Przełom XIX i XX w. przyniósł sporo zmian w życiu społecznym – powszechne prawa wyborcze, emancypację kobiet, zanik analfabetyzmu. Przełomem stał się również w dziejach prasy, która próbując dotrzeć do nowego, masowego, niewykształconego czytelnika – spadkobiercy owym przemian społecznych – przeobraziła się w coś, co do dziś nazywamy mass mediami. Jako pierwszy nowe ścieżki przecierał powstały w 1896 r. „Daily Mail”, który był reklamowany jako „dziennik dla zabieganych” i naprawdę spełniał taką rolę – stąd pogrubione nagłówki, krótkie artykuły częściej przeznaczone do przeglądania niż czytania. Nie ma więc nic nadzwyczajnego w popularnym dziś sformułowaniu tltr – too long too read.
Przyczyny przemian na rynku prasowym
Aż do wczesnych lat 50. XIX w. angielski rynek prasowy składał się z Londynu będącego niepodzielnym centrum informacji, skupiającego redakcje wszystkich liczących się gazet, oraz szeroko rozumianej prowincji na której tylko jeden dziennik wyszedł do czytelników spoza regionu – „Manchester Guardian” znany dzisiaj pod nazwą „The Guardian”. Był to również okres bezwzględnej dominacji „The Timesa”, najstarszego angielskiego dziennika, którego uważano za najbardziej wiarygodne źródło informacji. Jeśli jakaś sensacyjna wiadomość nie ukazała się w „The Timesie”, nie miała w opinii ówczesnych miejsca.
Na rewolucję rynku prasowego, która nastąpiła jeszcze w wieku pary i żelaza, nieoceniony wpływ miały cztery grupy zjawisk: kulturowe (rozwój edukacji, zwiększenie potrzeb kulturalnych), polityczne (włączenie w życie polityczne coraz szerszych mas, nowoczesne partie polityczne, ostateczne zniesienie podatku od wiedzy zawyżającego ceny gazet), społeczne (przekształcenie układu sił społecznych) oraz technologiczne (przede wszystkim rozwój telegrafu i kolei). Dzięki tym wielokierunkowym zmianom, pojawiła się spora grupa osób, które potrafiły czytać, chciały to robić, aby aktywnie uczestniczyć w życiu politycznym, a nowinki technologiczne spowodowały, że gazety można było wydawać taniej i przekazywać w nich świeższe, szybciej uzyskiwane informacje.
Gazety dla prostego czytelnika
Pierwszą gazetą stworzoną dla nowego czytelnika o wąskich horyzontach, żądającego krótkich, prostych i lekkich tekstów, był „Tit-Bits” założony przez George’a Newnesa w 1881 r. Nie on wniósł rewolucję na rynek dzienników. Uczynił to dopiero następca i naśladowca Newnesa, Alfred Harmsworth, znany jako lord Northcliffe, bo taki tytuł został mu nadany za zasługi w rozwoju prasy. Przełomowym krokiem zarówno dla przedsiębiorstwa Harmswortha, jak i dla rozwoju całej prasy brytyjskiej, było utworzenie w 1896 r. dziennika „Daily Mail”, który był reklamowany jako „dziennik dla zabieganych” i naprawdę spełniał taką rolę – stąd pogrubione nagłówki, krótkie artykuły częściej przeznaczone do przeglądania niż czytania. Długie artykuły zostały zastąpione krótkimi, łatwymi w odbiorze informacjami, przedstawianymi w sensacyjny sposób – nie na darmo Winston Churchill, świetny polityk i nie gorszy wirtuoz słowa ironizował, że „dawne gazety pisały o bitwie pod Trafalgarem tak, jakby relacjonowały wypadek uliczny, tak „Daily Mail” pisze o wypadku ulicznym, jakby to była bitwa pod Trafalgarem” . Płytka sensacja w czystej postaci.
Na spektakularny sukces lord Northcliffe czekać nie musiał w ogóle. Już pierwszy numer został sprzedany w 391 tys. 215 egzemplarzach, co podwajało wyniki konkurencji. Po sześciu latach przekroczono psychologiczny próg miliona. Stanowiska lidera na rynku prasowym „Daily Mail” nie oddał przez następne trzydzieści lat. Harmsworth nie zakończył na tym rewolucji i idąc o krok dalej założył na początku XX w. „Daily Mirror” gazetę o której również Churchill powiedział, że jest przeznaczona dla ludzi, którzy nie potrafią czytać.
Alfred Harmsworth szybko zyskał pierwszego rywala kopiującego nowoczesne podejście do czytelnika. Był nim Arthur Peterson, założyciel „Daily Express”, który wprowadził kolejną innowację – wyrzucił z pierwszej strony drobne ogłoszenia i zastąpił je odpowiednio przygotowanymi informacjami bieżącymi. Jedynie „The Times” bronił się kilkadziesiąt lat przez tą zmianą będącą końcem wizualnego procesu tworzenia się prasy masowej a na wyjątki pozwolił sobie dwukrotnie – aby wydrukować nekrologi po śmierci Horatio Nelsona oraz Winstona Churchilla.
Magnaci prasowi
W związku z szybkim rozwojem technologicznym i koniecznością posiadania dużego kapitału początkowego, na rynku prasowym zaistnieć mogli jedynie najbogatsi. Nazywano ich baronami prasowymi, co miało odzwierciedlać nie tylko finansową opłacalność inwestowania w rynek informacji, ale także ogromne wpływy, które posiadali. Zarzuca się im często, że obniżyli jakość prasy poprzez dostosowanie jej do poziomu nowego niewykształconego czytelnika. Inni uważają, że pierwsi baronowie prasowi byli osobami, delikatnie mówiąc, przeciętnie inteligentnymi, co miało bezpośredni wpływ na poziom zarządzanych przez nich gazet.
Za pierwszego barona prasowego jest uważany lord Northcliffe, który niebezpiecznie łączył w sobie chęć zysku z ambicjami politycznymi. Łatwo można sobie wyobrazić jaki efekt może przynieść polityczne zaangażowane osoby, która zarządza najbardziej poczytną gazetą w państwie. W zależności od poglądów właściciela, gazeta może stać się albo tubą propagandową, albo najgłośniejszym krytykiem rządu. Northcliffe wybrał drugą opcję stając w kontrze do premiera Herberta Asquitha i to w czasie Wielkiej Wojny, a więc w momencie, gdy oczekiwano od prasy solidarnego wsparcia władz i przystąpienia do wspólnego frontu narodowego. Ostatecznie w 1916 r. na Downing Street 10 wprowadził się David Lloyd George, który zapewnił Northcliffowi udział w konferencji paryskiej w roli oficjalnego delegata Wielkiej Brytanii. Zmarł trzy lata później w 1922 r. pozostawiając po sobie imperium prasowe (odziedziczone przez lorda Rothemere) oraz powielany w międzywojniu archetypu barona prasowego wchodzącego w butach w kompetencje redaktorów naczelnych i angażującego się w sposób bezpośredni w politykę.