15 lipca 1918 roku zaczęła się niemiecka ofensywa we Francji (Szapmania), która nosiła kryptonim „pokojowy szturm” – Friedensturm, dająca początek II bitwie nad Marną. Była istotną potyczką na froncie zachodnim. W końcu mówi się o niej jako o punkcie zwrotnym I wojny światowej. Niezwykle ważna dla Niemców, gdyż seria ofensyw w 1918 roku miała zapewnić zwycięstwo idei „bitwy o pokój”. Seria wygranych i zagrożenie stolicy Francji prawdopodobnie pozwoliłaby na korzystne dla Cesarstwa Niemieckiego zawieszenie broni.
Marna to francuska rzeka mierząca 525 kilometry, która jest również prawym dopływem Sekwany. Nad nią to w 1914 roku miała miejsce I bitwa nad Marną, zwaną także „cudem nad Marną”, kiedy to paryskie taksówki uratowały Francję przed porażką. O tym słów kilka będzie jeszcze niżej, teraz jednak powróćmy do roku 1918.
Mimo, że II bitwa nad Marną rozpoczęła się 15 lipca, Niemcy posiadały inicjatywę (tu w kontekście przeprowadzali ofensywy: marcowa, majowa, lipcowa) przez spory okres czasu ostatniego roku wojny. Operacja „Blücher” rozpoczęła się 27 maja ofensywą znad Aisne i rozwijała się dość szybko w kierunku Marny i Paryża, dlatego można się spotkać też z tą datą.
Jednak Friedensturm, czyli II bitwa nad Marną rozpoczęła się 15 lipca 1918 roku. Atak żołnierzy cesarstwa trwał 3 dni, dlatego niektóre opracowania podają zakończenie bitwa na 18 lipca. Warto jednak wspomnieć, że kontratak wojsk Ententy, jak i walki nad rzeką trwały do 6 sierpnia, dlatego wtedy oficjalnie skończyły się ofensywy nad Aisne oraz Marną.
Spis treści:
- Napięcia rosną
- Początki zmagań
- Pierwsze lata wojny
- Idą zmiany
- Ofensywa we Flandrii
- Co jeszcze w 1917 roku
- Na przełomie lat 1917/1918
- Pierwsza połowa 1918 roku – przygotowania do ostatnich ofensyw
- Czerwcowe zmagania nad Marną – preludium cesarskiego szturmu o pokój
- Friedensturm – Niemiecka ofensywa nad Marną z lipca 1918
- Kontratak Ententy
- Następstwa Friedensturm oraz zmagań nad Marną
- Końcówka Wielkiej Wojny
W skrócie:
- I wojna światowa była konfliktem nieuniknionym, do którego zmierzało wiele państw z różnych powodów, nikt jednak nie spodziewał się, że przybierze taką formę.
- Wojna pozycyjna na zachodnim froncie od końca 1914 nie przyniosła większych zdobyczy terytorialnych, nie znaczy to jednak, że zabrakło przeróżnych ataków.
- Każdego roku walczące strony podejmowały kolejne ofensywy okupione, jednakże licznymi stratami.
- Przybywanie coraz liczniejsze żołnierzy amerykańskich na Stary Kontynent było jednym z powodów przełamania Ententy na zachodnim froncie w 1918.
- Ten sam rok obfitował w liczne ofensywy Cesarskie m.in. Friedensturm oraz II bitwę nad Marną – punkt zwrotny Wielkiej Wojny.
Napięcia rosną
Mimo, że bezpośrednią przyczyną wybuchu Wielkiej Wojny był zamach w Sarajewie na następcę tronu Monarchii Austro-Węgierskiej 28 czerwca 1914 roku, arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, konflikt na skalę europejską (później też jak się okazało, światową) zdawał się być nieunikniony już nawet w poprzednim wieku.
Bowiem pośrednich przyczyn I wojny światowej było kilka. Zawiązano nowe sojusze, co doprowadziło do powstania dwóch potężnych sił militarnych w Europie. Powstały więc Państwa Centralne, inaczej trójprzymierze, czyli Cesarstwo Niemieckie, Królestwo Włoch oraz Monarchia Austro-Węgierska zawiązały pakt w 1882 roku.
Poniekąd w odpowiedzi zaczęła się formować również Ententa (trójporozumienie), lecz tu następowało to stopniowo. Sojusz francusko-rosyjski został zawarty w 1892, jako drugi podpisano w 1904 dokument między Francuzami a Brytyjczykami, a 3 lata później dopełniony został sojusz dzięki porozumieniu między Cesarstwem Rosyjskim, a Królestwem Wielkiej Brytanii.
Oczywiście z biegiem czasu sojusze te były odnawiane, ale dochodziło w nich do lekkich zmian. Włochy opuściły trójprzymierze w 1915 roku i już w trakcie trwania Wielkiej Wojny sprzymierzyły się z Ententą. Państwa Centralne znalazły sojuszników w Turcji (Imperium Osmańskie) oraz Bułgarii (Królestwo Bułgarii). Porozumienie funkcjonowało jeszcze od tego samego roku, czyli 1915.
Ententa również wzbogaciła się o nowych członków, gdyż dołączyła m.in. Belgia, Japonia, Rumunia, Serbia czy Stany Zjednoczone (ale tylko na zasadzie państwa sprzymierzonego).
Do wojny stopniowo prowadziły także wyścigi zbrojeń, działania mocarstw europejskich silnie nastawionych na ekspansje gospodarcze, terytorialne oraz rywalizacje kolonialne, czego dowodem były choćby konflikty marokańskie czy słynny Kocioł Bałkański (lecz tu ważnym czynnikiem była również rosnąca świadomość narodowa).
Po zamachu 28 czerwca 1914 roku, Austro-Węgry wystosowały do Serbii ultimatum, które zostało prawie, ale jednak nie całkowicie spełnione. Potem już nastąpił „efekt domina”, spowodowany licznymi sojuszami, kiedy to państwa ogłaszały mobilizacje wojsk i wypowiadały sobie nawzajem wojny.
Początki zmagań
Co ciekawe, mimo iż w wojnie na początku brały udział w większości państwa europejskie, to pierwsze starcia nie miały miejsca tylko na Starym Kontynencie. 8 sierpnia 1914 roku rozpoczęły się walki w afrykańskich koloniach, kiedy to wojska francusko-brytyjskie zaatakowały protektorat niemiecki Togo.
Z końcem sierpnia zaczęły się również walki na Pacyfiku, jednak te dość szybko się zakończyły (bo jeszcze w tym samym roku) kapitulacją wojsk niemieckich. Choć raczej nie powinno to być zaskoczeniem z uwagi na ogólnie nieliczne kolonie niemieckie (a zwłaszcza na Pacyfiku) względem sił Ententy.
Przechodząc jednak bardziej do Europy (bardziej, gdyż warto jeszcze wspomnieć, że walki toczyły się także, fakt, że w różnych okresach czasowych, ale na Bliskim Wchodzie czy w okolicach Kaukazu) przed skupieniem się na froncie zachodnim, powinno się dodać coś o innych frontach w Europie.
Odkąd w 1914 roku Włosi zachowali neutralność (pozwalał im na to fakt, że zobowiązani byli pomóc, gdyby to Monarchia Austro-Węgierska została zaatakowana, a w rzeczywistości, to ona zapoczątkowała ofensywę), byli oni na celowniku Ententy, ale w pozytywnym tego wyrażenia znaczeniu. Widziała w nich bowiem potencjalnego sojusznika i tak się stało. Dołączenie do wojny Włoch spowodowało utworzenie frontu włoskiego.
Kolejny front utworzył się na Bałkanach, czyli w miejscu, gdzie teoretycznie wszystko się zaczęło. Potyczki wyglądały tu nieco inaczej niż na każdych innych odcinkach w Europie, gdyż tu walki nie przybierały charakteru pozycyjnego.
Ostatnim istotnym (oprócz oczywiście zachodniego), w tym też dla Polaków, z powodu wielu walczących tam rodaków, był front wschodni, na którym walczyły siły niemieckie i austro-węgierskie z rosyjskimi.
Pierwsze lata wojny
Ze wszystkich stron wojujących, Niemcy posiadali najlepiej wyszkoloną i wyposażoną armię, zdolną do prowadzenia wojny nowoczesnej. Od zakończenia zmagań francusko-niemieckich z 1871 roku sztabowcy szykowali się do nieuniknionego starcia na zachodzie.
Na długo przed 1914 rokiem żołnierze ćwiczyli z użyciem karabinów maszynowych i artylerii oraz wyposażeni zostali w nowe, szare mundury o wiele lepiej przystosowane do boju niż niebiesko-czerwone uniformy francuskie[1].
Po wygraniu bitwy granicznej z Francją (4 sierpnia-6 września) Niemcy poruszali się sprawnie na zachód, by wykonać Plan Schlieffena i przeprowadzić wojnę błyskawiczną, zanim Rosja zdąży zmobilizować swoje siły.
Niemcy rzucili w stronę Paryża 5 armii (łącznie około 900 000 żołnierzy) pod dowództwem gen. Alexandra von Klucka i sforsowali rzekę Marnę. Paryżan ogarnął chaos, zwłaszcza, gdyż pechowo zbliżała się data rocznicy porażki pod Sedanem w wojnie z 1871 roku.
Wydarzyła się jednak rzecz dość niespotykana, która przeszła do historii jako „cud nad Marną”. Od 6 do 12 września wojska francuskie i brytyjskie prowadzone przez gen. Josepha Joffre’a walczyły z siłami Cesarstwa.
Często wspomina się w literaturze, że w krytycznym momencie zarekwirowane paryskie taksówki dostarczyły na front wystarczającą liczbę żołnierzy stołecznego garnizonu, aby zatrzymać pochód Niemców. W rzeczywistości, dzięki taksówkom udało się transportować 6000 żołnierzy. A w I bitwie nad Marną walczyło w sumie po obu stronach łącznie około 2 mln żołnierzy.
Pod koniec 1914 roku nastąpiło jeszcze jedno ważne wydarzenie, zwane „wyścigiem do morza”. Po bitwie nad Marną doszło do starcia nad Aisne, które było wstępem do wojny pozycyjnej.
Kiedy jednak strony walczące zrozumiały, że nie mają wystarczająco sił, by przełamać okopy, celem było wejście na skrzydło wroga. Tak oto obie strony próbowały zdobyć kontrolę nad wybrzeżem. Tak rozpoczęła się I bitwa pod Ypres.
Rok 1914 na froncie zachodnim zakończył się stratami przekraczającymi milion zabitych i rannych po obu stronach. Z końcem roku wrogie armie zapadły w okopach ciągnących się na długości ponad 800 km od kanału La Manche do granicy szwajcarskiej u podnóża Alp. Lepiej przygotowani do wojny pozycyjnej Niemcy umocnili swoje linie zasiekami z drutu kolczastego, małymi fortami i podziemnymi bunkrami, które chroniły żołnierzy przed ogniem artylerii, bombami lotniczymi, a później także gazami bojowymi[2].
Patowy rok 1915
Pod koniec 1914 roku charakter walk na froncie zachodnim stał się zdecydowanie pozycyjny i to chyba można rzec, że aż do 1918 roku.
Oczywiście przez cztery lata dochodziło do kilku ofensyw z każdej strony, lecz nawet jeśli zdobyte zostało kilkanaście (maksymalnie kilkadziesiąt) kilometrów terenu, to zazwyczaj problem polegał w jego utrzymaniu i wiele bitew (nawet tych kilku miesięcznych) potrafiło skończyć się cofnięciem atakujących do pozycji wyjściowej.
A niestety, przez cały ten czas dochodziło do ogromnego rozlewu krwi.
Na rok 1915 armia Cesarstwa zgodnie ze strategią naczelnego dowódcy, generała Ericha von Falkenhayna, pozostawała jak na razie w prawie całkowitej defensywie. Planem było skoncentrowanie wysiłku na froncie wschodnim i jak najszybsze wyeliminowanie z wojny Rosji.
Jedyną ofensywą był kwietniowy atak przy użyciu gazów bojowych podczas II bitwy pod Ypres[3]. Było to niemałe zaskoczenie dla wojsk ententy, które sprawiło, że zatruciu uległo 15 000 żołnierzy (w tym 7000 Brytyjczyków, zmarło 350).
Natomiast co do ofensyw Ententy, to próbowali oni różnych ataków przez cały 1915 rok. Skoro celem powinno być chociaż uzyskanie inicjatywy, to śmiało można powiedzieć, że bezskutecznie.
Francuskie natarcia w Szapmanii w lutym i marcu dały mniej niż 500 m zysku terenu za cenę 50 000 poległych. Ofensywa w kwietniu nie przyniosła zmian, lecz niestety skończyła się stratą 64 000 ludzi.
Późniejsze natarcia również nie przynosiły sukcesów, za to coraz większe straty. Po kilku miesiącach walk, 24 czerwca głównodowodzący wojskami francuskimi marszałek Ferdynand Foch, wydał rozkaz wstrzymujący działania ofensywne. Podjęto jeszcze jedną próbę na jesieni, lecz kosztowała tylko coraz więcej żyć (strata Niemców ok. 141 000, a Ententy 242 000), a miało być niestety jeszcze gorzej.
Rok 1916, czyli piekło na ziemi
W roku 1916 ciężar wojny ponownie skupił się na froncie zachodnim. Generał Falkenhayn uznał, że Rosja została sparaliżowana po serii porażek, a więc celem Cesarstwa zostało ponownie wyeliminowanie Francji.
Falkenhayn nie uważał za konieczne wykonanie jednego przełamania, a cały czas brał pod uwagę metodę walk na wyniszczenie, słynne „wykrwawienie armii jedynaków” (Francuzów), by wykorzystali oni swoje rezerwy.
Trwająca prawie rok bitwa pod Verdun ostatecznie nie przyniosła praktycznie żadnych zmian terytorialnych, ani przełamania frontu. Skuteczne kontrofensywy przeciwników Cesarstwa z późniejszej części bitwy sprawiły, że twierdza pozostała w rękach Francuzów.
Straty po obu stronach sięgnęły 800 000, w tym około 378 000 u Francuzów (120 000 samych zabitych), 337 000 u Niemców (100 000 zabitych).
W połowie 1916 roku Brytyjczycy postanowili odciążyć walczących pod Verdun sojuszników. Ofensywa nad Sommą rozpoczęła się 1 lipca i została poprzedzona zmasowanym atakiem artylerii.
Była to dość słynna taktyka, jednak nie zawsze skuteczna. W pierwszych próbach podjętych w czasie wojny, nie nad Sommą, brakowało np. ostrzelania dalszych linii okopów, co później zatrzymywało atak lub robiono zbyt duże przerwy między ostrzałem, a wysłaniem piechoty, przez co dawano czas nieprzyjaciołom na ochłonięcie i stanięcie do obrony.
Na dodatek niemieckie linie obronne posiadały bunkry, co pozwalało czasem przeczekać natarcie artyleryjskie.
Brytyjczycy ruszyli więc z optymizmem myśląc, że artyleria oczyściła ziemię z obrońców[4]. Jednak tak się nie stało. Podczas pierwszego dnia żołnierze brytyjscy ponieśli największe straty dzienne w swojej historii. 19 240 zabitych oraz 38 230 rannych z pośród 60 000 atakujących. Po czterech miesiącach zmagań straty Ententy wyniosły 600 000 ludzi, natomiast Niemców co najmniej 465 000. Są to liczby aż ciężkie do wyobrażenia.
Somma oraz Verdun stały się symbolem koszmaru Wielkiej Wojny.
Idą zmiany
Od końca 1916 roku miało miejsce sporo istotnych wydarzeń. W sztabach zaczęli pojawiać się nowi generałowie, którzy przychodzili i zmieniali swoich poprzedników. We Francji miejsce gen. Josepha Joffre’a zajął gen. Robert Georges Nivelle (jemu przypisuje się powiedzenie, że „to artyleria zdobywa teren, a piechota go tylko zajmuje”). Po stronie niemieckiej gen. Falkenhayn’a zastąpił feldmarszałek Paul von Hindenburg, którego zastępcą został gen. Erich Ludendorff.
Wspomnę jeszcze tylko szybko o potencjale militarnym na froncie zachodnim. A więc pod koniec 1916 roku wojsko brytyjskie osiągnęło 1,2 mln i liczba ta ciągle rosła. Siła Francji po ściągnięciu wojsk kolonialnych liczyła 2,6 mln żołnierzy. Z armią belgijską Ententa posiadała 3,9 mln przeciwko 2,5 milionowej armii niemieckiej.
Nivelle planował wykorzystać tę przewagę, jednak Ludendorff pokrzyżował mu plany. Na słabo strzeżonych odcinkach dodał trzecią linię okopów oraz wycofał wojska z niebezpiecznych miejsc na nową, silniejszą linię obronną zwaną Linią Zygfryda (Siegfriedstellung), bądź zwaną też Linią Hindenburga.
Niemcy cofając się w ramach akcji o kryptonimie „Albrecht” stosowali taktykę spalonej ziemi. Niszczono wszystkie budynki, infrastrukturę, a ludność przymusowo wysiedlono.
Odwrót żołnierzy cesarstwa wprowadził zamieszanie, jednak Nivelle niewzruszony ostrzeżeniami przystąpił do ofensywy, która ostatecznie się załamała, a krwawe straty osłabiły morale armii i doprowadziły do buntów żołnierzy.
W szeregach francuskich Nivelle został zastąpiony przez gen. Philippe Petaina, a szefem sztabu armii został Ferdynand Foch. Bardzo ważna postać, która potem objęła także stanowisko Naczelnego Dowódcy Sił Sprzymierzonych na terenie Francji. Potrzeba było w końcu osoby, która byłaby zwierzchnikiem wszystkich sił Ententy, w celu polepszenia współpracy między wojskami francuskimi, brytyjskimi, jak i też amerykańskimi.
Ofensywa we Flandrii
Petain, jak kiedyś Foch w 1915 roku, po nieudanych atakach Nivelle’a podjął decyzję o zaniechaniu akcji ofensywnych i przejściu do obrony. Ruch ten wykorzystał brytyjski generał Douglas Haig, dowódca Brytyjskich Sił Ekspedycyjnych we Francji, który postanowił spróbować akcji zaczepnej we Flandrii, na swoim odcinku frontu. Anglikom zaś przypadał bardziej północny odcinek frontu na północ od Paryża.
Atak Haig’a rozpoczął się 7 czerwca, a jego początkowa faza przebiegła skutecznie. Potem natomiast ciężko było przebić się przez niemiecką obronę. To podczas tejże akcji z 1917 roku rozegrała się III bitwa pod Ypres, zwana także w historiografii jako bitwa o Passchendaele.
Pod koniec lipca pięćdziesiąt dywizji brytyjskich, wspartych przez sześć dywizji francuskich, zaatakowało pozycje niemieckie na południe i wschód od Ypres, które po dwóch atakach w 1914 i 1915 roku przypominało morze ruin, a otaczający je teren zupełną pustynię. Atak Brytyjczyków skupił się na Passchendaele, niewielkiej wsi na wschód od Ypres, w pobliżu niemieckiej stacji kolejowej. Natarcie poprzedził dwutygodniowy ostrzał artylerii z 3500 dział, które wystrzeliły w kierunku pozycji niemieckich 4,3 mln pocisków na froncie szerokości 25 kilometrów[5].
Ponownie jak nad Sommą, atak ten nie dał tak dużo, jak oczekiwano. Działa niemieckie ukryte za wzgórzami pozostały nietknięte, tak jak umocnione punkty strzeleckie. Niesprzyjająca była również pogoda, gdyż padało przez liczne dni po rozpoczęciu ofensywy, co skutkowało zamienieniem się pola bitwy w bagnisko.
Ostatecznie jednak ruiny Paschendaele zostały zdobyte przez Brytyjczyków, co uznali oni za sukces mimo straty 325 000 Armia Cesarska utraciła 200 000 (zabici, ranni, wzięci do niewoli).
Co jeszcze w 1917 roku
Francuzi podniesieni na duchu atakami sojuszników postanowili przeprowadzić własną ofensywę. W sierpniu 2. Armia gen. Adolphe’a Guillaumata odebrała Niemcom ostatnie tereny utracone w 1916 roku w okolicach Verdun, a w październiku 10. Armia gen. Paula Maistre’a uzyskała trochę terenów w miejscu załamanej ofensywy Nivelle z kwietnia.
Kolejna ważna ofensywa Brytyjczyków z 1917 roku rozwinęła się przy Cambrai. Jest ona istotna z uwagi na użycie dość nowatorskiej taktyki, czyli pierwszego w historii zmasowanego ataku czołgów (w liczbie 324).
Zaskoczył on Niemców, a siłom brytyjskim pozwolił wedrzeć się znacznie dalej oraz mniejszym kosztem niż zazwyczaj. Ostatecznie ofensywa zatrzymała się w momencie decydującym dla losów bitwy, z powodu wcześniejszego wykorzystania znacznej ilości zasobów.
Potem nastąpiła okazja dla armii niemieckiej na kontratak, który zagroziłby otoczeniem armii z Wysp, natomiast został on zatrzymany. Pomimo faktu, że większość terenów (około ¾) zostało odzyskane przez siły niemieckie, atak na Cambrai pokazał, że umiejętne użycie elementu zaskoczenia w połączeniu z odpowiednią siłą pancerną może przełamać okopy.
Przenieśmy się jednak na chwilę za Ocean.
Po zerwaniu stosunków dyplomatycznych z Niemcami 3 lutego 1917 roku przystąpienie do wojny Amerykanów było nieuniknione. Warto dodać, że prezydent Woodrow Wilson był do końca zwolennikiem neutralności Stanów Zjednoczonych oraz liczył na szybkie zakończenie wojny w Europie.
Sam podejmował próby mediacji między mocarstwami. Jednak nieograniczona wojna podwodna Niemców oraz nieustanne zatapianie statków amerykańskich (bądź z obywatelami Ameryki na pokładach) przez U-booty jak i słynny „Telegram Zimmermanna” nie pozostawiły mu innej możliwości.
Na przełomie lat 1917/1918
Gdy w wyniku rewolucji październikowej (1917) bolszewicy przejęli władzę w Rosji, rozpoczęli negocjacje pokojowe z II Rzeszą. Już niebawem wszystkie wojska niemieckie miały być przerzucone na zachód do Francji.
I stało się tak, po podpisaniu pokoju w Brześciu w marcu 1918 roku. Rosja oficjalnie nie uczestniczyła już w I wojnie światowej. Dowódcy Cesarstwa Niemieckiego postanowili wykorzystać swoją przewagę, która byłaby znacząca oraz na pewno bardziej długotrwała, gdyby nie fakt ciągle przybywających już do Francji żołnierzy amerykańskich.
Sytuacja dla Ententy nie wyglądała jednak aż tak dobrze, jak mogło by się wydawać. Mimo przystąpienia Stanów Zjednoczonych do wojny, liczba żołnierzy amerykańskich wcale nie przybywała tak szybko, jak tego oczekiwano.
Z uwagi na małą liczbę dywizji na Starym Kontynencie, jak i słaby poziom ich wyszkolenia, wojska amerykańskie traktowano głównie jako oddziały posiłkowe do końca 1917 i na początku 1918 roku.
Nie tego oczekiwał generał John Pershing (bardzo istotna postać w historii USA oraz Wielkiej Wojny), głównodowodzący Amerykańskich Sił Ekspedycyjnych, który liczył na to, że armia amerykańska obejmie własny odcinek frontu, a nie będzie w roli pomocników. Jednak ostatecznie doszło do porozumienia między wojskami Ententy.
Do czasu przybycia i odpowiedniego przeszkolenia Amerykanów mieli oni przejściowo wymieszać swoje oddziały z sojusznikami. Było to konieczne działanie na początku 1918 roku, gdyż siły francusko-brytyjskie miały już w ostatnim roku wojny spore braki, zwłaszcza, że Cesarstwo Niemieckie przerzuciło wszystkie swoje dywizje na zachodni front, co dało im sumę 192 takich jednostek.
Do 21 marca 1918 roku, kiedy Niemcy rozpoczęli wielką ofensywę w Pikardii, Amerykanie mieli na froncie tylko cztery pełnowartościowe dywizje. Zgodnie z zawartym porozumieniem 28 marca Pershing oddał pod komendę Focha wszystkie swoje oddziały[6].
Pierwsza połowa 1918 roku – przygotowania do ostatnich ofensyw
Z początek 1918 roku (przez pierwszą jego połowę) inicjatywa zdecydowanie przypadła Niemcom. Generał Ludendorff (również pomysłodawca Linii Hindenburga) ponownie opracował śmiałą strategię, tym razem ofensywną, opartą na zasadzie wykorzystania taktycznej „linii najmniejszego oporu”.
Główne ataki niemieckie miały być poprzedzone krótkotrwałym, ale bardzo intensywnym bombardowaniem artyleryjskim (trommelfeuer) z wykorzystaniem dużych ilości gazów bojowych i pocisków dymnych. Celem ostrzału było sparaliżowanie pierwszych linii obrony i zniszczenie gniazd broni maszynowej oraz punktów obserwacji aliantów. Potem lżejsza artyleria miała pokryć ogniem kolejne linie okopów i przesuwać go wolno coraz dalej w głąb alianckiej obrony, pozwalając masom własnej piechoty nacierać wolnym krokiem, tak blisko, jak to było możliwe za ruchomym wałem ogniowym[7].
Kluczem do tej nowej taktyki było obchodzenie przez nacierającą piechotę gniazd karabinów maszynowych i innych umocnionych punktów oporu, a nie jak dotychczas czekanie na wsparcie przed atakiem. Dzięki temu Niemcy mogli swobodnie manewrować na polu walki i nacierać tam, gdzie opór był najmniejszy, zajmując znacznie więcej terenu.
Taka taktyka wymagała świetnie wyszkolonych, zdyscyplinowanych żołnierzy. W tym celu Ludendorff zgromadził najlepsze oddziały z całego zachodniego frontu i uformował je w elitarne dywizje szturmowe (stosstruppen).
Do czasu ofensywy lipcowej, podczas której miała miejsce II bitwa nad Marną, wojska cesarskie przeprowadziły dwie ofensywy. Operacja „Michael”rozpoczęła się 21 marca 1918 roku.
W wyniku zaskoczenia żołnierze przełamali się przez brytyjską obronę i zbliżyli się na 60 km od Paryża. Ponownie zapanował chaos w stolicy. Atak na południe od Sommy posunął się dalej, natomiast na północy został zatrzymany. Lundendorff zamiast jednak pójść z niespodziewanym sukcesem, chciał zrealizować swój pierwotny plan.
Ostatecznie, za późno zmienił kierunek ataku i brak wcześniejszej decyzji sprawił, że Ententa przygotowała się do odparcia kolejnych ataków. 6 kwietnia front się ustabilizował.
Czerwcowe zmagania nad Marną – preludium cesarskiego szturmu o pokój
Niemiecka ofensywa znad Aisne (operacja „Blücher”), rozpoczęta 27 maja, rozwijała się sprawnie w kierunku Marny i Paryża. Spowodowała równie poważny kryzys, co marcowy atak w Pikardii. Głównie myślano, że jest to próba odciągnięcia rezerw z frontu na północy.
Niemcy wiedzieli bowiem, że Francuzi za wszelką cenę będą bronić Paryża. Ludendorff ponownie nie spodziewał się aż takiego sukcesu. Natarcie rozciągnęło front i postawiło armie francuską w ciężkiej sytuacji oraz zadało znaczące straty.
Foch musiał wykorzystać wszystkie dostępne mu odziały. Była w nich także 3. Dywizja dowodzona przez gen. majora Josepha Dickmana, świeżo przybyła z obozów szkoleniowych i 29 maja rzucona w pośpiechu do obrony mostów nad Marną.
Zmotoryzowany 7. batalion karabinów maszynowych pokonał w ciągu 24h prawie 120 km, przedzierając się przez uciekających cywilów i żołnierzy francuskich osiągnął przyczółek na południowym brzegu Marny naprzeciwko Château-Thierry.
Przez cały dzień 1 czerwca trwały zażarte walki na północnych podejściach do miasta. Amerykanie starali się nie dopuścić Niemców do Château-Thierry. Problem pojawił się, kiedy francuscy saperzy przedwcześnie wysadzili jeden z dwóch mostów odcinając tym samym drogę ucieczki sprzymierzonym żołnierzom, którzy jeszcze byli po drugiej stronie.
Na szczęście odcięci na północnym brzegu ludzie porucznika Johna Bissella zdołali przeprawić się zanim wysadzono i drugi most.
3 czerwca w końcu przybyła reszta dywizji i zajęła pozycje wzdłuż południowego brzegu Marny od Château-Thierry do Dormans. Do końca czerwca poszczególne oddziały 3. Dywizji walczyły wspólnie w lokalnych walkach z francuską 10. Dywizją Kolonialną oraz odrzuciły Niemców z powrotem za Marnę.
Las Belleau przy Marnie
Do pierwszych starcia Amerykanów z Niemcami doszło tu już 2 czerwca i z każdym kolejnym dniem natężenie walk rosło. 3 czerwca Niemcy wiedząc, że mają przed sobą nieostrzelanych Amerykanów zajęli las. Następnego dnia chcąc osłabić morale przeciwnika przypuścili pierwszy atak na styku obu brygad, gdzie obrona wydawała im się najsłabsza. Jeśli chcieli przestraszyć Amerykanów przestraszyli tylko Francuzów. kiedy wycofujący się oficer francuski zaproponował kapitanowi Lloydowi Williamsowi z piechoty morskiej, żeby poszedł razem z jego ludźmi ten żachnął się tylko: Wycofać się? Do diabła, dopiero ty przyszliśmy![8]
Walki w Lesie Belleau (północny zachód od Château-Thierry) trwały intensywnie i nieustannie praktycznie do końca czerwca. Teren przechodził z rąk 4. Brygady Piechoty Morskiej (Marines) do niemieckich, i z powrotem, po kilka razy.
To właśnie żołnierzom marines gen. Harborda przyszło walczyć w tym, jak niektórzy go zwali, „diabelskim” lesie Belleau. 6 czerwca ataki Amerykanów przeszły do historii pod niechlubnym rekordem największych dziennych strat (do czasu udziału Marines w wojnie z Japonią na Pacyfiku podczas II wojny światowej o wyspę Tarawa w listopadzie 1943 roku) w dotychczasowej historii korpusu, bowiem 1087 żołnierzy zostało rannych i zabitych.
Ostatecznie jednak las został zdobyty przez Amerykanów, a ich postawa wywarła duże wrażenie na Francuzach. Jak i Niemcach, którzy zrozumieli, że przyjdzie im się w najbliższym czasie mierzyć z kolejnych potężnym przeciwnikiem na zachodnim froncie.
Po potyczkach w Lesie Belleau, 1 lipca walki przeszły lekko na wschód, zdobyto bowiem wioskę Vaux oraz wzgórze koło niej. Zadbano jednak o dobre rozpoznanie pozycji niemieckich, czyli coś, czego zabrakło w walkach o las, co niestety pokazały straty.
Choćby 2. Dywizja Amerykańska, która również walczyła w czerwcu w zalesionym terenie ,została w nocy z 9 na 10 lipca zluzowana przez 26. „Jankeską” (Yankee) Dywizję. W ciągu nieco ponad miesiąca straciła ona 9 000 żołnierzy (zabici, ranni, zaginieni, wzięci do niewoli).
Friedensturm – Niemiecka ofensywa nad Marną z lipca 1918
Na początku lipca, kiedy przybyły kolejne dywizje, stan amerykańskich wojsk ekspedycyjnych sięgnął 500 000 ludzi. Nowe oczywiście, tak jak i poprzednie, wymagały przeszkolenia, ale doświadczone w boju można już było spokojnie wykorzystywać na różnych odcinkach frontu. I tak też zrobiono.
Kiedy Niemcy zaatakowali 15 lipca po stronach Reims, które tkwiło niczym cierń w samym środku ich linii, elementy 42. „Tęczowej” dywizji piechoty generała majora Charlesa Menohera znalazły się na wschód od tego miasta. Amerykanie bronili tam ważnej drogi do Châlons-sur-Marne i mimo mocnych nacisków wroga wspólnie z oddziałami francuskiej 4. Armii jednorękiego generała Henriego Gourauda utrzymali swoje pozycje[9].
Takie informacje można znaleźć o początku pokojowego szturmu, a dalej Jarosław Wojtczak pisze w swojej książce następująco: Pewien francuski oficer, który widział 42. Dywizję w akcji, napisał: „Zachowanie żołnierzy amerykańskich było doskonałe i spotkało się z wielkim podziwem francuskich oficerów i żołnierzy spokój i godna postawa pod ogniem artylerii, wytrzymałość na trudy i niedostatki, upór w obronie, zapał w kontrataku, chęć do walki wręcz – o takich walorach donosili mi wszyscy oficerowie jakich spotkałem”.
Próby zdobycia Reims atakiem frontalnym poległy, dlatego Ludendorff postanowił otoczyć miasto i wziąć je w kleszcze. Jednocześnie miały być przeprowadzone ataki Niemców w Szampanii, na wschód od Reims i wzdłuż Marny na zachód, by otoczyć miasto i oba niemieckie skrzydła połączyć na południe od Reims.
Niezwykle istotna w tym planie miała być dolina rzeczki Surmelin, która uchodziła do Marny 10 km na wschód od Château-Thierry, obok wioski Moulins. Zdobycie tejże doliny było kluczowe dla planu Ludendorffa. Broniła jej 3. Dywizja amerykańska gen. Dickmana, który przygotował się na nadchodzący atak Niemców następująco.
Dalsze zmagania podczas pokojowego szturmu w II bitwie nad Marną
Przyszykował obronę w głąb, przygotowując kilka linii obronnych oraz obsadził południowy brzeg Marny od miejsca w pobliżu wioski Mezy do Chierry, które leżało bezpośrednio na wschód od Château-Thierry.
Mimo, że żołnierze byli bardzo dobrze przygotowani do odparcia każdej próby sforsowania Marny, to Dickman ufortyfikował też wzgórza, które otaczały dolinę, aby można było kontrolować wszelkie ruchy wzdłuż brzegów rzeki. Na prawo od 3. Dywizji broniła się 125. francuska Dywizja (w jej skład wchodziły cztery kompanie amerykańskiej 28. Dywizji gen. Majora Charlesa Muira).
Natarcie Niemców, Friedensturm,rozpoczęło się w nocy z 14 na 15 lipca 1918 roku. Po huraganie artyleryjskim wojska cesarskie podjęły próbę sforsowania rzeki na łodziach i pontonach pod osłoną nocy. Udało im się to na wszystkich odcinkach frontu.
Zmusili oni Francuzów do wycofania się na linii od Epernay do Château-Thierry. W niektórych miejscach posunęli się nawet na głębokość 5 kilometrów, jednak nie wszędzie Niemcom udało się wejść tak daleko. W miejscu stacjonowania 3. Dywizji amerykańskiej, w okolicach Mezy walki były bardzo zacięte.
Twardy opór stawił 38. Pułk Piechoty pod dowództwem pułkownika Ulyssesa Granta McAlexandra. Kiedy inne oddziały dywizji musiały opuścić swoje stanowiska z powodu imponującego niemieckiego natarcia, żołnierze McAlexandra mimo odsłonięcia i nieprzerywanych ataków, nie ustąpili swoich pozycji.
Niemcy byli często zaskoczeni ich desperacką wolą walki, nie wiedząc, że żołnierze McAlexandra skrupulatnie wypełniali rozkaz swojego dowódcy, który brzmiał: „Nie pozwólcie, aby ktokolwiek pojawił się na drugim brzegu Marny i pozostał żywy”[10].
Nie wszędzie jednak Niemcy zostali zatrzymani, a wręcz to przetrzymanie było wyjątkiem. Kapitan Jesse Woolbridge, dowódca kompanii w batalionie majora Rowa pisał następująco:
Nieprzyjaciel musiał się przebić przez pierwszy pluton na brzegu rzeki […] Potem rzucił się na drugi pluton na skraju linii kolejowej, gdzie walczyliśmy tysiąc racy lepiej, ale oni [Niemcy] dosłownie nas zmietli[11].
Dopiero po wprowadzeniu do walki trzeciego oraz czwartego plutonu impet Niemców został powoli zatrzymywany, a po nadejściu posiłków odparty. W ciągu dwóch dni walki niektóre oddziały cesarskie zostały prawie całkowicie rozbite. To samo jednak można powiedzieć o oddziałach amerykańskich. Straty w jednostkach po obu stronach potrafiły wynosić powyżej 50 procent.
Kontratak Ententy
Po odparciu pokojowego szturmu, niemieckich ataków nad Marną, Foch nie czekał długo. Nie czekał tak naprawdę wcale. 18 lipca z samego rana, a może wręcz jeszcze w nocy (gdyż niektóre ataki rozpoczęły się o godz. 3:45) ruszyło przeciwnatarcie sprzymierzonych wojsk.
Główny kierunek ofensywy Francuzów miał odbyć się od Soissons do Château-Thierry. 10. Armia generała Charlesa Mangina była tam wspierana przez dziewięć dywizji amerykańskich, około 300 000 ludzi. Pochodziły one z nowo utworzonego amerykańskiego IV Korpusu generała majora Roberta Bullarda.
Na lewym skrzydle w kierunku Soissons zmierzał tym razem Korpus francuski, numer XX. W nim walczyły już sprawdzone w boju dywizje amerykańskie 1. oraz 2. Pomiędzy żołnierzami znajdowała się też np. 1. Dywizja marokańska. Głównym celem korpusu miało być przecięcie niemieckich linii komunikacyjnych, czyli kolejowej trasy Soissons – Paryż oraz drogi z Soissons do Château-Thierry. Niemcy wykorzystywali ją do transportu ludzi za linią frontu.
Straty były spore, zwłaszcza w pierwszych dniach ofensywy, kiedy to żołnierze byli słabo przygotowani (niektórzy nie mieli nawet czasu zabrać prowiantu, a przed walką nie spali oraz nie mieli szansy zjeść) oraz brakło, ponownie jak w przypadku Lasu Belleau, lecz tym razem raczej z uwagi na pośpiech, rozpoznania pozycji wroga.
Bitwa miała charakter ruchomy […] bardzo chaotyczny […] Gwałtowne ataki Amerykanów z początku zaskoczyły Niemców, którzy nie spodziewali się takiej masy wrogów. W ogólnym zamieszaniu oddziały na polu walki szybko się przemieszczały […] Tym razem walka nie przypominała wojny pozycyjnej, wszystko toczyło się na otwartym polu […] Niemcy przyjęli ataki Amerykanów ze spokojem i z dyscypliną. Zaskoczeni przewagą wroga oddali część terenu pierwszego dnia, ale w drugim dniu ich opór stężał[12].
Kontynuacja natarcia
Kiedy generał Ludendorff pojął, że pozycji nad Marną nie da się utrzymać, a jego wojskom grozi okrążenie (ponadto ataki pod Soissons doprowadziły do zniszczenia jego linii komunikacyjnych) nakazał odwrót przeprowadzony 21 lipca. Sztumu o pokój nie udało się wykonać.
Przeciwnicy jednak szybko ruszyli w pościg. Front szybko przeniósł się gdzieś indziej, bowiem do 24 lipca Francuzi i Amerykanie byli już w okolicach wsi Sergy, nad rzeką Qurcq, 15 km na północ od Marny oraz 25 na północny wschód od Château-Thierry.
Bitwa pod Qurcq była równie krwawa co dotychczas, działania były dość chaotyczne, a wojskom ciężko było utrzymać pozycje. Żołnierze cesarscy stawiali opór i kontratakowali kilkakrotnie. Jednak ponownie to nacierający wyszli górą ze starcia, a Niemcy cofnęli się jeszcze dalej. W nocy z 1 na 2 sierpnia przebyli oni 15 kilometrów i zajęli nowe pozycje za rzekami Aisne i Vesle.
Tutaj front zawitał na trochę dłużej. Mimo, że rzeka Vesle miała tylko 9 metrów szerokości i 2 i pół metra głębokości, przekroczyć ją było niezwykle ciężko. Niemieccy żołnierze okopali się wśród wzgórz, potworzyli gniazda karabinów, które miały widok na całą dolinkę.
Po wysadzeniu mostów dno rzeki osadzili drutami kolczastymi. Krwawe walki dalej prowadzone przez cały sierpień sprawiły, że Amerykanie nazwali to miejsce „Doliną Śmierci”.
Następstwa Friedensturm oraz zmagań nad Marną
Oficjalnie więc ofensywy nad Aisne i Marną zakończyły się 6 sierpnia, a bitwa pod Château-Thierry (jako część II bitwy nad Marną) 22 lipca, definitywnie stanowiąc punkt zwrotny Wielkiej Wojny. Niemiecki kanclerz Georg Hertling przedstawił taką opinię:
Na początku lipca 1918 roku, przyznaję to szczerze, byłem przekonany, że do 1 września nasi przeciwnicy prześlą nam swoje propozycje pokojowe. Oczekiwaliśmy, że w końcu lipca w Paryżu zapanuje grobowa atmosfera. Tak było jeszcze 15 lipca. 18 lipca nawet najwięksi optymiści spośród nas wiedzieli, że wszystko jest stracone. Historia świata zmieniła się w ciągu trzech dni[13].
II bitwa nad Marną zmieniła losy Wielkiej Wojny, a więc i ówczesnego świata, może nawet i nie tylko ówczesnego. Wszystkie plany niemieckie przestały być wykonalne. Friedensturm (pokojowy szturm), jak i „bitwa o pokój” Ludendorffa poległy w momencie, kiedy ofensywa lipcowa została odparta.
Niemieckie działania ofensywne na zachodnim froncie w 1918 roku zakończyły się stratą około 800 000 żołnierzy, co w rzeczywistości uniemożliwiało skuteczne prowadzenie wojny.
A żołnierzy amerykańskich ciągle przybywało. Regularne posiłki, około 300 000 ludzi miesięcznie, powiększyły liczebność Amerykańskiego Korpusu Ekspedycyjnego do 1 mln żołnierzy w połowie 1918 roku.
Ich wkład bojowy był równie ważny jak liczebny. Udział Amerykanów w II bitwie nad Marną pomógł zatrzymać ostatnią akcję zaczepną gen. Ludendorffa. Żołnierze zza oceanu, którzy dotychczas nie mieli wielu okazji by wykazać się w boju, za pomoc w zatrzymaniu Niemców zyskali uznanie i szacunek. 3. Dywizja otrzymała miano „Dywizji Marneńskiej” (The Marne Division), a 38. Pułk pułkownika McAlexandra przydomek „Skały znad Marny” (Rock of the Marne).
Kilka słów o Amerykanach
Warto poświęcić kilka słów wielkiemu amerykańskiemu przedsięwzięciu, które pozwoliło im na skuteczne wsparcie wojsk sojuszniczych na zachodnim froncie oraz ostatecznie pomoc trójporozumieniu w zakończeniu I wojny światowej.
Mówi się, że przystąpienie Amerykanów do wojny było już poniekąd punktem zwrotnym, lecz nazwałbym to może bardziej wstępem do tegoż zwrotu, bowiem z samego przystąpienia nic nie wyniknęło.
Kiedy 6 kwietnia 1917 roku Stany oficjalnie przyłączyły się do konfliktu, liczebność ich armii wynosiła ledwie 128 000 żołnierzy oraz 76 000 w Gwardii Narodowej. Mimo chętnych patriotów, liczba ta wciąż była za mała, a władze zmuszone były wprowadzić ogólnonarodowy pobór.
Najpierw podlegali mu mężczyźni od 21 do 30 lat, potem od 18. do 45. roku życia. Do poboru wezwano 10 mln Amerykanów, z czego ostatecznie powołano 2,8 mln. W armii służyło też wiele tysięcy Indian (część z nich zgłosiła się do armii dobrowolnie). W swojej służbie wykazali się oni wielkim patriotyzmem i lojalnością.
Pierwsi żołnierze wylądowali na kontynencie 26 czerwca 1917 roku. Było to jednak zaledwie (biorąc pod uwagę standardy Wielkiej Wojny) kilkanaście tysięcy ludzi i liczba ta nie wrastała tak szybko, jak tego oczekiwano.
Warte może być jeszcze wspomnienia, że amerykańscy żołnierze wzięli udział w paradzie 4 lipca w Paryżu. To tam padły słynne słowa: „La Fayette, oto jesteśmy!”, które wypowiedziane przez pułkownika Charlesa Stantona, płynnie posługującego się językiem francuskim wojskowego, błędnie przypisuje się Pershingowi. Słowa pozdrowienia jednak zostały przekazane przez wojskowego w imieniu Pershinga, także trzeba to też mieć na uwadze.
Do 22 grudnia we Francji Pershing miał tylko 4 dywizje, których to jeszcze liczba z uwagi na zmiany organizacyjne, przystosowujące do nowych standardów, musiała zostać powiększona na początku 1918 roku. Wciąż więc można rzec, że Amerykanów wyczekiwano z utęsknieniem.
Przybycie Amerykanów
Problemem głównym był tak naprawdę transport i zaopatrzenie. Zarobione porty francuskie na północy (obsługiwały również statki brytyjskie), słabo dostosowane do przyjęcia ogromnych mas żołnierzy (oraz ton uzbrojenia) te na południu, które również znajdowały się daleko od frontu i na dodatek nadwyrężona już też ostro kolej.
Tu na pomoc przyszły specjalne służby zorganizowane przez Amerykanów – Services of Supply – które wykonały olbrzymią pracę przystosowując porty, rozbudowując kolej, stwarzając też cały system baz zaopatrzeniowych. W Services of Supply do listopada 1918 roku służyło blisko 650 000 ludzi, co porównując, było około jedną trzecią całego Amerykańskiego Korpusu Ekspedycyjnego pod koniec wojny.
Tak jak nowo formowane jednostki w Ameryce przerzucano od razu na kontynent, problem był ze sprzętem, który nie nadążał za ludźmi. Na szczęście podpisano wiele umów z sojusznikami, które zapewniały odpowiednie zaopatrzenie armii, np. w działa.
Można powiedzieć, że operacja zakończyła się sukcesem. Rekrutów przybywało coraz więcej, rzekomo 300 000 na miesiąc. Warto pamiętać, że wymagali oni odpowiedniego przeszkolenia (jak wspominałem wyżej opisując sytuację między latami 1917/1918).
Liczby jednak nie kłamały. W letnich ofensywach aliantów, na początku jeszcze z towarzyszącymi im Francuzami, ale już 12 września 1918 roku w bitwie pod Saint-Mihiel generał John Pershing dowodził samodzielną amerykańską 1. Armią liczącą ponad 500 000 żołnierzy.
A niedługo potem, bowiem w Lesie Argońskim (wrzesień – październik 1918) ponad milionem. Do końca listopada 1918 roku Amerykański Korpus Ekspedycyjny liczył niecałe 2 miliony ludzi (aczkolwiek warto pamiętać, że w tym dwóch milionach, była nie tylko piechota, ale i wojska artyleryjskie, inżynieryjne, służby medyczne, łączność i wiele innych służb logistycznych).
Końcówka Wielkiej Wojny
Sukcesy aliantów latem 1918 roku zmobilizowały państwa ententy do szybszego zakończenia wojny. Na początku roku planowano zakończenie działań wojennych dopiero w 1919 roku, ale widoczny rozkład armii niemieckiej skłonił marszałka Focha do szukania ostatecznego zwycięstwa jeszcze nadchodzącej jesieni[14].
8 sierpnia 1918 roku rozpoczęła się kolejna wielka ofensywa (skoordynowane ataki wojsk Ententy, składających się już wtedy z żołnierzy o przeróżnych narodowościach), znana w historiografii pod nazwą: ofensywa 100 dni.
Przewodził nią nie kto inny, jak generał Ferdynand Foch. Trwająca do 11 listopada przyniosła straty miliona po każdej ze stron. Ciężkie walki były prowadzone zwłaszcza w Lesie Argońskim, gdzie Niemcy bronili się skutecznie swoją słynną taktyką „obrony w głąb”, gdzie odpuszczali pierwsze pozycje celowo wabiąc przeciwnika na coraz to mocniej ufortyfikowane tylnie linie obronne.
Wraz ze startem ofensywy 8 sierpnia, rozpoczęła się bitwa pod Amiens. Dzień ten po słowach Ericha Ludendorffa zapisał się w historii jako „czarny dzień Armii niemieckiej”. Generał napisał: Dzień 8 sierpnia był najczarniejszym dniem armii niemieckiej w całej historii wojen. Poza wszelką wątpliwość ograniczył nasze możliwości prowadzenia dalszej walki. Teraz wojna musi się skończyć […] Nie możemy już liczyć na to, że złamiemy wolę walki nieprzyjaciela przy użyciu środków militarnych[15].
Teraz wojna musi się skończyć…
I tak się stało.
Po niespełna stu dniach, 11 listopada 1918 roku w lesie Compiègne podpisano zawieszenie broni. Kończyło ono działania na froncie zachodnim oraz I wojnę światową – Wielką Wojnę.
Formalnie dopiero podpisanie Traktatów Pokojowych w Wersalu z 1919 zniosło stan wojny między państwami, jednak to datę 11 listopada, zaprzestanie morderczych działań militarnych, które pochłonęły życia milionów, pamiętamy jako dzień kończący ten konflikt.
Bibliografia:
Jarosław Wojtczak, Historyczne Bitwy: Las Argoński 1918, Ożarów Mazowiecki 2022.
Fot. Bundesarchiv
[1] Spora część informacji, jak i cytaty pochodzą z książki Jarosława Wojtczaka pt. „Las Argoński 1918” z serii Historyczne Bitwy.
[2] Jarosław Wojtczak, Historyczne Bitwy: Las Argoński 1918, Ożarów Mazowiecki 2022, s. 78.
[3] Nie było to jednak pierwsze użycie gazów bojowych podczas I wojny światowej, ale faktycznie pierwsze na froncie zachodnim. 31 stycznia 1915 roku na froncie wschodnim w bitwie pod Bolimowem użyte zostały gazy bojowe.
[4] Rzekomo podczas ostrzału nad Sommą wykorzystano 1,5 mln pocisków, wyeliminowano natomiast 7 tys. Niemców. Szacuje się, że na zranienie żołnierza używano 300 pocisków, a zabicie 1200.
[5] Jarosław Wojtczak, Historyczne Bitwy: Las Argoński 1918, Ożarów Mazowiecki 2022, s. 93.
[6] Jarosław Wojtczak, Historyczne Bitwy: Las Argoński 1918, Ożarów Mazowiecki 2022, s. 98.
[7] Ibidem, s. 106, 107.
[8] Ibidem, s. 117, 118.
[9] Ibidem, s. 121.
[10] Ibidem, s. 124.
[11] Ibidem, s. 123.
[12] Fragmenty opisów z podrozdziału: Bitwa pod Château-Thierry, z książki Las Argoński 1918 Jarosława Wojtczaka, strony 127-128.
[13] Jarosław Wojtczak, op. cit., s. 130.
[14] Ibidem, s. 132.
[15] Ibidem, s. 113.