Kolejne stulecia, jak twierdzili oświeceni, zepsuły język polski, ale też pewnie nigdy nie był on tak barwny, jak w sarmackim wydaniu, czego późnym świadkiem jest choćby Sienkiewiczowski Pan Zagłoba. Wiek XVIII zaczął go intensywnie reformować i naprawiać. Czynił to Stanisław Konarski – zarówno w dziele O poprawie wad wymowy, jak i w reformowanym przez siebie systemie szkolnictwa, w którym wprowadził nauczanie języka ojczystego. Program Konarskiego kontynuowała Komisja Edukacji Narodowej, powołana przez Sejm w 1773 r. Układano podręczniki wymowy, stylu i gramatyki, broniąc polszczyznę przed dawniejszym wpływem łaciny i nowszym – francuszczyzny; wznawiano pisarzy Odrodzenia jako wzory pięknego i niezepsutego języka polskiego. Język polski stał się językiem wykładowym na naszej Akademii Krakowskiej, pojawiły się masowe czasopisma ożywiające wyobraźnię językową tysięcy odbiorców – jak „Monitor” czy „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne”; powstała Drukarnia Narodowa, dbała szczególnie o poprawność tekstów… I pojawiali się nowi pisarze – z Ignacym Krasickim na czele, którzy wciąż pracowali nad tym, by nasz język był piękny, bogaty i lepszy od innych, a przekłady są bogatsze od oryginałów…
To, co język polski miał do zaoferowania, było już tak wspaniałe, tak bezcenne, że pozwoliło mu odegrać jedną z głównych ról w trudnym czasie bez własnego państwa, w czasie rozbiorów. To była rola zaczynu odrodzenia polskości, nie tylko jej skutecznej obrony, ale i zwycięstwa w walce o umysły i serca tysięcy takich jak Linde przybyszów z innych kręgów językowych i kulturowych, a przede wszystkim dla milionów chłopów, którzy w ciągu wieku XIX stali się Polakami. Kiedy zdawało się, jak pisał Norwid w Języku ojczystym, że „Wróg pokalał już i Ojców mowę”, wtedy arcydzieła poetyckie Mickiewicza i Słowackiego, samego Norwida i Krasińskiego, popularnych, choć może niższego lotu „lirników” krajowej poezji czasu międzypowstaniowego, Wincentego Pola, Władysława Syrokomli, twórców piosenek powstańczych 1831 i 1863 r., kolejnych mistrzów gawędy i opowieści, od Henryka Rzewuskiego, poprzez Henryka Sienkiewicza, Elizę Orzeszkową i Bolesława Prusa, do Stefana Żeromskiego sprawiły, że geniusz polskiego słowa nie dał się stłamsić. Tak jak to opisał Żeromski właśnie, prace nad zniszczeniem polskości podejmowane przez zaborców, przez rusyfikacyjną szkołę, okazały się „syzyfowe”. To doświadczenie wieku XIX wyraził pięknie Leopold Staff w wierszu Mowa ojczysta:
Bądź z serca pozdrowiona