Broń maszynowa zamontowana na pojazdach wielokrotnie okazywała się bardzo przydatna. Przekonał się o tym również R. Gan–Ganowicz, który jako dowódca oddziału odpowiedzialnego za jeden z odcinków obrony Stanleyville krótko po objęciu dowodzenia nad „Czerwonymi Diabłami[12]” razem z niewielką grupą żołnierzy był zmuszony do odparcia ataku muelistów. Sytuacja nie wyglądała dobrze. Obudzony w środku nocy przez murzyńskiego kierowcę R. Gan–Ganowicz ubrany tylko w szorty dotarł na pole walki na jeepie z zamontowanym karabinem maszynowym, z którego natychmiast otworzył ogień. Niestety ogień zaporowy nie przynosił wielkich efektów – żołnierze nieprzyjaciela byli odurzeni narkotykami, które pozwalały ich przełożonym podrywać ich do samobójczych ataków. Nic dziwnego – odurzeni narkotykami Murzyni wierzyli, że jeżeli idąc do boju będą krzyczeć „mai” – „woda”, kule rozpłyną się w powietrzu lub ominą ich nie czyniąc im krzywdy. Według jednego z dowódców białych najemników ta naiwna wiara wynikała z postępowania Froce Publique, które podczas manifestacji miało strzelać do manifestujących ślepymi nabojami[13].
Typowym „muelistą” był zazwyczaj „jeunesse” młody człowiek w wieku od 12 do 20 lat, często siłą wyrwany spod rodzicielskiej kurateli lub wpływów plemiennej starszyzny. Jak widać problem „dzieci – żołnierzy”, nie jest tylko problemem współczesnych konfliktów rozgrywających się w „czarnej Afryce”. W kształtowaniu postaw tych młodych żołnierzy, wielką rolę mieli czarownicy. Byli to w większości lokalni szarlatani, korzystający na zabobonnej wierze ludności miejscowej w swoje możliwości.
Przeciwko pozycji czarowników od samego początku występowali misjonarze, głównie katoliccy, wśród których pojawiali się także przedstawiciele ludności miejscowej. Pierwszy pochodzący z Kongo kapłan został wyświęcony w 1917 r. W latach 30. XX wieku afrykański ksiądz nie był już dla nikogo zaskoczeniem, a w latach 50. sakrę biskupią otrzymał pierwszy pochodzący z Kongo biskup[14]. Upowszechnianie się religii katolickiej stanowiło poważny problem dla wioskowych szamanów, tracących wpływ na swoich pobratymców. Nie można więc dziwić się, że czarownicy masowo popierali rebeliantów, gwarantujących im usunięcie misjonarzy i miejscowych księży. Stąd też we wspomnieniach dotyczących konfliktu w Kongo pojawiają się liczne opisy czarowników, którzy w strojach ze skór małp szli na czele odurzonych narkotykami wojsk „muelistów”. Otumanieni przez walczących o utrzymanie swojej dotychczasowej pozycji szamanów i innych pospolitych szarlatanów „mueliści” wierzyli, iż kule nie są w stanie zrobić im krzywdy jeśli wcześniej zażyją odpowiednią ilość „dawy”.
Wykorzystując te wierzenia, Muelele wpajał swym zwolennikom nową doktrynę. Głosił, że tym, którzy w niego uwierzyli, wystarczy jedynie wykrzyknąć magiczne słowa Mai Mulele, by pokonać wrogów i przezwyciężyć najgorszy strach. Jeśli zaś zażyją „dawa”, specjalny, uprzednio przygotowany lek, to na polu bitwy odporni będą na wszelkie niebezpieczeństwa. Wystrzelone w ich kierunku pociski przemienią się w wodę lub po prostu przelecą obok nich, nie czyniąc im żadnej szkody. (…) Ponadto po zażyciu „dawa” uzyskają nadludzką moc. Wystarczy na przykład, że „rzucą wzrokiem na wroga”, a ten do końca życia będzie bezradny i bezsilny. (…) Rzekomy ten lek, będący w istocie zwykłą wodą, wypijany był z małych, szklanych ampułek. Taki cudowny napój, zażywany wraz z dużymi dawkami marihuany sprawiał, że uraczony nim człowiek stawał się niewrażliwy na ból i całkowicie niezdolny do rozumnego działania[15].
Walka z takim przeciwnikiem była bardzo trudna, zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę, że żołnierze ANC, zazwyczaj na widok „muelistów” rzucali broń i uciekali w panice. Doprowadziło to do sytuacji, w której setki żołnierzy ANC rzucały broń i po prostu uciekały. Przesądy dotyczące magicznych zdolności odurzonych „dawą” „muelistów” nie robiły tak piorunującego wrażenia na białych najemnikach, jednakże oni również nie czuli się komfortowo w walce z odurzonymi „jeunesse”. Widok setek odurzonych „dawą” Murzynów biegnących do ataku z karabinami automatycznymi kałasznikowa budził przerażenie także wśród białych, jednakże w przeciwieństwie do żołnierzy ANC byli oni w stanie opanować emocje i kontynuować walkę, choć nie zawsze było to łatwe zadanie.
„Mulele maj! Mulele maaaj!” Ryk setek gardeł nie dał się zagłuszyć nawet ogniem broni maszynowej. Splątane chaszcze zdziczałej roślinności na „Kilometrze Czwartym” wypluwały z siebie setki rozwrzeszczanych postaci ledwie widocznych w bezksiężycową noc. Fale oszalałych Murzynów szły, biegły, padały, podrywały się znowu… Rycząc i strzelając na oślep, niebezpiecznie się zbliżały. (…) Pot zalewał mi twarz i tylko niemal nadludzkim wysiłkiem woli tłumiłem ogarniającą mnie panikę[16].