Tatar w Berlinie. Czyli krótka historia polskich Tatarów – część 2

Pistolet Walther P38. Egzemplarz na fotografii produkowany licencyjnie w Szwecji, fot. Wikipedia Commons.
Pistolet Walther P38. Egzemplarz na fotografii produkowany licencyjnie w Szwecji, fot. Wikipedia Commons.

Od czoła pociągu nadchodził kolejarz sprawdzający hamulce wagonów. Dużym młotem uderzał w hamulec i słuchał jaki wydaje dźwięk. Wiedziałem, że mnie wykryje. Leżąc na przekładni hamulcowej niewątpliwie musiałem przytłumić dźwięk. Niezdecydowanie ściskałem w ręku rękojeść Waltera. Na to nie byłem przygotowany: przecież nie będę strzelał do kolejarza! Jeszcze kilka uderzeń i już jest. Uderzył, posłuchał i… zajrzał w lufę Waltera. Nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy. Powoli wyprostował się, uderzył w dwie następne osie i spiesznym krokiem, oglądając się czasem, poszedł w kierunku pobliskiego budynku i zniknął mi z oczu. Myślałem gorączkowo. Co robić? Uciekać? W biały dzień, na dworcu? A jeśli pociąg ruszy w momencie, gdy będę się spod niego gramolił? Przecież to śmierć. Czas upływał. Śledziłem peron. Spodziewałem się ujrzeć biegnących milicjantów z bronią w ręku. A tu nic. Cisza. Wsiadają do pociągu nieliczni pasażerowie. Czas upływa. Nabrałem otuchy[59]

Pociąg ruszył dalej, w stronę Berlina. Ukryty pod podłogą jednego z wagonów potomek polskich tatarów wciąż cierpiał z głodu i pragnienia. Podążał jednak ku wolności, której nie mógł zaznać we własnym kraju. Podobnie jak jego przodkowie, polscy Tatarzy, R. Gan-Ganowicz chciał służyć swojej ojczyźnie z bronią w ręku. Możliwe, że gdyby nie doszło do wykrycia organizacji konspiracyjnej, do której należał, nigdy nie zdecydowałby się na ucieczkę z kraju.

R. Gan-Ganowiczowi udało się ostatecznie dotrzeć do Berlina. Po drodze jednak po raz kolejny zawisło nad nim niebezpieczeństwo. Tym razem sytuacja była o wiele gorsza, gdyż oprócz Polaka, gapowicza wykryć mogli także dwaj Rosjanie i Niemiec:

Od strony lokomotywy szło czterech mężczyzn w mundurach. Przez szparę między podwoziem a ścianą wagonu widziałem tylko nogi. Mundury były różne. Poznałem jeden polski i dwa sowieckie. Czwarty kolor spodni był mi nieznany… Przypuszczałem, że to Niemiec. Od czasu do czasu mignęła mi jakaś twarz i czapka, gdy któryś z nich zaglądał pod wagon. Wagonów przede mną było pięć. Już tylko trzy… Znowu zajrzeli schylając się nisko. Wprowadziłem nabój w lufę i odbezpieczyłem pistolet. Pierwszy zginie ten, który zajrzy. Czy będę miał czas zabrać tych innych ze sobą do piekła? Ręka z pistoletem drżała mi lekko. Opanuj się, Rafał! Zaglądają pod wagon bezpośrednio przed moim. Idą… Przeszli. Niedbalstwo w służbie ocaliło mi życie. Im też[60].

Ostatecznie zdołał dotrzeć do Berlina. Po wydostaniu się spod wagonu uchodźca z Polski nie wiedział gdzie ma się udać. Miasto nie było jeszcze wówczas podzielone murem, co pozwalało mieszkańcom i uciekinierom, takim jak R. Gan-Ganowicz, na swobodne przedostawanie się pomiędzy strefami aliancką i sowiecką.

Uzbrojony w pistolet uciekinier z Polski początkowo tułał się po dworcu kolejowym. Trudno powiedzieć, na co liczył. Najprawdopodobniej starał się upewnić, że na pewno jest w Berlinie, a nie jakimś innym mieście. Dopiero po pewnym czasie zdecydował się na opuszczenie stacji kolejowej i wykonanie krótkiego rekonesansu po mieście. Niestety, nie był w stanie określić w której części miasta się znajduje. Dopiero po pewnym czasie udało mu się ustalić, że znajduje się na terenie Berlina Zachodniego. Dużą rolę w ustaleniu miejsca pobytu odegrały cytrusy:

Po kilku godzinach kluczenia w zaułkach ruin spostrzegłem, że coś się zmieniło. Po chwili zdałem sobie sprawę: widziane z odległości wystawy sklepów, na które nie zwracałem przedtem uwagi. Stały się jakieś weselsze, kolorowe. Czyżbym był w Berlinie Zachodnim? Nie, to niemożliwe. Przecież nie przeszedłem żadnej granicy!… Ale ruch samochodowy większy
i przechodnie lepiej ubrani! I… amerykański jeep z napisem
Military Police! Jeszcze nie miałem pewności, ale już nabrałem nadziei, przestałem się bać. Wmieszać się w tłum. Tak, niewątpliwie to był Zachód! Przed sklepem z owocami wystawione pomarańcze. POMARAŃCZE! Owoc, który pamiętałem z dawnych, przedwojennych lat, a we współczesnej mi Warszawie niemal mityczny. Reklama coca-coli… błyszczące, amerykańskie samochody… Byłem jednak w Berlinie Zachodnim[61]!

Nie był to jednak koniec problemów i trudności. Tereny, na których przenikały się strefy okupacyjne sowiecka i zachodnia, nigdy nie należały do bezpiecznych, zwłaszcza dla uciekinierów ze wschodu. Choć R. Gan – Ganowiczowi nie zagrażało już niebezpieczeństwo ze strony NKWD, to jednak czasami dochodziło do sytuacji w których Sowieci byli w stanie przechwycić szczególnie ważnych uciekinierów lub alianckich oficerów. Wprawdzie młody przybysz z Warszawy nie był ani szczególnie ważnym uciekinierem, ani oficerem alianckim, ale jego zniszczony podczas podróży strój, trudności w posługiwaniu się obcym językiem oraz fakt że miał ze sobą broń mogły ściągnąć na jego głowę nowe kłopoty. Zawsze mógł trafić się jakiś przewrażliwiony żołnierz lub policjant, który mógł wziąć go za rosyjskiego agenta, prowokatora czy wreszcie pospolitego bandytę.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*