Incydent Szanghajski z 1932 roku – kolejny krok w stronę japońskiej dominacji czy pierwsze pęknięcia na nogach kolosa?

Według niektórych opinii, II Wojna Światowa nie wybuchła 1 września 1939 roku – w tym dniu miał się jedynie rozpocząć jej europejski teatr, tak jak w 1941 roku otworzył się teatr pacyficzny. Teoria ta jest szczególnie popularna w Chinach, gdzie za datę rozpoczęcia II Wojny uważa się 7 lipca 1937 roku, czyli dzień wybuchu Incydentu na Moście Marco Polo. Nie był to jednak pierwszy japoński „incydent”, ani pierwsza bitwa między Chinami a Japonią. W rzeczywistości pierwszą bitwę stoczono pięć lat wcześniej – podczas Incydentu Szanghajskiego w 1932 roku, rok po opanowaniu Mandżurii. Tym razem jednak mandżurski scenariusz nie powiódł się.

Japoński marsz w stronę rządów totalitarnych

Pierwsze lata oficjalnych rządów Cesarza Hirohito, który objął władzę w 1926 roku, to tak na dobrą sprawę ostatnie lata demokracji w Japonii. Szalejący nacjonalizm zbierał swoje żniwo – żołnierze jawnie już krytykowali rządy parlamentarne, ataki i zamachy na członków rządu stawały się coraz częstsze. Upadały kolejne gabinety, a tajne oficerskie kliki planowały mniej lub bardziej realne zamachy stanu. Wielkim autorytetem cieszył się generał Araki, człowiek, którego można uznać za jedną z pierwszych twarzy rodzącego się japońskiego totalitaryzmu – bowiem w przeciwieństwie do Włoch czy Niemiec, w Japonii nie było jednego przywódcy, a ruch nacjonalistyczny był ruchem bardziej rozproszonym, ale nie mniej skutecznym niż scentralizowane partie wodzowskie. To generał Araki forsował teorie o „przewadze ducha narodowego nad techniką wojskową”, był też założycielem jednej z dwóch najważniejszych klik wojskowych – Frakcji Cesarskiej Drogi czyli Kodo-ha, która zrzeszała młodych i radykalnych oficerów. Jego wpływ na kształtowanie społeczeństwa umocnił się, gdy został ministrem szkolnictwa.

O ile jeszcze wojskowych bezpośrednio w Tokio dawało się poskromić, tak prawdziwą wylęgarnią fanatyzmu była Armia Kwantuńska, stacjonująca w Mandżurii i będąca kompletnie niezależną od decydentów w stolicy. Do jednostek z Armii Kwantuńskiej wysyłano zresztą co bardziej „nieprawomyślnych” oficerów, czyli tych, którzy nawet w wśród innych nacjonalistów uchodzili za radykałów. W efekcie żołnierze stacjonujący w Mandżurii rozpoczęli działania całkowicie niezależne od sztabów na wyspach, w „imieniu Cesarza”, doprowadzając w 1931 roku do tzw. Incydentu Mukdeńskiego, w wyniku którego Mandżuria została poddana całkowitej kontroli Japonii. Rząd mniej lub bardziej przychylny spiskowcom, całą akcję koniec końców przyklepał. Świat się dowiedział… i ostro potępił japońską agresję. Ale Japonia już nie zamierzała oglądać się na Ligę Narodów czy inne kraje. Otwarcie zaczęto postrzegać Chiny jako obszar przyszłej kontroli. Oczywiście, na pełnowymiarowe starcie było za wcześnie i nikt o wielkiej wojnie na kontynencie publicznie jeszcze nie myślał – nawet najwięksi zwolennicy władzy wojskowej.

Patrząc na Szanghaj

Biorąc pod uwagę, że przy niewielkim nakładzie sił udało się opanować niemal milion kilometrów kwadratowych, w Tokio zaczęto rozważać kolejne kroki. Skoro chiński opór był symboliczny i ograniczał się w znacznej mierze do protestów na arenie międzynarodowej, japońscy wojskowi zdecydowali o sprowokowaniu kolejnego incydentu. Tym razem padło na Szanghaj.

Szanghaj był prawdziwym azjatyckim tyglem narodów i potężnym portem handlowym. Było to piąte największe miasto świata, które zamieszkiwało 70 tysięcy cudzoziemców – białych Rosjan, Anglików, Francuzów, Żydów, Niemców, Japończyków. Początek lat trzydziestych to okres masowej imigracji ludności żydowskiej z centralnej Europy. Szanghaj w wyniku wydarzeń z końca lat 20 był w większości kontrolowany przez Chiny, za wyjątkiem dwóch zagranicznych koncesji: francuskiej oraz międzynarodowej. Ze względu na położenie u ujścia rzeki Jangcy, miasto stało się handlowym wejściem i wyjściem dla Republiki Chińskiej. Nic więc dziwnego, że japońskim wojskowym marzyło się zwiększenie wpływów w mieście, lub nawet opanowania go w całości. Japonię czekało jednak dotkliwe rozczarowanie. Liczono na efekt domina, a grano jednak w pokera i wreszcie Chiny w osobie Czang-Kaj-szeka powiedziały „sprawdzam”. Szanghaj nie był Mandżurią, rządzoną przez wojennych watażków, gdzie wpływy rządu centralnego były niewielkie.  Szanghaj był w twardym uścisku Kuomintangu.

Prowokacja

Japońska dyplomacja cierpliwie czekała na pretekst by wywrzeć kolejne naciski. Takim pretekstem był masowy bojkot japońskich produktów będący odpowiedzią na zajęcie Mandżurii. Samo to było za małym powodem na wysłanie sił ekspedycyjnych. W związku z tym przygotowano kolejną prowokację. W Szanghaju znajdowała się niewielka grupa japońskich buddyjskich mnichów z sekty Nichiren – radykalnego prawicowego ugrupowania. Buddyzm z resztą, tak jak Shinto, od dawna stał w jednym szeregu wraz z japońską armią.  Mnichów wysłano w obszary, które zamieszkiwali ubodzy Chińczycy, pracujący głównie w fabrykach. Pod jedną z takich fabryk japońska procesja i wykrzykiwane przez mnichów hasła doprowadziły do rękoczynów, w wyniku których pobito pięciu mnichów, a jeden z nich zmarł. Następnie wybuchły zamieszki. To już wystarczyło: przelano japońską krew. Był 18 stycznia 1932 roku.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*