Dzieje zamachów na życie monarchów są równie długie, jak sam ustrój. Od czasów antycznych spotykamy śmiałków gotowych porwać się na życie władcy, motywowanych przeróżnymi celami, od chęci uwolnienia narodu od tyrana, po zwykłą próbę zdobycia rozgłosu i zapisania się na kartach historii. Nazwiska zamachowców którzy pozbawili życia przywódców światowych rzeczywiście przeszły do historii, o ile zostały udokumentowane, choć cena jaką przyszło im zapłacić za tę sławę była wysoka, także w przypadku zamachów zakończonych niepowodzeniem.
Współcześnie świat (przynajmniej ten zachodni) ucywilizował się w temacie karania przestępców, toteż zabójcy XX czy XXI-wiecznych przywódców i polityków zostali osądzeni i zwykle skazani na więzienie. Rzecz się inaczej miała w przeszłości, zatem niniejsze rozważania skupiają się na wiekach minionych, począwszy od średniowiecza, gdy władca traktowany był jak pomazaniec boży i podniesienie nań ręki stanowiło nieopisaną zbrodnię, jaką należało BARDZO przykładnie ukarać. Już świat antyczny pokazał, że zgładzenie monarchy, nawet deifikowanego za życia jest możliwe, co szczególnie uwidaczniają dzieje Cesarstwa Rzymskiego. W chrześcijańskiej Europie podejście to tej kwestii uległo jednak zmianie, bowiem zamach na wysłannika bożego, jakim mienili się królowie traktowano jako atak na cały ówczesny porządek świata. Zbrodnia – crimen laese majestatis, ujęta już w rzymskim prawie, przewidywała dla winnych karę śmierci, wzbogaconą niejako w późniejszym czasie o odpowiednie tortury.
Liczni władcy umierali w tajemniczych okolicznościach lub wyraźnie byli mordowani, lecz nigdy nie odkryto nazwiska winnego, a co za tym idzie nie spotkała go kara. Są też i tacy, których zgładzono przy powszechnej aprobacie, przedmiot zainteresowania stanowi jednak kara, więc na liście poniższych ofiar są tylko Ci, których oprawca został ukarany.
Monarchowie Europy (i nie tylko) od wieków jeśli nie umierali naturalnie, to ginęli w bitwach. Wówczas nie sposób mówić o typowym królobójstwie, choć winnych, jeśli udało się ich pochwycić, traktowano dość brutalnie. Tak choćby przedstawia się śmierć słynnego króla Anglii Ryszarda Lwie Serce. Podczas zatargu z lokalnym rządcą w centralnej Francji, król obległ zamek Châlus. Wieczorem 25 marca 1199 roku Ryszard doglądając prac oblężniczych został trafiony z łuku przez młodzieńca, który prawdopodobnie nie miał pojęcia do kogo celuje. Rana zadana przez chłopca, wzmiankowanego w źródłach jako Peter Basile, John Sabroz lub Bertrand de Gourdon, okazała się śmiertelna, konający król wybaczył jednakże zabójcy i obdarował go sumą 100 szylingów. Ryszard zmarł 6 kwietnia, jak to określił kronikarz: śmiercią lwa zabitego przez mrówkę. Mimo królewskiego aktu łaski, nieszczęśnika odpowiedzialnego za zgon aresztowano i zgodnie z przekazami obdarto żywcem ze skóry i powieszono na drzewie. Jest to jednak pewien ewenement, gdyż zwykle monarchów likwidowano w pełni świadomie, a na podstawie „modus operandi” można zabójców podzielić na pewne grupy.
Religia
Okres reformacji przyniósł Europie liczne wojny i podziały, które zdominowały życie polityczne Starego Kontynentu na długie lata. Fanatyczne wręcz podejście do kwestii religii i wzajemna niechęć zwolenników starego i nowego porządku, znalazły swe odzwierciedlenie na szczytach władzy. W królu wyraźnie popierającym jedną z grup wyznaniowych, druga upatrywała wcielenia zła.
10 lipca 1584 roku doszło do zabójstwa księcia Oranii i namiestnika (stadhouder) Republiki Zjednoczonych Prowincji, Wilhelma I Orańskiego. Bez wątpienia wpływ na decyzję katolickiego fanatyka – Balthasara Gérarda, który dokonał ów mordu, miała też nagroda 25000 koron wyznaczona za życie monarchy przez króla hiszpańskiego Filipa II. Gérard bardzo długo planował zbrodnię, próbując zbliżyć się do znienawidzonego władcy, nawet wstąpił do jego wojska. Ostatecznie jednak swego czynu dokonał w pałacu książęcym w Delft. Gérard wybrał nowatorski w tym czasie strzał z broni palnej (jest to pierwszy w historii monarcha zabity w ten sposób). Strzelając z pistoletu pozbawił Wilhelma życia, a następnie ruszył do ucieczki. Został jednak pojmany i potraktowany w wyjątkowo brutalny sposób. Stracono go ledwie cztery dni po zamachu, śmierć poprzedziły jednak tortury: wiązano go za ręce i nogi, tworząc tzw. piłkę, zgniatano stopy, zawieszano na słupie, przypalano, pod paznokcie wciskano gwoździe, itd. Ostatniego dnia przyszedł czas egzekucji. Rozżarzonym żelazem palono mu dłoń tak długo aż pozostał z niej ledwie zwęglony kikut, następnie w sześciu różnych miejscach rozpalonymi szczypcami szarpano jego ciało oddzielając je w ten sposób od kości. Ciało później rozcięto wyciągając serce, następnie ucięto głowę, a korpus poćwiartowano. Fragmenty rozczłonkowanego ciała rozmieszczone zostały w kilku częściach miasta, głowę zaś wystawiono przed domem Wilhelma. Warto dodać, iż hiszpański monarcha spełnił swą obietnicę i przekazał obiecaną kwotę rodzinie zamachowca oraz podarował im majątki ziemskie w Burgundii. Po całym zajściu Kościół katolicki rozważał nawet kanonizację Gérarda, Rzym odrzucił jednak ten absurdalny pomysł.

Ledwie kilka lat później kolejny katolicki fanatyk, tym razem duchowny – dominikanin Jacques Clément zabił innego europejskiego monarchę, króla Francji i (niegdyś) Polski, Henryka III Walezego. Szaleniec wzorem innych ekstremistów okresu wojen religijnych upatrywał w królu szatańskiego zła, jawiącego się przychylnym stosunkiem do hugenotów. Kilka drobnych ustępstw na rzecz protestantów wystarczyło zakonnikowi, by postawić go w jednym szeregu z protestanckim władcą Nawarry Henrykiem Burbonem, powszechnie krytykowanym przez katolików. Niepodejrzewany o niecne zamiary duchowny udał się 1 sierpnia 1589 roku do króla z listami i został wpuszczony do osobistej komnaty Henryka w Saint-Cloud, gdzie zastał monarchę w bardzo nietypowej sytuacji, gdyż ten przyjmując gościa siedział na sedesie. Królowi towarzyszyli najbliżsi współpracownicy, więc duchowny pod pretekstem tajnej wiadomości zbliżył się do ucha króla i wyciągając z rękawa nóż rozciął monarsze podbrzusze. Pierwsze ciosy królobójcy zadał sam poszkodowany, godząc zakonnika w brzuch i twarz, zginął zaś od cięć mieczy zaalarmowanych krzykiem strażników. Ciało zabitego w ten sposób mordercy wyrzucono po tym przez okno na bruk. Następnie zwłoki rozczłonkowano, wzorem innych królobójców, spalono, a prochy wrzucono do rzeki. Sam król jeszcze wówczas żył, mimo iż z podbrzusza wypadły wnętrzności. Zmarł następnego dnia. Co znamienne, na łożu śmierci przyjął swego krewnego i następcę Henryka z Nawarry i ostrzegł przed podobnym losem.