„Ostatnia Niedziela” – Czasy przedwojenne, klimatyczna knajpa, w środku okrągłe stoliki, przy jednym z nich mężczyzna ubrany w długi płaszcz, obok niego popielniczka z niedopalonym cygarem, w ręku trzyma szklankę z resztką whisky. Orkiestra odgrywa właśnie zamówioną przez niego piosenkę, nie bez powodu zwaną tangiem samobójców. Padają słowa „…dziś dla mnie jedno jest wyjście, ja nie znam innego, tym wyjściem jest no mniejsza z tym…”, gdy nagle mężczyzna wyciąga spod marynarki pistolet, przykłada sobie do skroni i pociąga za spust.
Piosenka, o której dzisiaj piszę, została skomponowana w 1935 roku. Słowa, których autorstwo przypisuje się Zenonowi Friedwaldowi, zostały wzbogacone muzyką Jerzego Petersburskiego. Najsłynniejszym wykonawcą „Ostatniej Niedzieli” jest bezsprzecznie Mieczysław Fogg. Opowiada ona smutną historię kochanka, który rozpacza po porzuceniu przez dziewczynę. Prosi on ją o jeszcze jedno spotkanie. Ostatnie spotkanie tak naprawdę nawiązuje do zamiarów mężczyzny. Kobieta zostawiła go na rzecz bogatszego kochanka. Zrozpaczony mężczyzna nie deklaruje bezpośrednio chęci odebrania sobie życia, jednak żal, który emanuje z jego próśb kierowanych do ukochanej, oraz słowa „dziś dla mnie jedno jest wyjście, ja nie znam innego, tym wyjściem jest no mniejsza z tym” rozwiewają wszelkie wątpliwości. Jedyną niewiadomą pozostaje sposób, w jaki pożegna się z tym światem.
Tango samobójców
Według legend oraz podań, piosenka ta w latach jej największej popularności, czyli w latach bezpośrednio przedwojennych, była często zamawiana przez mężczyzn, którym nie wyszło w miłości. Po jej wysłuchaniu, lub nawet w trakcie, odbierali sobie życie, najczęściej strzałem w głowę. Piosenka, którą możemy skategoryzować jako tango, szybko zyskała miano „tanga samobójców”. Genezy polskiego utworu możemy doszukiwać się w węgierskiej piosence „Gloomy Sunday”, autorstwa Rezso Seressa. Została ona stworzona po tym, jak kobieta autora zostawiła go, zrywając zaręczyny. W swojej ojczyźnie wywołała ona falę samobójstw. Szacuje się, że około stu mężczyzn zakończyło swe życie przy akompaniamencie „Ponurej niedzieli”. Była ona tak popularna, że ukazała się w aż 278 materiałach, we włoskich, szwajcarskich, niemieckich i francuskich mediach. Sam autor skończył tragicznie. Zginął on, wyskakując z okna swojego domu w 1968 roku.
Jak więc widać, piosenka, choć znana do dzisiaj, piękna, wciągająca, tak naprawdę jest tragiczna, tęskna, rzewna, o niespełnionej miłości, ale przede wszystkim – niedościgniona.
Krystian Waligóra
Fot. domena publiczna.