Niechaj narodowie wżdy postronni znają… – okoliczności ustanowienia Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego

Ojczysta święta mowo!

Niby łańcuchem złotym

Wiąże nas twoje słowo.

Twój dźwięk przez góry, morza

łączy i w jedność splata

Wychodźców polskich rzesze

We wszystkich częściach świata.

Tyś nasza twierdza

Opieka i obrona.

Ojczysta święta mowo

Bądź z serca pozdrowiona.

To było doświadczenie porywającej siły tego języka, którą przeżyli i którą sami współtworzyli w kolejnym pokoleniu Bolesław Leśmian, Julian Tuwim, a którą nie mniej pięknie od Staffa wypowie później lwowski poeta, Marian Hemar, Żyd zakochany w polskości, który w całej swej twórczości wszystkim swym miłościom – do Polski, do Lwowa i do polskiej literatury – pozostał wierny:

Moją ojczyzną jest polska mowa,

Słowo wierszem wiązane.

Gdy umrę, wszystko mi jedno gdzie,

Gdy umrę, w niej pochowajcie mnie

I w niej pozostanę. (Moja ojczyzna)

Profesor Stanisław Pigoń – polonista, jeden z najznakomitszych humanistów polskich w XX wieku, który chyba jak nikt przed nim i nikt po nim umiał mówić polszczyzną, opisał znaczenie pięknego słowa polskiego, polskiej książki na jednym, najważniejszym przykładzie. Pigoń urodził się w XIX wieku na wsi. Do miłości do polskości dotarł dzięki lekturze nagrody otrzymanej w czwartym roku nauki szkolnej: Pana Tadeusza. Te „proste w równe rządki ułożone opowiadanie Poety” – wspomina – obudziły w nim Polaka. „Świadomości narodowej z domu naturalnie nie wyniosłem, nie mogłem wynieść. Ojciec jej nie miał, jak zresztą nikt z jego rówieśników. […] Tęsknotę, jeśli odczuwali, to do ojcowizny, do swojej wsi czy parafii, jeszcze nie do Polski, nawet nie do jej ułamka, nie do Galicji. […] Objawy uświadomienia narodowego wśród chłopów za mojego dzieciństwa bywały dopiero wyjątkowe i to po wsiach bardziej niż moja na czoło wysuniętych. Mój ojciec do wyjątków nie należał. […] Aż tu ci nagle ta książeczka…” Zaprowadziła chłopa z Komborni na polonistykę, na Uniwersytet Jagielloński, do roli wielkiego historyka polskiej literatury.

Choć minął wiek XX, wiek kolejnych ataków na polskość, kolejnej próby germanizacji, tym razem totalitarnej, kolejnej próby rusyfikacji, tym razem bardziej podstępnej, sowieckiej, i wydawało się, że już nic nam nie grozi, że język polski się obronił tak wspaniale, warto na koniec przytoczyć może głos przestrogi profesora Pigonia, przemycony w środku peerelowskiej epoki: „Troskając się o trwałość, o niespożytość życia polskiego musimy zaciągać ustawiczne, nieustające straże na pograniczach naszego obowiązku narodowego, obstawić musimy wszystkie przewody i przełęcze czujnością nieustępliwego baczenia, by wiedzieć, jak sobie poczyna okoliczny zacięty nieprzyjaciel i jak stoi gotowość nasza. Żyjemy bowiem jakby w wojennym obozowisku. Tak było przez ciąg historii, tak dziś być powinno. Historia polska pokazuje, że żyliśmy zawsze ‘na wsiadanem’, nikt nie był pewien, czy wstające słońce nie ujrzy go pod wieczór w gorącym ‘tańcu’ tatarskim czy tureckim, czy mu ze snu nie przyjdzie zerwać się do broni, czy ostatnia szklanka nie była wypita ‘strzemiennego’. Żyliśmy zawsze w przededniu walki, nieznanej jakiejś ‘potrzeby’. Dziś musi być tak samo. Dziś może więcej niż kiedykolwiek żyjemy w obowiązku, w ciągłym pogotowiu, jak dawni towarzysze znaków pancernych: dzień i noc na kulbace. Bo jako oni i dziś mamy naokół ‘dzikie pola’, i dziś czuwa na kresach nieustępliwy, napasany wróg. Jeno że dziś nie stanie on otwarcie, ręcz, samowtór do walki, ale omija pograniczne wedety i wciska się zdradliwie w środek, w ostatnią ostoję samoistności: znieprawia duszę narodu chytrze a milczkiem. Poprzez wszystkie dziedziny życia, przez naukę, literaturę, sztukę, przez politykę, wychodźstwo, handel idzie ku nam wrogi, mocny ciąg łapczywej obczyzny i wypiera nasze rodzime pierwiastki, walory. Dokonywa się z wolna najstraszniejsze wywłaszczanie z ducha, wytracanie niepodległości wewnętrznej”. (Z Komborni w świat. Wspomnienia młodości).

Czy dziś grozi nam rusyfikacja, germanizacja, sowietyzacja? Cóż, językowa kolonizacja jest zjawiskiem stałym w historii, wciąż się odradzającym. Dziś mierzymy się z wyzwaniem ekspansji pidżyn English, coraz bardziej upraszczającego składnię i przede wszystkim słownictwo, zachwaszczane przez coraz większą liczbę najbardziej prymitywnych zapożyczeń z tego języka globalizacji. Neologizmy, cały aparat politycznej poprawności i nowomowy, związanej m.in. z obecną ekspansją ideologii gender – to także zjawisko niepokojące, a zarazem groteskowe z punktu widzenia tradycji językowej, etymologii itd. (jeśli zamiast patronatu ma być teraz matronat, zamiast seminarium – ovularium, zamiast historii – herstoria…). Wobec tej ponurej inwazji może warto jednak sięgnąć w głąb tego bogactwa, które najlepiej broni naszej niepodległości wewnętrznej? Może warto po prostu wracać do naszych najpiękniejszych słów, do naszych najwspanialszych książek, do tego Pana Tadeusza, który właśnie, pierwszy raz w historii niepodległej Polski, przestał być decyzją „mędrców” z Ministerstwa Edukacji lekturą obowiązkową dla wszystkich polskich uczniów? Giną słowa, czasami całe połacie języka znikają jak Atlantyda razem z opisywaną przez nie rzeczywistością. Umiera wtedy także część naszej tożsamości. Musimy jej bronić. O tym przypomnieć może nam ten dzień: Dzień Języka Ojczystego.

Justyna Chłap-Nowakowa

Artykuł pierwotnie ukazał się na łamach WPIS 

Nowy logotyp WPISU z font Humanist

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*