Ostatni kielich wina przed egzekucją

Już cztery tysiące lat temu w Egipcie ofiary z wina były ważną częścią pogrzebowych rytuałów. Bóg śmierci i życia pozagrobowego, Ozyrys, był jednocześnie panem wina, które dla Egipcjan stanowiło symbol życia i odrodzenia. Grecki heros, Odyseusz, kiedy dostał się do kraju Kimeryjczyków, w celu przywołania duchów zmarłych z najciemniejszej części Hadesu – Erebu, mieczem wykopał w ziemi dół, do którego wlał wino, miód i mleko. Rzymianie posiadali specjalne święto ku czci zmarłych, parentalia, podczas których odwiedzali groby swoich przodków, zanosząc kwiaty, jedzenie i wino. Przy niektórych grobowcach powstawały zresztą kamienne rury służące do zaopatrzania w alkohol umarłych.

 W epoce nowożytnej alkohol towarzyszył czarnej śmierci w jej częstych wędrówkach po Europie. Kiedy zaraza opanowała miasto, zdesperowani ludzie szukali ratunku w trunkach. Wino było również lekarstwem. Według ówczesnych lekarzy, alkohol miał wzmacniać organy, a przez to wspomagać organizm w walce z zarazą. Spożywanie trunków miało również pomóc w odpędzaniu od siebie melancholii, która miała sprzyjać zakażeniu się nią. Wśród XVII-wiecznych przepisów na lekarstwa przeciwko dżumie alkohol zajmuje pierwszorzędne miejsce. I tak na przykład zalecało się: “korzeń dzięgelowy, gryziony albo z ciepłym winem pity na czczo, tego dnia może bydź beśpieczny od zarazy powietrza morowego i od inszych chorób”.[1]

W dawnym Gdańsku istniało miejsce, w którym zatrzymywali się skazańcy odprowadzani na szubienicę. Z okien niepozornego budynku było widać pobliskie łyse wzgórze, zwieńczone murowanym szafotem. Tutaj, patrząc na chmary drapieżnych ptaków ucztujących na Szubienicznej Górze, skazani wypijali swój ostatni trunek w życiu. Jednak według legend, nawet niewinni goście mogli w tym miejscu stracić życie, wypijając zatruty kielich…

Fragment rysunku Daniela Chodowieckiego z 1773 r., przedstawiający Wielką Aleję. Z prawej strony, za drzewami, widoczny budynek szubienicy. Źródło: Polona.pl

Legenda o karczmie Jeruzalem

Przy trakcie do Gdańska, jakieś dwieście kroków od Bramy Oliwskiej, znajdowała się niewielka karczma, Jeruzalem. Zatrzymywali się w niej przede wszystkim ci podróżni, którzy nie zdążyli dostać się do miasta przed zmrokiem i zamknięciem bram. Oberżą zajmowało się ponure małżeństwo, które obsługiwało gości z nieodłącznym grymasem niezadowolenia wymalowanym na twarzach. Wokół karczmy kręcił się również syn właścicieli, który, odkąd pamiętał, marzył tylko o jednym: o wyrwaniu się z czterech ścian Jeruzalem.

Chłopiec nie mógł wiedzieć, że jego rodzice parali się jeszcze jednym zajęciem, które przynosiło im znacznie większe dochody. Kiedy do karczmy trafiał podróżny z daleka, który nie miał w okolicy żadnych krewnych i przyjaciół, oberżyści podawali mu kielich wina ze specjalną mieszanką ziół, które wywoływały niepowstrzymane znużenie. Gdy gość zapadał w kamienny sen, oberżyści podcinali mu gardło. Dla siebie zachowywali wszystkie kosztowności, a zimne ciało zakopywali w ogrodzie przy karczmie, korzystając z nocnych ciemności i oddalenia karczmy od innych ludzkich siedzib.

Kiedy chłopiec podrósł, opuścił rodzinny dom i sam ruszył w wędrówkę w poszukiwaniu lepszego życia. Znalazł je w zawodzie kupca, i z biegiem lat uzbierał niewielką fortunę. Poczuł jednak w sercu kłującą tęsknotą za rodzinnymi stronami. Długie lata sprawiły że zapomniał nawet o ponurej atmosferze w domu swoich rodziców, i zapragnął ich zobaczyć. Kupiec zamknął więc wszystkie swoje interesy i z małą fortuną wyruszył w stronę Gdańska.

Zatrzymał się oczywiście w karczmie Jeruzalem. Ku jego zadowoleniu, rodzice wciąż żyli, ale nie poznali swego własnego syna. Kupiec postanowił przez jakiś czas zabawić się w tę maskaradę i udawał nieświadomego podróżnego, szukającego odpoczynku. Oberżyści poczęstowali go wieczerzą i swoim specjalnym winem, bowiem zauważyli w jego w mieszku dużo złotych monet. Kiedy kupiec usnął, szczęśliwy z powodu swojego powrotu, jego rodzice zamordowali go z zimną krwią.

Kiedy karczmarz wykopał kolejny dół przy budynku karczmy, rozebrał trupa i wrzucił go do grobu. Właśnie w tamtym momencie zobaczył charakterystyczne znamię między łopatkami zmarłego. Zrozumiał, że wraz z żoną zabili własne dziecko, które po latach wróciło do domu. Słysząc tę wieść zrozpaczona karczmarka popełniła samobójstwo, zaś oberżysta oddał się w ręce miejskich władz i przyznał się do swoich zbrodni. Został oczywiście skazany na śmierć, a przed wejściem na Górę Szubieniczną starym zwyczajem zatrzymano się w Jeruzalem na ostatni kielich wina. Karczmarz odmówił jednak ostatniego kielicha w miejscu w którym popełnił liczne zbrodnie.

Import Czerwonej Oberży nad Motławę

Ta niezwykle popularna gdańska legenda o karczmarzach mordujących własne dzieci miała wiele odpowiedników w innych zakątkach Europy, skąd zapewne zawędrowała nad Motławę. Najsłynniejszym miejscem owianym mroczną sławą była francuska Czerwona Oberża w Lanarce . Właściciele karczmy, Pierre i Marie Martin, zostali oskarżeni o zamordowanie podróżnika. Podczas procesu wyszło na jaw, że małżeństwo jest odpowiedzialne za prawie pięćdziesiąt morderstw, a niektórzy oskarżali ich jeszcze o kanibalizm, bowiem mięso ofiar miało być podawane kolejnym gościom…Pierre i Marie zostali ścięci na gilotynie ustawionej przed własną karczmą, a egzekucję oglądało kilkadziesiąt tysięcy osób.

Pocztówka przedstawiająca Czerwoną Oberżę w Lanarce.
Źródło: Wikimedia Commons

Chociaż morderczy właściciele karczmy Jeruzalem to legenda nie mająca pokrycia w rzeczywistości, budynek o tej nazwie naprawdę stał przy drodze na Górę Szubieniczną i faktycznie podawano tutaj skazańcom ostatni kielich wina. O Jeruzalem wspominają liczni podróżnicy. Peter Mundy, angielski obieżyświat który spędził w XVII-wiecznym Gdańsku kilka lat, zanotował w swoim dzienniku losy małżeństwa skazanego na łamanie kołem za morderstwo swojej służącej: „Wspomniana para, zaraz za miastem w małym domu zwanym Jeruzalem, dostała swój ostatni napój”. [2]

Wiek później brytyjski kupiec opisujący Gdańsk stwierdził: „W połowie drogi na szafot jest mały domek zbudowany w tym celu – z inskrypcją na ścianie – gdzie skazańcy zatrzymują się i dostają tyle wina, ile zechcą wypić.”[3]          

Relikt krzyżackich czasów  u stóp szubienicy

Skoro pobielany domek zwany Jeruzalem nie był karczmą, to czym? Jedną z najbardziej prawdopodobnych hipotez jest teoria o średniowiecznym pochodzeniu budynku. Miał być on reliktem Kaplicy Jerozolimskiej która została w tym miejscu wzniesiona przez Krzyżaków, urządzających w niej  coroczne teatralne odwzorowanie zdobycia świętego miasta przez krzyżowców w 1099 roku. Po przejściu Gdańska w granice Rzeczpospolitej dawna kaplica miała zyskać nowe przeznaczenie, a pamiątką po jej dawnej funkcji była nazwa. Z kilku schematycznych przedstawień domku Jeruzalem możemy się domyślać, że była to prosta, czworokątna murowana budowla pokryta dachem.

Szubienica i domek Jeruzalem na fragmencie panoramy Gdańska z około 1730 roku.
Źródło: digitalcollections.library.harvard.edu

Po wypiciu owego kielicha wina, skazańcom została ostatnia prosta na szafot. Dzisiaj Góra Szubieniczna jest wzniesieniem pokrytym gęstą zielenią, a wokół niego wyrastają budynki mieszkalne, stadion i kompleks Politechniki Gdańskiej. Przed wiekami wyglądało to inaczej – szczyt był pozbawiony drzew, więc już z daleka widoczna była murowana konstrukcja szubienicy i pale z zatkniętymi kołami.Wokół szubienicy musiał roznosić się odór nie do zniesienia. Gnijące ciała pozostawiano bowiem na miejscu kaźni ku przestrodze. Oprócz tego, kat wraz ze swoimi pachołkami wywozili tam w beczkach nieczystości z miejskich kloak i ścierwa zalegające na ulicach. Możliwe że trafiały tam również bezpańskie psy, ponieważ to na kacie spoczywał obowiązek radzenia sobie z nimi. Pod szubienicą grzebano także samobójców, którym odmawiano chrześcijańskiego pochówku.

Gdańska szubienica nie była prostą, drewnianą konstrukcją zbitą z trzech belek. Wręcz przeciwnie – była to solidna murowana konstrukcja, wzniesiona w 1529 roku (na miejscu wcześniej istniejącej). Przetrwała aż do czasów napoleońskich. Na przełomie XVIII i XIX wieku szubienica stała się symbolem dawnych, bardziej brutalnych czasów, a przede wszystkim zaczęła przeszkadzać mieszkańcom i gościom miasta z powodów estetycznych. Konstrukcję rozebrano w 1805 roku , i w tym samym czasie podobnie postąpiono z domkiem Jeruzalem – dwóch nieodłącznych towarzyszy skazańców w ich ostatniej drodze zniknęło z gdańskiego krajobrazu.

Artykuł powstał na podstawie odcinka podcastu Makabreski, przygotowanego przez Alicję i Michała Ślubowskich. Po więcej informacji związanych z podcastem odwiedź naszą stronę internetową – www.makabreski.pl oraz profil na Facebooku. Nie zapomnij śledzić Makabresek na Spotify, Apple Podcast i wszędzie tam, gdzie słuchasz swoich ulubionych podcastów.

👉 YouTube: https://tinyurl.com/2p976ta5

👉 Spotify: https://tinyurl.com/yc4e4rhd

👉 Apple Podcasts: https://tinyurl.com/yck2btrj

👉 Google Podcasts: https://tinyurl.com/2p96uyjv

👉 Facebook: https://www.facebook.com/Makabreski

Michał Ślubowski

Bibliografia:

 Sir Richard Carnac Temple, The Travels of Peter Mundy, in Europe and Asia, 1608-1667, tom 4, Londyn 1924

Kizik Edmund: Uroczystości przy remontach szubienicy i pręgierzy w Gdańsku od drugiej połowy XVI do początku XIX wieku : przyczynek do dziejów ceremonii publicznych w okresie nowożytnym,  w „Czasy Nowożytne”, t. 24 2011, s. 77-89

Kaczor Dariusz: Przestępczość kryminalna i wymiar sprawiedliwości w Gdańsku w XVI-XVIII wieku, Gdańsk 2005 r


[1]    Cyt. Za “Dżuma, ospa, cholera. W trzechsetną rocznicę wielkiej epidemii w Gdańsku i na ziemiach Rzeczypospolitej w latach 1708–1711. Materiały z konferencji naukowej zorganizowanej przez Muzeum Historyczne Miasta Gdańska i Instytut Historii PAN w dniach 21–22 maja 2009 roku”, red. E. Kizik, Gdańsk 2012, ss. 153

[2]    „The travels of Peter Mundy, in Europe and Asia, 1608-1667”, tom IV, ss. 224, Londyn 1924

[3]    „A particular description of the city of Dantzick: its fortifications, extent, trade, granaries, streets, publick and private buildings, river, harbour, government, punishments, forces, religion and churches, with many other remarkable curiosities. By an English merchant, lately resident there”, Londyn 1734

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*