Ważną datą w historii polskiej armii i husarii stał się rok 1655, kiedy to Szwedzi po raz kolejny najechali północne ziemie Rzeczpospolitej. Tym razem w kraju zabrakło wodza, pokroju Chodkiewicza czy Koniecpolskiego, który zatrzymałby wroga na pograniczu. Brakło też wojska stałego, które mogłoby się do tego przyczynić. Dodatkowo spory wśród magnaterii doprowadziły do tragedii, co prawie zakończyło się pierwszym rozbiorem Polski. I nawet husaria już nie mogła tego zmienić!
Pierwsza połowa 1655 roku nie była jakoś nadzwyczajna. Niestety w drugiej rozpoczął się dramat, który na swój sposób rozpoczął agonię Rzeczpospolitej. Latem 1655 roku w granice państwa polsko-litewskiego weszły dwa korpusy armii szwedzkiej, prowadzanej przez samego króla Karola X Gustawa. Co mogła tej sile przeciwstawić polska szlachta?
Zamiast silnej armii kwarcianej, której prawnie nie było, a jej resztki operowały na wschodzie, do obrony granic na północy wystawiono wyprawy pospolitego ruszenia, które kapitulowały po pierwszych starciach . Niestety regularne siły komputowe, kiedy już dotarły na teatr walk, wcale nie okazały się waleczniejsze. Sytuację pogarszał jeszcze fakt braku skutecznego i umiejętnego dowództwa.
Na skutek szeregu błędów w dowodzeniu i konfliktów oficjeli koronnych, wojska zawodowe również zostały rozbite. Szczególnie dotkliwe porażki poniosły w bitwach pod Żarnowem (16 IX) i Wojniczem (3 X), cały czas cofając się przed szwedzką nawałą. Klęski Rzeczpospolitej dopełniła zdrada większości społeczeństwa szlacheckiego, w tym większości wojskowych. Niestety na stronę nieprzyjaciela przeszły też wszystkie (sic!) komputowe roty husarskie.
Warto jednak rozważyć motywy takiego zachowanie armii koronnej. Po części wynikało ono z braku podstawowych uczuć patriotycznych. Nie do końca możemy rozpatrywać zachowania szlachty XVII-wiecznej w kategoriach XXI-wiecznej socjologii. Często decyzja o poparciu Karola X Gustawa wynikała z nienawiści do polskiego Wazy. Po za tym w opinii szlachty była to tylko zamiana jednego elekcyjnego monarchy na innego. Taka właśnie postawa była bardzo popularnym skutkiem ustroju Rzeczpospolitej.
Były także inne przyczyny, bardziej prozaiczne. W obliczu potęgi armii szwedzkich kapitulacja była nieraz jedynym logicznym wyjściem i decydowała o przeżyciu . Podobnie wyglądała ta kwestia na Litwie, która dodatkowo była zagrożona jeszcze przez wojska moskiewskiej, a poddanie się Szwedom było niezłym pomysłem na obronę przed wschodnim agresorem.
Armia komputowa nie wytrwała jednak długo przy swoim nowym monarsze. Jeszcze w grudniu szlachta, wspierana przez wojsko wyparła najeźdźcę z kilku większych miast Małopolski (według części badaczy pierwszym miastem uwolnionym z rąk szwedzkich był nowy Sącz). Ponadto bohatersko bronił się klasztor jasnogórski.
Ten zbieg wydarzeń, połączony jeszcze z zachowaniem wojsk Karola, skłonił komput koronny i siły litewskie do zawiązania konfederacji w obronie Jana Kazimierza (Tyszowce, 29 XII 1655 r.). Do konfederatów dołączyły także wszystkie etatowe skrzydlate chorągwie oraz jedna nowo sformowana. Siły te udowodniły swa skuteczność rozbijając pod Warką korpus prusko- szwedzki (7 IV 1656 r.), skutecznie przyczyniając się do blokady wroga w widłach Wisły i Sanu i biorąc udział w bitwie pod Warszawą. Temu ostatniemu epizodowi warto poświęcić trochę więcej uwagi, gdyż ukazał on wielką wartość bojową szarżującej husarii.
W drugim dniu bitwy (29 VII 1656 r.) co najmniej 6 chorągwi husarskie (4 koronne i 2 litewskie- udział kolejnych dwóch litewskich nie został potwierdzony) ruszyły do natarcia. W sile ok. 1 tys. koni rozbiło ono kolumnę rajtarów szwedzkich i zagroziło nawet samemu Karolowi Gustawowi. Nie zostało jednak na czas wsparte przez inne rodzaje broni, między innymi jazdę kozacką i piechotę, co doprowadziło do ostatecznej porażki szarży. Wyraźnie, więc widać, że był to ogromny błąd polskiego dowództwa , które musiało przełknąć gorzką pigułkę porażki w tejże potyczce. Nie zachwiało to jednak postawą i morale wojska komputowego. W kolejnych miesiącach wojny nadal dzielnie stawało na polach walki, choć oraz częściej efektywny udział w bitwach brała piechota niż jazda. Ta ostatnia pokazywała jednak, że ciągle jest bronią groźną, zdolną zmienić losy walk polowych.
Może i niewielki był udział husarii w potopie, jednak na pewno zasługuje on na wspomnienie. Tym bardziej, że okres ten stanowił tylko chwilową bessę w kondycji tej wspaniałej formacji. Bo kiedy z Polski i Litwy ostatecznie wypędzeni zostali Szwedzi, przyszedł czas na dokończenie kwestii wschodniej.
I jeszcze trochę prywaty na koniec! Z okazji uruchomienia mojego podcastu „W historii” (serdecznie polecam i zapraszam) zrodził się pomysł, by trafiła tam i ta husarska seria. Co Wy na to drodzy czytelnicy? Czy chcielibyście posłuchać o husarii w mniej niż 10 minut? Dajcie znać!
Ilustracja: Obraz Mirosława Szeiba „Bitwa pod Warką”.
Dawid Siuta