Mija siedemdziesiąt jeden lat od czasu, kiedy w lasach Puszczy Solskiej odbyła się wielka bitwa, przez wielu tytułowana raczej rzeźnią, niż bitwą. Siedemdziesiąt jeden lat od chwili, gdy śródleśne strumienie i potoki zaczerwieniły się od krwi dziesiątków ludzi. W podbiłgorajskiej wiosce Osuchy, gdzie w 1944 roku odbył się jeden z największych dramatów II wojny światowej, za kilka dni zorganizowane będą patriotyczne uroczystości połączone z rekonstrukcją historyczną. Niemniej w świadomości ogółu Polaków, często nawet tych blisko zaznajomionych z historią, bitwa znad rzeki Sopot jakby nie istniała.
Ogromny kompleks leśny, jeden z największych w kraju, z rzadka przecinany lokalnymi drogami. Tu i ówdzie kryją się wsie, nieliczne miasteczka i miasta. W wioskach tych o pracę dziś trudno – młodzi wyjeżdżają do miast, do zachodniej Europy, za ocean. Ot, typowa Polska wschodnia. Gdzieś wśród tych miejscowości wiją się poboczne linie kolejowe, w tym – dziś używana już z rzadka – trasa, którą w czasach okupacji hitlerowcy wozili transporty Żydów do obozu zagłady w pobliskim Bełżcu. Gęściej od nich rozsiane są nitki śródleśnych strumyczków, które zbiegają się w płynącej równoleżnikowo na zachód Tanwi. Największe z nich to Szum, Sopot i Czarna Łada. Mimo, że to serce Roztocza, a i do Zamościa stąd blisko, w głębiny lasów turyści nie zapuszczają się aż tak często. Jeśli już, to są to najczęściej amatorzy wycieczek rowerowych.
Ludzie, którzy pamiętają rok 1944, wciąż jeszcze tutaj żyją. Przygarbieni i schorowani mężczyźni, starsze kobiety w chustach. Od wielu wciąż jeszcze można usłyszeć niejedną historię. Jeszcze, bo czas leci nieubłaganie.
Koniec dawnego świata
Gdy we wrześniu i październiku roku 1939 upadała II Rzeczpospolita, ostępy Puszczy Solskiej – niegdyś często nazywane Lasami Biłgorajskimi – były niemym świadkiem ostatnich podrygów jej bolesnej agonii. Tu, na terenie powiatów zamojskiego, biłgorajskiego, tomaszowskiego i hrubieszowskiego kapitulowały ogromne jednostki Wojska Polskiego. Były to ściskane jak w imadle – z jednej strony przez idących z zachodu Niemców, z drugiej przez nadciągających ze wschodu Rosjan – uparcie broniące się dywizje Frontu Północnego gen. dyw. Stefana Dęba-Biernackiego. Tu odbyło się drugie – po bitwie nad Bzurą – największe starcie ówczesnej kampanii, którym były dwie bitwy pod Tomaszowem Lubelskim. I też tu zakopywano broń, plątali się żołnierze, którzy pogubili macierzyste jednostki, biegały spłoszone, utracone przez kawalerię konie…
A tutejsi mieszkańcy najczęściej byli wychowani z dala od wielkich miast, nowoczesnych fabryk i modnych ośrodków wypoczynkowych. Przeważał wśród nich tradycjonalizm, przywiązanie do ziemi, pokora wobec dawnych zasad, szacunek do religii.
Wszystko to, w połączeniu z niezaprzeczalnymi zaletami natury geograficznej – wszakże lasy Puszczy Solskiej już wcześniej bardzo mocno upodobali sobie choćby powstańcy lat 1863-64 – stanowiło warunki idealne do powstania silnej, dobrze zorganizowanej partyzantki. I taka tam też wyrosła, tym bardziej, że niemieccy okupanci z roku na rok prześcigali się w aplikowaniu mieszkańcom coraz bardziej wymyślnych eksperymentów społecznych.
Szaleństwo nowego porządku
Jeszcze dobrze nie umilkły strzały tragicznej jesieni, gdy Niemcy wprowadzili własną administrację i podział terytorialny. Cały region znalazł się w dystrykcie lubelskim Generalnej Guberni. W Biłgoraju, Hrubieszowie i Zamościu ulokowano oddziały Gestapo i Kripo (policji kryminalnej). W tym ostatnim mieście – nota bene później „zaszczytnie uhonorowanym” przemianowaniem na Himmlerstadt – znalazło się ponadto miejsce dla placówki SD (czyli służby wywiadu i bezpieczeństwa SS). Już w 1940 r. hitlerowcy przeprowadzili w okolicy akcję AB. Wyglądała ona tu podobnie, jak w pozostałych częściach kraju: inteligencję i działaczy politycznych aresztowano i wywożono do obozów zagłady.
Bardzo ładny artykuł. Można się wczuć w dramat tych młodych i dzielnych kombatantów. Chwała i cześć bohaterom. ,
Wczoraj odbyła sie premiera filmu dok. „Chłopcy z lasu”.
Chciałam się odnieść do Pana uwag na temat balonikow, kiełbasek itp. Nie zgadzam się z Panem. Wkrótce wymrą Ci, którzy pamiętają bezpośrednio. Zostaną tylko Ci, którzy przychodzili z rodzicami na uroczystości, być może nawet z balonikiem (czego wymagać od kilkuletniego dziecka?) , może nawet Ci, którzy do Osuch przyjeżdżaja z daleka i coś zjeść muszą, choćby kiełbaskę. Najważniejsze, żeby przyjeżdżali, wiedzieli co sie tam wydarzyło i budowali swoją tożsamość.Zresztą porównując moją pierwsza wizytę sprzed kilkunastu lat i ostatnią sprzed 2 lat mogę stwierdzić, że uroczystość traci sój żałobny charakter a zmienia się w kierunku uroczystości patriotycznej.
Szukam informacji o moim wujku – Eugeniuszu Jaworskim pseudonim „Halny”, który walczył u boku „Wira” i zginął w bitwie pod Osuchami. Brał udział w kursie dla Młodych Dowódców prowadzonym przez Konrada Bartoszewskiego I zasłużył się wraz z dr Pojaskiem dla Szpitala Leśnego. Może ma ktoś dostęp do dokumentów, zdjęć…