Miało to miejsce w 1908 roku w okolicach Bezdan na Wileńszczyźnie. Członkowie Organizacji Bojowej PPS borykali się z ciągłymi kłopotami finansowymi. Pomimo wielu napadów nie udało się uzyskać większej kwoty na prowadzenia działalności.
Postanowiono zatem napaść na pociąg wiozący gotówkę z Kongresówki do Sankt Petersburga. 26 września przeprowadzono akcję, która zakończyła się pełnym sukcesem. Zrabowano około 300 tys. rubli. Operacją dowodził Józef Piłsudski a udział w niej wzięli m.in. Walery Sławek, Aleksander Prystor i Tomasz Arciszewski.
Wszyscy ci czterej panowie w przyszłości mieli piastować urząd premiera Polski i dlatego akcja czasami nazywana jest „akcją czterech premierów”.
Zdjęcie Wikimedia Commons
nie w okolicy Bezdan, tylko na stacji
I tak oto zrodziła się tradycja, której z całego serca hołduje premier Tusk – kradnąc co się da.
Akcja ta była beznadziejnie przygotowana przez Piłsudskiego ponieważ z przewożonych 200 000 rubli srebrnych o masie ponad 4 tony pozostała duża część na stacji z powodu wzięcia tylko jednej dorożki na tą „akcję”. Wyglądało to w ten sposób, że rzucano bombę pod wagon z ochroną, następnie otwarto ogień z rewolwerów do żołnierzy… Gdyby organizatorzy tej „akcji” pojechali dwoma dorożkami to zdołaliby zrabować całość. Po tym napadzie Piłsudski uciekł do Krakowa i zaoferował swoje usługi wywiadowi armii austro-węgierskiej, obiecując w przypadku wojny z Moskalami wzniecenie powstania w Kongresówce za co został uczyniony przez Austriaków brygadierem pomimo, że nie posiadał żadnego wykształcenia wojskowego i nawet nigdy nie był w wojsku.