchwali wrogowie wciąż szyli do nich z łuków. Część pewnych siebie jeźdźców tureckich zsiadła nawet z koni, by móc lepiej celować.
Kolumna łacinników zatrzymała się, gdyż nie była już w stanie maszerować. Muzułmanom zdawało się, że wojska chrześcijańskie są przygwożdżone. Saladyn nawet posłał do walki odwodową gwardię mameluków. Jednak Ryszard chciał celowo sprowokować rozciągnięte na skrzydłach i pewne siebie wojska muzułmańskie. Rozkazał przegrupować jazdę i przygotować się do szarży na całej linii. Umówionym jeszcze przed bitwą znakiem miał być sygnał sześciu trąbek umieszczonych w trzech oddziałach. Nagle, gdy jeszcze nie zakończono przegrupowywania, z szeregów wyjechał marszałek szpitalników i towarzysz króla, Baldwin le Caron, którzy w końcu nie wytrzymali napięcia i samotnie zaszarżowali na wroga. Za nimi ruszył cały oddział szpitalników. Mimo że nie zatrąbiono do szarży, reszta rycerzy z lewego skrzydła, składającego się z Francuzów, pognała do ataku za szpitalnikami. Spowodowało to pewne zamieszanie, gdyż piechota, będąca na tamtym odcinku, nie zdążyła się sprawnie rozstąpić, by dać miejsce do przejazdu jeźdźcom. Gdy hufiec szpitalników przedarł się przez szeregi zaskoczonych muzułmanów, zakonnicy znaleźli się w opresji, gdyż atak został powstrzymany przez świeżo przegrupowaną jazdę Saladyna. Na szczęście król Anglii szybko zareagował i wydał rozkazy ataku dla straży przedniej i oddziałów w centrum. Na całej linii, zza piechoty wyjechali z nadstawionymi włóczniami rycerze. Sam Ryszard na czele swojego oddziału przybocznego przedarł się, by pomóc joannitom: On zaś sam jeden wściekle na nich nacierał, pokotem ich kładąc; nikomu, kogo miecz jego dosięgnął, ujść się nie udało. Tak na prawo i lewo rąbiąc szeroką sobie ścieżkę w bitewnej ciżbie wyrąbał. A gdy tak kosił bezlitośnie to przebrzydłe plemię ciosami swego miecza, a wrogowie padali niczym zboże pod sierpem, reszta strwożona widokiem ginących towarzyszy, cofać się jęła, na bezpieczną od niego odległość; zaś ciała ubitych Turków zasłały ziemię na długości prawie pół mili…[6]. Ten niezwykle barwnie nakreślony opis kontrataku króla, który z pewnością, wbrew autorowi, nie galopował sam w stronę wrogów, ukazuje panikę i duże straty wycofujących się muzułmanów. Prawe skrzydło Saladyna wycofało się w rozsypce w stronę drzew. Większość piechoty i spieszonych łuczników konnych została zgładzona przez galopujących łacinników. Za jeźdźcami nadbiegła piechota wspomagająca natarcie i dobijająca rannych oraz osaczonych Saracenów. W nieco lepszym ordynku wycofali się wojownicy z lewego skrzydła i centrum. Sułtan nie wierzył własnym oczom. Wraz z nieliczną świtą 17 konnych począł zatrzymywać i formować w szyk przy swoim sztandarze zdezorientowanych żołnierzy. Pospiesznie przegrupował swoje siły i podjął próby kontrataków.