Na wigilijnym stole królowała zupa z brukwi, a marzenie o nowym płaszczu odkładano latami. W codzienności wielu rodzin dominowały długi, ciasnota i wieczna troska o jutro. Zarobki i ceny w międzywojniu układały się w opowieść o nierównościach, które dzieliły kraj na tych, którzy mieli wszystko — i tych, którzy liczyli każdy grosz. W cieniu eleganckich kawiarni i wystawnych kolacji toczyło się życie, o jakim dziś wolimy nie pamiętać.
W PRL z nostalgią mówiono o II Rzeczpospolitej, wspominana była jako oaza normalności; w sklepach wszystko było – twierdzono, a teraz na półkach straszy jedynie ocet. Tymczasem statystyczny obywatel przedwojennej Polski żył po prostu w ubóstwie. Tylko nieliczni szczęśliwcy mogli cieszyć się dostatnią egzystencją, pozbawioną zmartwień o to, jak związać koniec z końcem. Jakie dokładnie były zarobki naszych pradziadków? Jaka była siła nabywcza ich pensji?
I wojna światowa dokonała na ziemiach polskich ogromnych zniszczeń, szacowanych przez delegację polską na konferencję pokojową w Paryżu na ogromną kwotę 73 mld franków francuskich. Wycięto 2,5 mln ha lasów, zniszczono 1,8 mln budynków, 2399 mostów, 574 dworce kolejowe, 4,29 mln sztuk bydła, koni i owiec, a także 1,949 mln wozów i maszyn rolniczych. Zdewastowano kolejnictwo na ziemiach polskich. W końcu 1918 roku Polska dysponowała jedynie 2513 lokomotywami, 2875 wagonami osobowymi i 41 448 wagonami towarowymi.
Według wspomnianej Komisji Odszkodowań Delegacji Polskiej poziom produkcji przemysłowej z 1919 roku wyniósł w Polsce ok. 30 proc. tego co wytwarzano przed 1914 rokiem – w tych samych granicach. W rezultacie zniszczeń wojennych przemysł dawnego Królestwa Polskiego zatrudniał w 1919 roku zaledwie 14 proc. robotników pracujących tu w roku 1913.
Mniejszych strat doznał na szczęście przemysł dawnego zaboru pruskiego i austriackiego. Razem generowało to wielkie bezrobocie. Szacuje się, że faktyczna stopa bezrobocia wśród samych tylko robotników w 1921 roku wynosiła 28%, potem przejściowo spadła do około 10%, by znów zacząć rosnąć na skutek wojny celnej z Niemcami.
Bardzo dotkliwie skutki pierwszej wojny światowej odczuło polskie rolnictwo. Na kresach wschodnich istniały powiaty, w których zniszczono 40 procent budynków gospodarczych i mieszkalnych. W województwach centralnych ten odsetek wahał się w granicach 10–15 proc.
Nie mniejszym problemem były finanse zrujnowanego gospodarczo kraju. W bardzo trudnych warunkach rodziła się polska skarbowość. Konieczność stworzenia poboru podatków praktycznie od nowa, przy niskim poziomie dochodów powodowała, że od początku wpływy do budżetu państwa były znacznie niższe od wydatków. Różnicę pokrywał jedynie druk banknotów, co rodziło inflację. Ponadto dopiero w kwietniu 1920 roku ujednolicono obieg pieniądza przez zastąpienie różnych krążących walut marką polską, emitowaną dość dowolnie przez Polską Krajową Komisję Pożyczkową.
Walka z hiperinflacją, chociaż udana, przyhamowała rozwój gospodarczy kraju, w którym brakowało kapitału. Pomimo tego, w okresie pomyślnej koniunktury z lat 1924-28, nastąpiła częściowa odbudowa oraz wzrost produkcji polskiego przemysłu i rolnictwa, chociaż wciąż nie udawało się osiągnąć poziomu z 1913 r. Duży wpływ na to miała wojna gospodarcza jaką młodej Polsce wypowiedziała w połowie 1925 roku Republika Weimarska, która zablokowała m.in. eksport węgla do Niemiec, a ponadto obłożyła tzw. cłami bojowymi prawie cztery tysiące innych produktów. Efekt był dramatyczny. Załamał się kurs złotego, a wielu przedsiębiorców zbankrutowało.
Budowa portu morskiego w Gdyni, pozyskanie nowych odbiorców węgla oraz wzmożony eksport żywności do Niemiec (co z kolei wpędziło w duże kłopoty finansowe rolnicze latyfundia w Prusach Wschodnich) sprawiło, że w marcu 1934 roku Niemcy znieśli wszelkie restrykcje wobec Polski, uznając, że przynoszą one więcej szkody samym Niemcom niż II Rzeczpospolitej.
Wszystko to w połączeniu z ogólnoświatowym kryzysem, który w Polsce trwał w latach 1929-1933 (w USA biznesmeni popełniali samobójstwa skacząc z wieżowców) spowodowało spadek produkcji o połowę! Dopiero w 1936 roku nastąpiła poprawa sytuacji gospodarczej ale i tak produkcja przemysłowa za ten rok osiągnęła zaledwie 72 proc. produkcji z 1928 r.
W takim otoczeniu poziom życia nie był, bo nie mógł być, wysoki. Co ciekawe, przed wojną wyraźny był podział na zamożne centrum, mniej zamożny zachód i raczej ubogi wschód. Co ciekawe, do najbogatszego centrum GUS przed wojną zaliczał nie tylko województwo warszawskie ale też białostockie, kieleckie, lubelskie oraz łódzkie! Nieco niższe były zarobki w woj. poznańskim oraz na Pomorzu. Najniższe płace były natomiast na wschodzie, w województwach: nowogródzkim, poleskim, wołyńskim oraz wileńskim. Po zmianie granic i rządach komuny, białostockie, kieleckie i lubelskie należą do najbiedniejszych w III RP.
Ile zarabiano w odrodzonej Polsce?
Pensje w II Rzeczpospolitej były bardzo zróżnicowane. Najgorzej mieli robotnicy rolni. Przeciętna stawka za dzień ciężkiej pracy w polu wynosiła około 1,7 złotego. Pracując sześć dni w tygodniu trudno było zarobić miesięcznie 50 złotych. Całkowite roczne wynagrodzenie stałych robotników rolnych w województwach zachodnich wynosiło w latach 1933/34 trochę więcej bo 1072 zł/rok, a w południowych znacznie mniej, bo tylko 730 zł/rok.
Wobec kosztu utrzymania rodziny czteroosobowej wynoszącego 2104 zł/rok (w roku 1932), robotnik rolny o tak niskim wynagrodzeniu musiał prowadzić też własne gospodarstwo rolne, zwykle karłowate, w którym zasadnicze znaczenie miała praca jego żony i dzieci. Był to poważny, nierozwiązany problem w Polsce przedwojennej.
Pomocnice domowe (służące, kucharki, gospodynie) dostawały za miesiąc posługi 20-30 zł i około 25 zł świadczenia w „naturze” (na przykład wyżywienie). Marne zarobki dotyczyły też utrzymujących się z rzemiosła. Według badań przeprowadzonych w Warszawie w 1933 roku średni miesięczny dochód tej grupy to około 80 złotych miesięcznie.
Małe były płace robotników o niskich kwalifikacjach. Ich dochód netto oscylował wokół 74 zł miesięcznie. Zróżnicowanie płac miało też miejsce wśród zatrudnionych w poszczególnych branżach. W latach trzydziestych najwięcej, bo 32,3 zł tygodniowo (130 zł miesięcznie) zarabiało się przeciętnie w hutnictwie i przemyśle metalowym; niewiele mniej bo średnio 28,8 zł wynosiły płace w górnictwie i kamieniołomach oraz przemyśle włókienniczym; w transporcie 24,1 zł; w handlu i usługach już tylko 20,2 zł.
Odrobinę lepiej zarabiało się na kolei. 70 procent ze 141 tys. zatrudnionych kolejarzy miało płace w przedziale 125-175 zł miesięcznie. Wyższe zarobki otrzymywali maszyniści i wykwalifikowani pracownicy. Generalnie robotnicy o bardzo wysokich kwalifikacjach, specjaliści mogli zarobić 200-400 zł. 75 procent z prawie 41 tys. pocztowców miało płace w przedziale 145–205 zł.
Wyższe płace otrzymywali pracownicy umysłowi, co wiązało się zazwyczaj z lepszym wykształceniem. W firmach i spółkach prywatnych płaca wynikała z indywidualnych umów z pracodawcą. Znamy natomiast płace prawie 63 tys. pracowników administracji cywilnej, czyli urzędników. Wynagradzani byli zgodnie z tabelą grup uposażenia, a było ich XII. Na przykład w 1939 roku najwięcej, bo prawie 62 proc. urzędników, było w grupie od VIII do X i mieli uposażenie od 160 zł do 260 zł. Najniższa grupa urzędników (3503 osoby) musiała zadowolić się płacą 100 zł miesięcznie.
Na drugim biegunie byli najwyżsi urzędnicy państwowi. Roczne uposażenie prezydenta Rzeczpospolitej określono na kwotę 195 tysięcy zł. Z dodatkami dostawał miesięcznie nawet 25 tysięcy złotych, a miał jeszcze swoją kancelarię cywilną i wojskową – roczne koszty ich funkcjonowania (z uposażeniem prezydenta) określono w 1937 roku na około 2,7 miliona złotych. Co ciekawe w bogatej Francji i USA przeznaczano na podobny cel równowartość 1,3 miliona zł.
Premier rządu RP mógł liczyć na pensję 3000 zł i dodatek funkcyjny 2000 zł. 12 ministrów i prezes NIK 2000 zł i 2000 zł dodatku funkcyjnego. Wojewoda 1500 zł miesięcznie i drugie tyle dodatku funkcyjnego. – Intratne było reprezentowanie Polski za granicą. Gdy II RP okrzepła, konsule generalni mogli liczyć na pensję sięgająca nawet 2700 złotych. Na niższych stanowiskach zarabiało się mniej, ale nadal „znośnie” (konsul: do 1900 złotych, wicekonsul: nawet 1500 złotych, sekretarze konsularni około 1000 złotych). Do tego dochodziły znaczące dodatki reprezentacyjne i darmowe mieszkania dla kierowników placówek i ich zastępców – opisuje historyk profesor Wojciech Skóra.
Parlamentarzyści też nie mieli powodów do narzekań. Na mocy konstytucji kwietniowej (1935) zasiadało na Wiejskiej 208 posłów i 96 senatorów. Każdy z posłów mógł liczyć na zasadnicze wynagrodzenie rzędu nieco poniżej 12 tysięcy zł rocznie, a senatorowie 12,5 tys. zł.
Podobnie jak obecnie – szczególnie od czasów rządów PiS, wysokie były zarobki szefów firm, w tym państwowych. Przykładowo Andrzej Wierzbicki, który piastował funkcję prezesa zarządu Centralnego Związku Polskiego Przemysłu, Górnictwa, Handlu i Finansów „Lewiatan” oraz zasiadał w radach nadzorczych wielu spółek pobierał miesięcznie 32 000 złotych. Dyrektor generalny Huty „Pokój” Antoni Lewalski mógł liczyć na zarobki wynoszące 22 500 złotych. To była elita, przeciętne szefowie fabryk, dużych firm, udziałowcy spółek i przedsiębiorstw międzynarodowych zarabiali miesięcznie między 5 000 zł, a 10 000 zł.
Klasę średnią w II RP reprezentowali sędziowie, wyżsi urzędnicy państwowi, lekarze (ale nie lekarki, bo generalnie kobiety zarabiały około 50 proc. mniej niż mężczyźni i to we wszystkich zawodach), nauczyciele akademiccy i część nauczycieli. Generalnie pensje powyżej 1 000 zł uchodziły za bardzo wysokie. Warszawski sędzia po 12 latach pracy, mający żonę i dwoje dzieci, otrzymywał blisko 1 600 zł.
Pracownicy magistratu zarabiali powyżej 500 zł, co pozwalało im na spokojne utrzymanie rodziny. Płaca lekarki zatrudnionej w kasie chorych oscylowała między 100 a 200 zł. Lekarz zarabiał dwa razy więcej. Profesor na uniwersytecie otrzymywał od 800 do 1500 zł. Pensje adiunktów oscylowały pomiędzy 355 a 450 zł, natomiast asystenci dostawali skromne 160 zł. Nauczyciel w szkole podstawowej brał miesięcznie pomiędzy 160 a 260 zł, ale „profesor” gimnazjum państwowego w Warszawie zarabiał od 300 do 636 zł. Dyrektor szkoły od 450 do nawet 750 zł.
Niektórzy mieli ważne dla poziomu życia dodatki za pełnienie funcji, niezależnie od pensji. I tak rektor uniwersytetu otrzymywał samego dodatku – 500 zł, dziekan wydziału uniwersytetu – 250 zł, naczelnik biura kolejowego – 250 zł, naczelnik służby dyr. okr. kolej. – 200–250 zł, naczelnik wydziału pocztowego – 200 zł, naczelnik urzędu poczt. I klasy – 100 zł. Ponadto były też dodatki lokalne: od 10 proc. w Krakowie, na Helu i w niektórych miastach na Śląsku, 15 proc. w Warszawie i co ciekawe aż 20 proc. w Gdyni.
Ile zarabiali mundurowi w II RP?
W latach dwudziestych płace wojskowych, a szczególnie młodszych oficerów były głodowo niskie. Pewien porucznik z pułku ułanów porzucił służbę i … znalazł zatrudnienie w fabryce, gdzie podjął pracę jako tokarz. Z pensją jego żony, zatrudnionej jako szlifierz, mógł żyć lepiej niż z oficerskiej gaży.
Dużym obciążeniem dla oficerów był ponadto obowiązek samodzielnego kupowania nie tylko wyjściowego umundurowania ale również indywidualnego wyposażenia i broni (m.in. szabli oficerskiej – , pistoletu kal. 7,65 mm z futerałem, lornetki polowej z futerałem, skórzanej torby polowej, mapnika i wielu, wielu innych). Pewnych dwóch poruczników nie stać było na kupienie lakierowanych butów do munduru wyjściowego, więc kupili je na spółkę i używali na zmianę.
Bieda dotykała nie tylko oficerów młodszych: podporuczników, poruczników i kapitanów. W 1925 roku dowódca 76. Pułku Piechoty w Grodnie płk Józef Kordian Zamorski (późniejszy generał i komendant Policji Państwowej) przekornie wystąpił do ministra spraw wojskowych z demonstracyjną prośbą, by ten udzielił mu kilkumiesięcznego urlopu celem podjęcia pracy w cywilnym zawodzie malarza (był absolwentem ASP w Krakowie). To miało mu pozwolić zarobić trochę pieniędzy na spłatę długów, a następnie wrócić do pułku i pełnić służbę.
Po przewrocie majowym w 1926 roku za sprawą Piłsudskiego sytuacja zaczęła się poprawiać. Przede wszystkim wynagrodzenia zawodowych wojskowych były zależne od… stanu cywilnego. Samotny pułkownik dostawał uposażenie 632 zł, ale ten z rodziną – 713 zł. Samotny podporucznik – 206 zł (z rodziną 266), sierżant 171 zł (241), plutonowy 151 lub 201. Kapral stanu wolnego otrzymywał 137 zł, a żonaty 167 zł.
Funkcyjni mieli jeszcze więcej. W 1934 roku dowódca kompanii we Lwowie w stopniu kapitana brał 527 zł, major, dowódca batalionu w Warszawie, z żoną i dwójką dzieci, zarabiał 862 zł. Żonaty pułkownik, dowódca pułku w Katowicach, pobierał łącznie 1211 zł, a podpułkownik, szef sądu okręgowego w Grodnie, z żoną i dzieckiem, dostawał 1012 zł. W 1937 roku generał brygady pracujący w Warszawie zarabiał 1150 zł, generał dywizji 1725, a generał broni 2300 zł. Marszałkowie (Piłsudski i Rydz-Śmigły) otrzymywali po 3 tys. zł.
Służba policjantów była ciężka, trwała często sporo ponad 8 godzin (powszechną praktyką było wydłużanie służby policjantów nawet do 12 godzin dziennie), a do tego bardzo niebezpieczna. Od powołania formacji w 1919 roku do września 1939 na służbie zginęło prawie 650 policjantów. To ponad pięciokrotnie więcej niż przez 20 lat funkcjonowania policji w III RP. I podobnie jak dzisiaj w policji było wiele wakatów.
Materialna sytuacja policjantów poprawiła się po wprowadzeniu nowych uregulowań w latach 1933-1938. Podstawowe uposażenie policjantów zostało wtedy zbliżone do żołdu wypłacanego zawodowym wojskowym. I tak we wspomnianym 1934 roku generalny inspektor pobierał 1000 zł (plus dodatki), tak jak generał brygady. Nadinspektor i inspektor ‒ 700 zł, podinspektor ‒ 500 zł, nadkomisarz ‒ 430 zł, komisarz ‒ 335 zł, podkomisarz ‒ 270 zł, aspirant ‒ 240 zł, starszy przodownik ‒ 200 zł, przodownik ‒ 180 zł, posterunkowy i starszy posterunkowy – 150-160 zł.
Policjanci otrzymywali też dodatki służbowe uzależnione od stopnia, np.: komisarz ‒ 210 zł w służbie śledczej/165 zł w służbie ogólnej, podkomisarz ‒ 170/135 zł, aspirant ‒ 150/120 zł, starszy przodownik ‒ 100/65 zł, przodownik ‒ 90/60 zł, starszy posterunkowy 80/55 zł, posterunkowy ‒ 60/40 zł miesięcznie. Były też dodatki związane z pełnioną funkcją, i tak: komendant główny ‒ 800 zł, komendant powiatowy ‒ 250 zł, kierownik Komisariatu ‒ 225 zł, kierownik Wydziału Śledczego ‒ 225 zł, szeregowy komendant posterunku ‒ 80 zł miesięcznie.
Policjanci mieli też różne przywileje. Przede wszystkim oficerowie otrzymywali dodatek mundurowy, przy pierwszej nominacji 430 zł, a po upływie 2 lat po 251 zł (szeregowi PP otrzymywali wyekwipowanie na koszt Skarbu Państwa). W policji były też dodatki lokalne płacone m.in. na Helu, w Gdyni – co ciekawe największe, czy w Warszawie (w stolicy w zależności od grupy uposażenia od 25 do 150 zł). Ponadto policjanci mieli 50 proc. zniżki na bilety państwowej komunikacji publicznej i … nie płacili podatków oraz składek emerytalnych.
Niebezpieczna praca spowodowała, że policjanci, którzy podczas służby zostali ranni i z powodów zdrowotnych nie byli w stanie do niej wrócić, poza świadczeniami rentowo-emerytalnymi, otrzymywali odszkodowanie w wysokości trzyletnich poborów. W razie śmierci na służbie, wdowa i dzieci mogły starać się o jednorazową zapomogę w wysokości trzykrotnej rocznej pensji. Ponadto dzieci poległego policjanta miały pierwszeństwo w przyjęciu do szkół państwowych i do osiągnięcia 18 roku życia były kształcone na koszt państwa.
Bardzo podobne zarobki dotyczyły straży granicznej. Dla przykładu Komendant – 1000 zł, nadinspektor – 700, inspektor – 500 zł, nadkomisarz – 430, komisarz – 335, St. przodownik – 200
strażnik – 150 zł.
Ceny i koszty życia w II RP
Po pierwsze należy podkreślić, że w 1938 roku w Warszawie przeciętna pięcioosobowa rodzina robotnicza wydawała na pożywienie aż 41,6 proc swoich dochodów. Było to i tak znacznie mniej niż przed kryzysem, kiedy na ten cel szło 59,3 proc. budżetów. Na prowincji trochę mniej. Na drugim miejscu w wydatkach takiej rodziny były koszty mieszkania.
Komorne pochłaniało średnio 16,1 proc. budżetu rodziny. Trzecim kosztem były zakupy odzieży i obuwia, stanowiące 11,8 proc. budżetu. Dalsze pozycje to kultura i oświata – 4,2 proc.; opał i światło – 4,1 proc.; higiena i zdrowie 3,4 proc.; alkohol i tytoń 3,3 proc.; komunikacja 2 proc. Pozostałe 13,8 proc. szło na inne cele.
Inna niż obecnie była struktura cen. Niesamowicie drogi był cukier i sól (kosztowały więcej niż w Europie). To była wina monopolu państwowego, który w II RP obejmował bardzo wiele towarów. Cena cukru była wręcz zaporowa. W 1928 roku kilogram kosztował aż 1,56 złotego (1,41 zł w 1930). Następne lata przynosiły dalszy spadek ceny, która tuż przed wojną wynosiła 0,96 zł za kg. Sól kosztowała aż 36 groszy za kg.
W 1935 roku gdy sytuacja gospodarcza kraju zaczynała się normalizować – kilogram chleba żytniego kosztował w Warszawie 30 groszy, pieczywo pszenne było dwa razy droższe. Na kilogram masła trzeba było wydać 3,6 złotego, na litr mleka 25 groszy, a na 10 jajek – 80 groszy.
Inaczej niż dzisiaj, wołowina i wieprzowina miały zbliżoną cenę, na poziomie około 1,55 złotego za kilogram. Słonina była natomiast droższa i kosztowała 1,80 złotego. Kilogram kiełbasy – 2,5 złotego. Ziemniaki kosztowały 8 groszy za kilogram, marchew 11 groszy, buraki 9 groszy. Na kilogram grochu i fasoli należało wydać odpowiednio 35 oraz 75 groszy. Natomiast kasza jęczmienna była po 35 groszy, a ryż aż 85 groszy za kg.
Kilogram mydła można było kupić za 1,3 zł, bilet do kina to był wydatek 50 groszy. W 1937 roku ręcznik bawełniany kosztował 2 zł. Biała męska koszula oznaczała już wydatek 9,5 zł, a męskie półbuty – 24,66 zł. Ceny bardziej wytwornych ubrań było znacznie wyższe. Sukienki mogły kosztować zarówno 15 zł, jak i 100 zł, a nawet więcej.
Ciekawa była struktura cen kosztów transportu. Przejazd tramwajem w 1934 roku wymagał 25 groszy. Podróż pociągiem w 1939 roku z Krakowa do Warszawy pociągiem osobowym w trzeciej klasie to wydatek blisko 17 złotych. Druga klasa kosztowała 25 zł, a klasa pierwsza niemal 34 zł. Tymczasem w 1937 roku przelot z Warszawy do Krakowa kosztował 40 złotych, do Rygi 81 złotych, a do Berlina 105 złotych. Za to do Aten już 335 złotych. Jeśli od razu wykupowało się bilet powrotny był on o 20 proc. tańszy. Dzieci od 3 do 7 lat latały za pół ceny.
Do tanich nie należały używki. Pół litra monopolowej wódki kosztowało 2,55 złotego. 0,5 litra piwa butelkowego Zdrój Żywiecki to był wydatek 46 groszy, Porter 0,3 litra kosztował 56 gr a 0,5 l – 73 gr, piwa Ale 0,3 l – 55 gr, a 0,5 l – 79 gr. Papierosy, tytoń a nawet tabaka były w II RP również objęte monopolem. Palacze papierosów mieli w czym wybierać. Na ministerialnej liście znajdowały się aż 32 polskie marki oraz kilka zagranicznych.
Popularne papierosy „Egipskie Przednie” (średnia półka) kosztowały w 1933 roku 9 groszy za sztukę. Najtańsze ustnikowe „Wandy” i bezustnikowe „Cienkie” kosztowały zaledwie półtora grosza za sztukę, „Sokoły” i „Wisła” były po 2 grosze. „Prezydenta” można było zapalić za 4,5 grosza a „Sporta” za 5 groszy. Jeden „Egipski” miał cenę 6,5 groszy, a luksusowy „Sfinks” 12 groszy. Ceny zagranicznych papierosów rozpoczynały się od 20 groszy za sztukę (Chesterffield i Camel), a kończyły na 70 groszach za tureckie marki Cabinet i Jockey Club. Cygara „specjalne” polskiej produkcji kosztowały od 60 groszy za „Hawańskie Virginia” aż do 2,3 złotego za sztukę „Regalia”.
Posiłki „na mieście” dla wielu osób były zupełnie niedostępne. Co prawda były jadłodajnie oferujące obiady za 0,8-1 zł za obiad dwudaniowy i 1,00-1,20 zł za trzydaniowy, ale robotnik niewykwalifikowany też by nie skorzystał. Na drugim biegunie były słynne w całym kraju restauracje i kawiarnie. Jednym z najbardziej znanych i jednocześnie najdroższych krakowskich lokali była restauracja hotelu „Grand” Jana Bisanza. W 1936 roku została opisana przez Henryka Worcella w powieści „Zaklęte rewiry”. Ceny były tam równie słynne co powieść. Filiżanka kawy kosztowała w „Grandzie” 80 groszy, w przeciętnym lokalu 35-50 groszy, natomiast w sklepie kilogram kawy kosztował nieco ponad 2 złote.
W tym i kilkunastu podobnie drogich lokalach bewsztyk tatarski z jajkiem oznaczał wydatek 3,5 złotego, a schabowy z kapustą 2,5 zł. Do tego należało doliczyć 10 proc. obowiązkowego napiwku. W warszawskim Savoyu w 1928 roku za barszcz lub bulion z pasztecikiem płaciło się 1,5 zł, a za majonez z homara bagatela 13,2 zł. Bażant z rożna z borówkami to 8,80 zł, do tego bukiet z jarzyn za 3,30 i za tyle samo lody mieszane oraz kieliszek monopolowej – wszystko razem za trzy dni pracy przodownika policji.
Mniej moralne rozrywki były jednak bardzo tanie. Po pierwsze prostytucja była legalna o ile „panienka” miała aktualne badania. Pojedyncza usługa najtańszej „dziewczynki” to był koszt 1,5 zł. Kobiety wykształcone i obyte, tygodniowo mogły zarobić swoim ciałem więcej niż urzędniczka państwowa przez cały miesiąc. Te najlepsze nawet do 70 zł tygodniowo. One nie pracowały już z biedy, ale dla osiągnięcia wyższego poziomu życia niż przeciętna urzędniczka, nie mówiąc nawet o robotnicach.
Zupełnie poza zasięgiem przeciętnego Polaka były natomiast, dzisiaj zupełnie prozaiczne, takie wytwory techniki jak radia, lodówki czy tym bardziej samochody. Tanie radio było cenowo mniej więcej na poziomie dochodów statystycznego kolejarza, żelazko kosztowało około 15 zł.
Najtańszy samochód osobowy w Polsce fiat 500 kosztował 3 800 złotych. Popularny fiat 508 już 4 950 złotych. Za bardziej luksusowe marki cena była nawet 5 cyfrowa. Do tego bardzo kosztowna była eksploatacja aut – nie tylko benzyna (na początku lat 30. 80 gr za litr, w 1936 roku 68 gr – w tym 33 gr podatku) ale dodatkowo drogie było ubezpieczenie, różne podatki, a nawet garażowanie pojazdu. Według danych za 1938 r. utrzymanie samochodu o wartości 6 000 zł, ciężarze 1000 kg i przebiegu 12 tys. km. w Polsce wynosiło rocznie 4 060 zł, a w Danii 3 055 zł – gdzie zarobki były wyższe.
W tej sytuacji nie dziwi informacja w „Małym Roczniku Statystycznym” że w marcu 1939 roku w Polsce było zarejestrowanych niespełna 42 000 samochodów (z tego 8600 ciężarówek). Dawało to 12,1 samochodu na 10 000 mieszkańców. Zajmowaliśmy pod tym względem jedno z ostatnich miejsc w Europie. W Czechosłowacji było to 69 samochodów, o Francji, Niemczech czy Wielkiej Brytanii nawet nie mówiąc!
Lepiej żyć w III RP
Średnie miesięczne wynagrodzenie netto w sektorze przedsiębiorstw w 2025 roku to około 6200 zł. Kilogram cukru kosztuje ok. 3 zł więc za średnią pensję można kupić 2067 kg cukru, chleba pszenno-żytniego 583 kg, 5166 jajek klasy L, 1550 litrów mleka, 3463 kg soli oraz 516 kg fasoli. Dla porównania w latach 30-tych bardzo przyzwoite miesięczne zarobki ok. 250 złotych, pozwalały na zakup 350 kg chleba żytniego i 344 l benzyny, czyli znacznie mniej niż dziś za średnią krajową.
Ile cukru za przeciętną pensję mógł kupić statystyczny Kowalski przed wojną? Jeśli był kolejarzem to starczało mu na ok. 175 kg cukru. Gdy był urzędnikiem średniego zaszeregowania mógł kupić ok. 200 kg cukru na miesiąc. Natomiast jako kapitan WP mógł sobie pozwolić nawet na ok. 400 kg cukru miesięcznie. Jednakże już przeciętna pensja robotnika w przemyśle pozwalała na zakup ok. 100 kg cukru, a robotnika rolnego ledwie na 36,5 kg cukru.
Porównajmy więc może minimalną płacę w Polsce anno domini 2025 do dominującej płacy wśród kolejarzy II RP, czyli przyjmijmy – 150 zł. Za takie pieniądze przedwojenny kolejarz mógł kupić 1875 kg ziemniaków, 428 kg grochu, równo 200 kg fasoli i 176 kg ryżu. Ile tych produktów może kupić w Polsce pracownik dotknięty płacą minimalną – 3510,92 zł netto?
Odpowiednio: w lubelskiej Biedronce – 1404 kg ziemniaków; 1170 kg grochu; 319 kg fasoli; 878 kg ryżu. Jak widać, poza ziemniakami, wszystkie produkty nawet najgorzej zarabiający współczesny Polak może kupić w o wiele większej ilości niż kolejarz w II RP. O wyrobach przemysłowych nie ma nawet co mówić. W II RP najtańsze, dwulampowe radio kosztowało 130-140 zł, dzisiaj najtańsze radio to wydatek 60-80 zł.
Jeszcze jeden wskaźnik. W latach trzydziestych kurs dolara wynosił 5,30 zł. Nasz kolejarz mógł za pensję kupić 28,3 dolara. Uwzględniając spadek siły nabywczej amerykańskiej waluty, dzisiaj byłoby to 535 dolarów. Pracujący dzisiaj za minimalną pensję może ich nabyć 929 a otrzymujący płacę średnią 1640. Podsumowując poziom życia w dzisiejszej Polsce jest nieporównywalnie wyższy niż okresie miedzywojennym.
Podane wyżej ceny i zarobki pozwalają każdemu samodzielnie porównać się z dowolnym przedstawicielem II RP. Jedno jest też pewne – władza w II RP miała się naprawdę jak „pączki w maśle”. Prezydent Duda może tylko pomarzyć o dochodach jakie miał prezydent Mościcki!
Bibliografia:
- Z. Landau, Jerzy Tomaszewski, Gospodarka Polski międzywojennej, T. III, 1930-1935, Książka i Wiedza 1982.
- C. Leszczyńska, Historia Polski w liczbach, T. 5, Polska 1918-2018, Zakład Wydawnictw Statystycznych 2018.
- B. Kruszyński, Kariery oficerów w II Rzeczypospolitej, Poznań 2011.
- F. Kusiak, Życie codzienne oficerów Drugiej Rzeczypospolitej, Warszawa 1992.
- M. Romeyko, Przed i po maju, Warszawa 1967.
- J. Żarnowski, Polska 1918-1939: praca, technika, społeczeństwo, Książka i Wiedza 1999.
- „Mały Rocznik Statystyczny 1936”, „MRS 1939”, Nakładem Głównego Urzędu Statystycznego.
- „ATS Auto i Technika Samochodowa”, nr 6, czerwiec 1937 r.
- „ATS Auto i Technika Samochodowa”, nr 11, listopad 1938 r.
Ryszard Nowosadzki