Każda rocznica zakończenia II wojny światowej powinna nieść ze sobą pewną refleksję. Był to bowiem konflikt zbrojny, który zdecydował o losach świata na dziesięciolecia. O kształcie powojennej Europy w znacznej mierze zadecydował konflikt pomiędzy dwoma totalitarnymi państwami – III Rzeszą i Związkiem Socjalistycznych Republik Sowieckich. To kolosalne w swej skali starcie, mimo ogromnego zainteresowania historyków, wciąż w świadomości społeczeństw charakteryzuje się pewną dozą mitologizacji. Paradoksem historii jest fakt, że w warunkach systemu komunistycznego, w którym jednostka nie znaczyła nic, to właśnie jednostce miał przypaść zaszczyt unieśmiertelnienia symbolu zwycięstwa, czyli zawieszenia czerwonego sztandaru na budynku zdobytego Reichstagu. Jednak nawet w tak podniosłej chwili los nie oszczędził prawdziwych zwycięzców. Historia dowiodła nie raz, że zwycięstwo ma wielu ojców, lecz porażka jest sierotą. W tym kontekście zdobycie Reichstagu nie było wyjątkiem i również ma swoje tajemnice.
Droga do zwycięstwa
Józef Stalin wiedział, że Berlin jest „nagrodą”, która powinna przypaść Armii Czerwonej. Niemcy natomiast żyli nadzieją, że to Amerykanie pierwsi dotrą do Berlina. Dlatego mimo znacznie już uszczuplonych możliwości Wehrmacht i Waffen SS stawiały zdecydowanie zacieklejszy opór na froncie wschodnim niż na zachodnich rubieżach kraju. Wśród Niemców panowało powszechne przekonanie, że wojska zachodnich aliantów będą przychylniejszym okupantem niż Armia Czerwona i NKWD. Właśnie to przekonanie leżało u podstaw lęku Stalina związanego ze stolicą III Rzeszy. Gdy rankiem 1 kwietnia spotkał się w Moskwie z marszałkami Koniewem i Żukowem i zadał im pytanie: Kto zajmie Berlin? My czy sojusznicy?[1] Natychmiastowa odpowiedź Koniewa, że to Armia Czerwona zdobędzie Berlin wydawała się satysfakcjonować sowieckiego dyktatora, jednak jako wytrawny przywódca wiedział, że w świecie globalnej polityki to podstęp jest najlepszym wsparciem dla działań sił zbrojnych. Berlin w koncepcji Stalina był niekwestionowanym symbolem. W 1942 roku Stalin postawił przed dowództwem Armii Czerwonej zadanie utrzymania Stalingradu – niezależnie od strat, jakie to zadanie implikowało. W roku 1945, choć role się odwróciły, symbolika miejsca bitwy była wymownie podobna. Berlin jako serce „faszystowskiej bestii” miał zostać przebity sowieckim i tylko sowieckim bagnetem. W takich uwarunkowaniach narodziła się koncepcja operacji berlińskiej, która miała zakończyć działania wojenne w Europie.
Historiografia radziecka chcąc usprawiedliwić nierozsądne decyzje sowieckiego dowództwa oraz straty w ludziach i sprzęcie z nich wynikające twierdziła, że uderzenie na Berlin ze wschodu miało wymiar symboliczny. Jest to nieprawdą. Stalin nie narzucał swoim generałom sposobu zdobycia stolicy hitlerowskich Niemiec. Jedynym żądaniem jakie postawił było zajęcie miasta nim uczynią to Amerykanie. Operacja berlińska rozpoczęła się 16 kwietnia 1945 roku, a jej celem było okrążenie Berlina oraz jego zdobycie. Za okrążenie miasta odpowiadały wojska Iwana Koniewa (od południa) oraz Gieorgija Żukowa (od północy). Zaszczytne zadanie przeprowadzenia szturmu na stolicę III Rzeszy przypadło wojskom Gieorgija Żukowa, jednak Stalin rozgraniczając strefy operowania wojsk Koniewa i Żukowa stworzył podstawę do rywalizacji, a zatem ciągłej motywacji dla obydwu dowódców. Gdy wojska Żukowa zaległy w walkach o wzgórza Seelow, Stalin zasugerował mu telefonicznie, że na Berlin skieruje również 3. Armię Uderzeniową Rokossowskiego, która pierwotnie miała jedynie wspierać prawą flankę Żukowa[2]. Presja Stalina polegająca na podsycaniu u Żukowa obaw, że Koniew lub Rokossowski uprzedzą go w drodze do Reichstagu, zmusiła go do podjęcia decyzji o zwiększeniu tempa natarcia. W praktyce oznaczało to gwałtowny wzrost i tak już sporych strat w szeregach podległych mu żołnierzy.
Podczas gdy Żukow z uporem przebijał się przez wzgórza Seelow, Koniew nieustępliwie parł w głąb terytorium III Rzeszy. Niemiecka armia wciąż walczyła, jednak pojawienie się czołgów Armii Czerwonej w Berlinie było wyłącznie kwestią czasu. Czołowe dywizje Żukowa dotarły na przedmieścia Berlina 22 kwietnia. Co ciekawe, według planów sowieckiej ofensywy był to pierwotny termin zdobycia miasta[3]. Upragniony dzień zwycięstwa wciąż wymykał się Armii Czerwonej z rąk, jednak jej zdecydowana przewaga w ludziach i sprzęcie musiała przynieść rozstrzygnięcie. Miasto było bombardowane przez Amerykanów, później przez sowieckie lotnictwo. Następnie do akcji włączono artylerię. Mieszkańcy Berlina poznali co oznacza pojęcie „miasta frontowego”. Mieli tą wątpliwą przyjemność zrozumieć istotę walk w terenie zurbanizowanym. Morale nieuchronnie zmierzało ku upadkowi. Choć SS systematycznie rozstrzeliwało za defetyzm, niewielu Niemców wierzyło już w obietnice Goebbelsa. Pompatyczne hasła ideologii nazistowskiej zaczęła zastępować prosta, aczkolwiek bardzo aktualna wówczas zasada: przetrwać za wszelką cenę.