Wydarzenia z niedzieli 17 września 1939 roku mimo upływu tylu lat po dziś dzień budzą wiele emocji. Zwykle jednak procesy, które rozpoczęły się tego dnia rozpatrujemy w kategoriach wielkiej polityki i wojskowości. Jednak jak wszystko w historii 17 września miał też swoją „ludzką” stronę. Warto przyjrzeć się, zatem temu jak na wkroczenia Armii Czerwonej w granice II RP zareagowali zwykli cywile.
W siedemnastym dniu września 1939 roku od ponad dwóch tygodni trwały zacięte walki polskiej armii z siłami niemieckiego agresora. Choć w tej wojnie, nieco kłamliwie określanej czasami mianem „kampanii wrześniowej”, niemiecki blitzkrieg nie potoczył się tak jak początkowo planowali to sztabowcy Wehrmachtu, sytuacja polskich armii i tak była bardzo ciężka. Regionalne sukcesy były niweczone w ciągu kilku lub kilkunastu godzin od ich osiągnięcia a drobne zwycięstwa nad agresorem przyćmiewane przez porażki o znaczeniu operacyjnym. Mimo fatalnej sytuacji polska generalicja a razem z nią szeregowi żołnierze zdecydowani byli kontynuować zbrojny opór, dodatkowo czekając niecierpliwie na sojuszników i moment, w którym zrealizują oni swe obietnice złożone przed kilkoma zaledwie tygodniami[1]. W tej sytuacji wielką niewiadomą była za to postawa największego państwa europejskiego, które bezpośrednio dotykało wschodniej granicy Rzeczypospolitej. Nieświadomi niczego Polacy domniemali, że Moskwa może chcieć zachować neutralność wobec konfliktu, który miał w końcu przerodzić się w kolejną już wojnę światową. Inni co bardziej entuzjastycznie nastawieni rusofile liczyli, iż – parafrazując słowa wypowiedziane w pięć lat później – „czerwona zaraza” pomoże polskiej armii uporać się z „czarną śmiercią”.
Niestety niewielu ludzi w Europie miało świadomość istnienia tajnego protokołu do radziecko- niemieckiego paktu o nieagresji, na mocy, którego teren państwa polskiego został już dawno podzielony między dwa totalitaryzmy[2].I nawet, mimo, iż Rosjanie zdawali się sugerować życzliwą a może nawet uprzejmą neutralność, na szczeblu dyplomatycznym dając polskim politykom podstawy do nadziei na niemilitarne formy pomocy, rzeczywistość była zupełnie inna. Bowiem już 2 września Stalin nakazał postawienie swoich oddziałów przy granicy z Polską w stan najwyższej gotowości bojowej, w cztery dni później nakazując przeprowadzenie częściowej mobilizacji w zachodnich okręgach wojskowych. Trzy dni później ogłoszona została powszechna już mobilizacja, a dla żadnego obserwatora nie był tajemnicą fakt, iż Armia Czerwona nie pomaszeruje na pomoc sąsiadom. Pójdzie raczej odebrać im to, co wynegocjował Mołotow z Ribbentropem[3].
Wszystko stało się jasne nad ranem w niedzielę 17 września. Wtedy właśnie oddziały krasnoarmiejców przekroczyły na całej długości wschodnią granicę II RP. Według oficjalnej wersji, szerzonej wtedy i w latach późniejszych przez sowiecką propagandę celem wkroczenia wojsk radzieckich była ochrona interesów ludności białoruskiej i ukraińskiej w obliczu upadku państwa polskiego. W jednym miejscy po drugim pojawiały się nawet stwierdzenia wprost o braciach słowianach maszerujących na zachód „protiw wrednym Giermancom”. Nic, więc dziwnego, iż społeczeństwo polskie, szczególnie mieszkańcy Kresów Wschodnich na wkroczenia Armii Czerwonej nie zareagowali jak na inwazję, ale jak na bliskie wyzwolenie od strachu przed Niemcami[4]. Nic dziwnego, iż wieść o zbliżający się wojskach radzieckich w niektórych budziły strach a u innych nadzieję.
W obliczu tak sprzecznych nastrojów społecznych konieczna była jasna deklaracja polskiego kierownictwa państwa, która najprawdopodobniej udzieliłaby się i społeczeństwu. Jednak ona po prostu nie nastąpiła. Ani władze cywilne ani wojskowe do samego końca nie spodziewały się sowieckiego „ciosu w plecy” i dlatego ni zareagowały prawidłowo, kiedy on nastąpił. Nikt nie wypowiedział wojny Moskwie, nikt nie udzielił jasnych wytycznych wojsku, jak ma zachować się w razie kontaktu z czerwonymi najeźdźcami, ani cywilom, jak traktować idących ze wschodu nibywyzwolicieli[5].
Dlatego wśród Polaków zamieszkujących tereny przygraniczne sytuacja nie była jasna. Z jednej strony dysponowali oni wspomnianymi wcześniej deklaracjami żołnierzy radzieckich i powtarzanymi z ust do ust opiniami, iż „Sowieci idą nam z pomocą”[6]. Z zachowanych wspomnień dowiadujemy się, iż niektórzy cywilni mieszkańcy terenów przygranicznych bardzo pozytywnie odebrali wkroczenie oddziałów radzieckich do ich miejscowości. Nieliczni zaś wspominają nawet o uprzejmych konwersacjach z krasnoarmiejcami czy podejmowani wkraczających do miast kompanii sowieckich chlebem i solą[7]. Inni zaś byli bardzo mocno zdezorientowani, powszechnie pytając czy armia ta niesie Polsce wytchnienie czy ostateczną klęskę? Niestety w pierwszych dniach „czerwonego najazdu” cywile nie zawsze znajdowali na pytania te zadowalające odpowiedzi. Acz zdarzały się wyjątki. Niestety przybierały one tragiczny dla Polaków wymiar, bo zwykle kończyły się one manifestacją zbrodniczych zamiarów Armii Czerwonej. Do takich sytuacji dochodziło już począwszy od 17 września w całym pasie przygranicznym, gdzie oficerowie rosyjscy coraz częściej wydawali wyroki śmierci na każdego, kogo uznali za wroga władzy ludowej[8].
Z drugiej zaś strony niektórzy od razu przeczuwali, co może oznaczać niespodziewana obecność Armii Czerwonej w granicach państwa polskiego. Do dziś w archiwach i muzeach w całej niemal Europie odnaleźć można spisane wspomnienia Polaków lub wręcz dzienniki z tamtych lat, które wyrażają paniczny niemal lęk przed Sowietami. A grono tych, którzy w Rosjanach widzieli kolejnego najeźdźcę rosło z godziny na godzinę, kiedy to cywile przekonywali się prawdziwych pobudkach „braci Słowian”, widząc ich czyny i mordy, których czerwonoarmiści dopuszczali się z zimną krwią nawet na niebiorących bezpośredniego udziału w walce cywilach.
Jak widać postawy polskiej ludności cywilnej wobec „czerwonego najazdu” były bardzo różne, czasem nawet skrajnie odmienne. Warto też zaznaczyć, jaką rolę w tym procederze odegrała też dezinformacja, jaką szerzyła Armia Czerwona i sprzeczne komunikaty społeczne, jakie wysyłali ludności polskiej jej żołnierze. Wszystko to powodowało, iż na spływającym krwią szlaku bojowym armii sowieckiej w Polsce, niemal do samego końca znajdowali się tacy cywile, którzy „czerwoną zarazę” witali jak wybawców.
Niestety inwazja Armii Czerwonej na Polskę, rozpaczliwie broniącą się przed Wehrmachtem miała wiele innych, nie mniej bolesnych aspektów. Oprócz skrajnych reakcji ludności cywilnej a potem jej dramatu oznaczała też tragedię dla wojskowych, którzy z nie mniejszym niż nad Bzurą, Narwią, Wisłą i Sanem zapałem, stawili czoła najeźdźcy nad Niemnem, Prypeciom, Styrem i Dniestrem. Dla niektórych z nich ten opór zakończył się w lasach katyńskich.
„Czerwony najazd” mimo tylu lat badań nad wydarzeniami mu towarzyszącymi nadal jest często błędnie postrzegany. Dodatkowo wiele jego aspektów jest wciąż pomijanych, w wydawnictwach popularnonaukowych, a są one bardzo ważne dla zrozumienia tego, jak wielki wpływ na losy Polski miało to, co stało się 17 września 1939 roku. Teraz wreszcie czytelnik ma szansę zapoznać się z pełnym obrazem wydarzeń z tamtej niedzieli i tym, co nastąpiło o nich. I nie musi w tym celu sięgać po opasłe opracowania naukowe, napisane ciężkim językiem, bo na polskim rynku wydawniczym wreszcie pojawiła się świetna i uczciwa książka popularnonaukowa na ten temat. „Czerwony najazd. Prawda o tym, jak Rosjanie wbili nam nóż w plecy we wrześniu 1939 r.” Dariusz Kalińskiego, wydany nakładem wydawnictwa SIW Znak w serii zatytułowanej „Ciekawostki historyczne”, jest właśnie tym, czego do tej pory brakowało w polskich księgarniach. W jasny, ale rzetelny sposób dokonuje przeglądu najważniejszych aspektów sowieckiej inwazji na Polskę. Autor wykonał też tytaniczną pracę zamieszczając w książce wiele materiałów wspomnieniowych, w tym wcześniej niepublikowanych. Naprawdę warto zapoznać się z tą pozycją, szczególnie teraz w 80 rocznicę tamtych wydarzeń, kiedy Rosja już nie sowiecka po raz kolejny zaczyna zdradzać podobne jak wtedy tendencje.
Dawid Siuta
Artykuł powstał na podstawie książki Dariusza Kalińskiego „Czerwony najazd. Prawda o tym, jak Rosjanie wbili nam nóż w plecy we wrześniu 1939 roku”.
Książka dostępna TUTAJ
Bibliografia:
Brzoza C. , Polska w czasach niepodległości i drugiej wojny światowej (1918- 1945), Kraków 2003.
Davies N., Boże igrzysko. Historia Polski, Kraków 2002.
Jaklicz J., 17 września 1939 r. w Sztabie Naczelnego Wodza, „Zeszyty Historyczne Kultury Paryskiej” 1967, nr 12.
Kaliński D., Czerwony najazd. Prawda o tym, jak Rosjanie wbili nam nóż w plecy we wrześniu 1939 r., Kraków 2019.
Moorhouse R., Pakt Diabłów. Sojusz Hitlera i Stalina, Kraków 2015.
Moorhouse R., Polska 1939. Pierwsi przeciw Hitlerowi, Kraków 2019.
Włodarkiewicz W., Postawy Polaków, Ukraińców i Żydów – mieszkańców województwa stanisławowskiego, do agresji Niemiec i ZSRS w 1939 r., „Україна: культурна спадщина, національна свідомість, державність”, 2008, nr. 17.
Wnuk R., 1939. Początek końca polskich Kresów, „Tygodnik Powszechny” dodatek specjalny, 2009, 20 września, nr 38.
Przypisy:
[1] W grę wchodziły przede wszystkim zobowiązania sojusznicze ze strony Francji, posiadającej jedną z najliczniejszych europejskich armii lądowych, która to w czternastym dniu po wypowiedzeniu Niemcom wojny miała zaatakować ich granicę zachodnią na całej długości. Stan wojny między Paryżem a Berlinem trwał już od 3 września. Spodziewano się, więc iż najpóźniej w dniu 17 września rozpocznie się ofensywa francuska, wspomagana jeszcze przez siły brytyjskie, też będące w stanie wojny z Niemcami od dwóch tygodni.
Zob. C. Brzoza, Polska w czasach niepodległości i drugiej wojny światowej (1918- 1945), Kraków 2003, s. 269.
[2] D. Kaliński, Czerwony najazd. Prawda o tym, jak Rosjanie wbili nam nóż w plecy we wrześniu 1939 r., Kraków 2019, s. 23 – 26.
[3] Tamże, s. 27- 28; R. Moorhouse, Polska 1939. Pierwsi przeciw Hitlerowi, Kraków 2019, s. 267- 269.
[4] Tenże, Pakt Diabłów. Sojusz Hitlera i Stalina, Kraków 2015, s. 72- 74.
[5] C. Brzoza, dz. cyt., s. 270.
[6] J. Jaklicz, 17 września 1939 r. w Sztabie Naczelnego Wodza, „Zeszyty Historyczne Kultury Paryskiej” nr 12, Paryż 1967, s. 145.
[7] R. Moorehouse, Polska 1939…, s. 279- 280.
[8] D. Kaliński, dz. cyt., s. 70- 72.