Nowoczesność chyba jeszcze się nie skończyła… Rozmowa z dr Magdaleną Gawin

Czy „nowoczesność” istnieje? Przecież nie tylko się zaczęła (ma datę początkową – umowną ale ma), ale nawet skończyła i żyjemy w czasach po-nowoczesnych. A intuicja językowa każe nam raczej rozumieć nowoczesność nie jako pewien okres lecz stan świata, mentalności, czy organizacji społecznej

Wcale nie jestem pewna, czy nowoczesność skończyła się i jestem bardzo sceptyczna wobec tego przedrostka „post”.  Od pewnego momentu wszystko zaczęto nim opatrywać, jak leci.  Tłumaczono, że upadek  komunizmu w 1989 r. to koniec nowoczesności jako wieków ideologii, albo że likwidacja przemysłu ciężkiego plus zniknięcie wielkoprzemysłowej klasy robotniczej to też koniec nowoczesności.  Tymczasem te zjawiska można potraktować jako koniec pewnego etapu, nie nowoczesności jako takiej.  Poza tym na przeświadczenie, że przekroczyliśmy magiczną linię demarkacyjną dzielącą nowoczesność od ponowoczesności wpłynęła  teoria końca historii. Dzisiaj hasło końca historii już nikogo nie przekonuje. Współczesny świat swoimi zaklęciami, zwłaszcza pochwałą wielokulturowości nie przezwyciężył ani religii, ani tożsamości narodowej.  Historia nie tylko się nie skończyła, ale po 2011 i ataku na WTC w pewnym sensie wyważyła zaryglowane drzwi.  Po latach ględzenia, że Rosja jest słaba,  niezdolna do działania, mamy znowu problem nacjonalizmu rosyjskiego, agresję na Ukrainę, bezpośrednie zagrożenie agresją Rosji na państwa bałtyckie  i  Polskę.  We Francji i Anglii pojawił się problem radykalizmu islamskiego, na Bliskim Wschodzie wyrósł ISIS przy którym Al Kaida to umiarkowani panowie.  Diaspora żydowska w Europie przestała czuć się bezpiecznie, ISIS morduje również chrześcijan przy obojętności całego świata. To jest obłęd.  No więc przez chwile mieliśmy ułudę  ponowoczesności.  Ale to była tylko ułuda. Czasem wydaje mi się, że to wszystko co dzieje się teraz wynika z pewnych poniechań spowodowanych  chęcią wyjścia poza formułę nowoczesności; państwa narodowego, tożsamości narodowej, religii.

Czy nie jest tak, że pojęcie nowoczesności jest ściśle związane z innym ważkim pojęciem: postępem? Nowe, nowoczesne jest lepsze niż stare i zacofane, to jest nie tylko powszechne mniemanie, to jest podstawa ideowa wielu działań społecznych i politycznych. A skoro tak, to może pojęcie po-nowoczesności jest swoistym zaprzeczeniem koncepcji postępu?

Na kontynencie najbardziej znane jest Oświecenie francuskie z liniową wizją postępu. Oświecenie angielskie było inne, nie wytwarzało silnej opozycji między starym a nowym, tradycją a nowoczesnością. Te różne rodzaje Oświecenia wytyczały dynamikę rozwoju na kolejne stulecia. Współczesna Anglia pozostała w niektórych obszarach rozczulająco retro. W swojej książce pisałam o przeżytkach widocznych w życiu codziennym na wyspach,  których nikt nie chce zmieniać. Anglicy w XIX w. dość szybko zauważyli negatywne strony modernizacji i bardzo dzielnie umieli im stawić czoła. Na skutek masowej produkcji fabrycznej w połowie tego wieku doszło do zepsucia sztuki użytkowej; od naczyń; dzbanków, karafek, pucharów po  dywany, materiały, meble  etc. Wszystkie te towary stały się szerzej dostępne, z drugiej strony stały się karykaturą samych siebie.  Ekonomiści i filozofowie w swoim zaślepieniu potrafili stwarzać uzasadnienia dla zalewu brzydoty, ale równolegle pojawiły się środowiska reformatorów; urzędników państwowych, artystów, architektów, które zaczęły temu przeciwdziałać. W połowie XIX wieku powstały periodyki,  kilka ważnych stowarzyszeń popierających rzemiosło artystyczne, William Morris, potem cały  ruch Arts and Crafts.  Brzydota i tandeta  została przezwyciężona wysiłkiem ludzkim. Tę sytuację w jakiej znalazła się wtedy Anglia można zestawić z Polska współczesną. Polska zrobiła duży skok cywilizacyjny w porównaniu do lat 80. XX wieku;  jest bez dwóch czystsza, nowocześniejsza, ma lepsze drogi, nieźle rozwiniętą infrastrukturę,  a jednocześnie jest cała oblepiona ohydnymi reklamami i oszpecona fatalną nową zabudową.  Poza dużymi miastami kompletnie nie szanuje się starej przedwojennej architektury. Jeśli w małym miasteczku są jeszcze przedwojenne piętrowe kamieniczki, nawet w dobrym stanie, to najczęściej przyjeżdża buldożer, zamienia wszystko w gruz w ciągu doby, a potem powstaje tam jakiś koszmar wedle „widzimisię” inwestora.  Kiedy pytam dlaczego tak się dzieje, słyszę zawsze to samo; „bo to było stare”. Ludzie nie mają świadomości, że te starocia są materialną częścią tożsamości regionu, i że proces destrukcji jest nieodwracalny. Tożsamość narodowa  wyraża się zarówno w czczeniu pamięci o żołnierzach wyklętych jak ochronie dziedzictwa materialnego. To nie wynika z braku pieniędzy, którym się najczęściej zasłaniamy, to wynika z mentalności, że to nowe ma powstać na surowym korzeniu, najlepiej  z aroganckim podejściem do przeszłości. Z drugiej strony skąd mają to zrozumieć samorządowcy; nie opracowano dla nich żadnych szkoleń, żeby ten rodzaj wrażliwości na kulturę materialną ugruntować.  Edukacja wiele by zmieniła. Sejm potrafił przegłosować całkowity zakaz palenia w miejscach publicznych, ale żaden sejm nie dyskutował projektu  ustawy o ochronie krajobrazu.  Nikt nie tłumaczy ludziom, że w taki sposób chronimy i pielęgnujemy własną przeszłość i tożsamość.  No i w tym widać nasze podejście do tradycji i nowoczesności. Wystarczy się dobrze rozejrzeć po Polsce. Carl  von Weizsacker mawiał, że: „Tradycja jest zachowanym, postęp – tradycją kontynuowaną. ”  W państwach o niezakłóconym rozwoju, te dwa pojęcia w teorii i praktyce są komplementarne,  w Polsce niestety funkcjonują na pozycjach nastawionych do siebie antagonistycznie.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*