Węgiel dzięki rewolucji przemysłowej stał się najbardziej życiodajnym surowcem dla rozwiniętej gospodarki. To „czarne złoto” było w pierwszej połowie XX wieku podstawowym surowcem energetycznym, także w USA. Jednakże wraz z wielkim kryzysem lat 30. i falą regulacji wprowadzanych przez rząd federalny nawet dla firm zajmujących się jego wydobyciem i dystrybucją nastały ciężkie czasy. Wtedy też narodził się prężny czarny – dosłownie i w przenośni – rynek.
Po niszczącej wojnie secesyjnej gospodarka amerykańska zaczęła się rozwijać w sposób bardzo dynamiczny. Rodziły się nowe fortuny i wielkie przemysłowe przedsięwzięcia. Rosła liczba imigrantów oraz mieszkańców miast. Rozrastały się także same aglomeracje miejskie. Kraj przecinały coraz to nowe linie kolejowe, a pociągi mknęły coraz szybciej. Szerokie zastosowanie znajdował wynalazek, jakim był prąd elektryczny, który docierał wszędzie tam, gdzie tylko można było zyskać na nim choćby parę centów. Wraz z ogólnym wzrostem standardu życia i rozwojem technologii to właśnie prądem zasilano nowe, potężne maszyny oraz mniej energochłonne, acz liczniejsze sprzęty domowe.
Wszystko to, cała rozwinięta gospodarka czerpiąca garściami z korzyści, jakie dawała kwitnąca przedsiębiorczość i dominacja własności prywatnej, stwarzało ogromne zapotrzebowanie na produkcję energii. W USA przez cały czas szybkiego rozwoju w XIX oraz pierwszej połowy XX wieku energię pozyskiwano przede wszystkim z węgla. Jednakże nawet ta gałąź gospodarki nie była bezpieczna, gdy w roku 1929 uderzył tzw. wielki kryzys, niemiłosiernie wydłużony i pogłębiany gospodarczym interwencjonizmem prezydenta Hoovera, a później Roosevelta. A zapotrzebowanie na energię wciąż było ogromne.
Ustawą znieść konkurencję
Wielki kryzys szczególnie mocno uderzył w rynek dóbr kapitałowych, czyli dóbr wykorzystywanych w produkcji innych dóbr. Węgiel był jednym z nich – z jego pomocą produkowano przede wszystkim energię elektryczną zasilającą miasta, fabryki, linie komunikacyjne i wiele innych. Po 1929r. sytuacja wyglądała źle, wiele kopalni zamykano, dużo górników zostało zwolnionych, firmy często dokonywały drastycznych cięć. Jednakże dla przemysłu węglowego (oraz wielu innych) sytuacja miała się jeszcze pogorszyć. Gdy Franklin Delano Roosevelt wygrał wybory w 1933 roku nastroje były pozytywne, mimo tego, że kryzys wciąż szalał. Obietnica zdecydowanego działania i zrównoważenia budżetu działała budująco. Jednakże, jak później się okazało, budżet był ostatnią rzeczą, jaką przejmował się nowy prezydent. Przystąpił on jednak szybko do przeprowadzania licznych reform, czego wielu miało wkrótce zacząć żałować.
Już na samym początku swej prezydentury Roosevelt zaczął wprowadzać szeroko zakreślony program interwencjonistycznych zmian. W okresie „stu dni” wypełnionych intensywną pracą legislacyjną narodziła się ustawa, która zmieniła oblicze amerykańskiego przemysłu, w tym także przemysłu węglowego. Nazywała się ona ustawą o narodowym odrodzeniu przemysłu (National Industrial Recovery Act, dalej NIRA). Jej twórcy wychodząc z błędnego założenia, że kryzys jest winą „chaotycznego” rynku postanowili uporządkować przemysł z pomocą „kodeksów etyki”. Miały być one ustalane w poszczególnych branżach wspólnie przez przedsiębiorców, związki zawodowe oraz przedstawicieli rządu federalnego. Ich głównym zadaniem było ograniczenie konkurencji na rzecz „współpracy” i narzucanie konkretnych warunków wszystkim przedsiębiorcom objętych danym kodeksem. Ustalano konkretne wymiary godzin, ceny, płace, etc. zabijając rywalizację i odcinając możliwość wejścia na rynek nowych graczy. Przyniosło to opłakane skutki – całe szczęście NIRA już po kilku latach siania gospodarczego chaosu została uznana za niekonstytucyjną. Jednakże straty, które poczyniła były znaczne i w dużej mierze nieodwracalne, a ich konsekwencje jeszcze przez długi czas źle wpływały na gospodarkę.